30 lipca (poniedziałek): Vidova Gora i ostatni wieczór na BračuKilka punktów widokowych zaliczyliśmy, pora na ten najważniejszy na całej wyspie
Najlepsze na koniec - pozostaliśmy wierni tej zasadzie i zwlekaliśmy do ostatniego dnia, żeby wyjechać na Vidovą Gorę.
A tak naprawdę
czekaliśmy na dobrą widoczność, mówiliśmy sobie: "Jutro na pewno będzie lepsza". Dzisiaj nie ma już na co czekać, bo następnego dnia nas tu przecież nie będzie...
Jedziemy więc (tym samym asfaltem, co na "prawie Vidovą"
):
Zostawiamy Fabiaka na dosyć zatłoczonym parkingu, sporo aut z polską rejestracją.
Obowiązkowe zdjęcie pod tablicą:
i możemy ruszać dalej. Bo okazuje się, że jest jakieś "dalej". Na szczyt idziemy asfaltową drogą jeszcze około pięciu minut.
Jesteśmy na miejscu! Widoki bajeczne
(Trochę narzekamy na widoczność, ale i tak bardzo się nam podoba
)
Nie będę za dużo pisać. Popatrzcie sami, jak tam pięknie
:
Na Zlatnim Racie jeszcze sporo plażowiczów:
Całkiem duży ten Bol:
Mogłabym tak siedzieć i siedzieć. Wrażenia niesamowite!:
I focić w nieskończoność:
Vis niestety ledwo widoczny:
Na razie to dla mnie tajemnicza wyspa. I bardzo intrygująca - musimy ją w końcu "zdobyć"
Jak już się nasyciliśmy widokami, zobaczyliśmy też inne ciekawostki na szczycie:
Do konoby nie wstąpiliśmy:
Dziwne, prawda?
Chcemy pojechać na pizzę do Bolu, więc nie będziemy się tu rozsiadać.
Jeszcze zdjęcie w stronę stałego lądu - niestety słabo widoczne Biokovo:
i możemy wracać na parking:
Tak jak napisałam, wieczór (a właściwie jego początek) spędzamy w Bolu. Najpierw zaglądamy do części straganowej:
ale bardzo szybko stamtąd uciekamy
Nadmorską promenadką:
zmierzamy w stronę placu ze studnią. Parę dni temu upatrzyłam sobie pizzerię "Skalinada". Cudem udaje nam się znaleźć w niej miejsce.
Pizza, tytułowa "Skalinada", smakuje wybornie
W świetnych humorach wracamy na camping.
I tu zaczyna się właściwa część wieczoru
Idziemy do campingowego baru - trzeba się przecież pożegnać. Dosiadamy się do chłopaków z Sarajeva. Przy stoliku siedzi jakaś nieznana nam para; jak się okazuje są to właściciele campingu - poznajemy ich dopiero dzisiaj. Oboje świetnie mówią po angielsku (z nutką zazdrości podziwiam ich zasób słownictwa
), więc szybko porzucamy próby dogadywania się po polsko-chorwacku.
Rozmawia się bardzo przyjemnie. Dowiadujemy się m.in. tego, że camp działa czwarty sezon. Opowiadają nam, jak urządzali wszystko od zera. Sami mieszkają w Bolu i prowadzą tam centrum nurkowe. Mówią też o gościu z Polski - reporterze TVN-u, który kręcił materiał o nurkowaniu, surfowaniu i innych atrakcjach Bolu. Twierdzą, że reportaż ma być emitowany w telewizji w sierpniu. Niestety niczego takiego nie widzieliśmy, ale prawda jest taka, że nie śledziliśmy programu telewizyjnego zbyt uważnie.
Po jakimś czasie przychodzą do nas tutejsze kotki - Żaklina i Angelina
Dowiadujemy się, że mają zaledwie dwa miesiące. Są strasznie słodkie
Niestety nie mam wyraźnych zdjęć Żakliny (tej ładniejszej, moim zdaniem), bo było ciemno, a ona też jest ciemna
(Angelinę pokazywałam już w pierwszym odcinku z campu "Aloa".)
Wrzucę takie fotki, jakie udało mi się zrobić. Oto Żaklina:
A tutaj Żaklina na moich kolanach:
Chyba było jej tam dobrze, bo zasnęła
I jeszcze Żaklina z siostrą - Angeliną:
Nasz ostatni dzień na Braču niestety dobiega końca. I tak staraliśmy się go maksymalnie wydłużyć
Jutro opuścimy to rajskie miejsce... Ale to dopiero jutro!