29 lipca (niedziela): Tour de Brač - część drugaPo plażowaniu w Lovrečinie jedziemy do Supetaru. Chcemy pokazać znajomym miasteczko, w którym spędziliśmy tydzień i zabrać ich do naszej ulubionej konoby - "Rivy". Pizza z pršutem wszystkim bardzo smakuje
Supetar już pokazywałam wiele razy, ale skoro znowu tam byliśmy, to jeszcze kilka fotek.
Klasycznie
:
Tej uliczki chyba jeszcze tu nie było:
Tak jak i tego zaułka:
Jednak jeśli chcemy jeszcze dzisiaj wjechać na Vidovą, musimy się zbierać. O 20:00 odpływa ostatni prom z Sumartina do Makarskiej, czyli za niecałe półtorej godziny
A mamy jeszcze prawie całą wyspę do przejechania. Już wiemy, że na Vidovej nie zabawimy zbyt długo, o ile w ogóle tam dotrzemy...
Ostatecznie decydujemy się - zdążymy!
Na Vidovą Gorę prowadzi elegancka asfaltowa droga:
Nie ma żadnych stromych podjazdów, bo już wcześniej osiągnęliśmy znaczną wysokość.
Dojeżdżamy. Na parkingu, mimo dosyć późnej pory, sporo aut. Wybiegamy z samochodu i pędzimy focić... na najbliższy punkt widokowy, który niestety nie jest Vidovą Górą
Zdecydowanie nie mamy już czasu, żeby podejść na szczyt, więc naszym znajomym muszą wystarczyć widoki z "prawie Vidovej Gory"
My natomiast jeszcze tu wrócimy jutro na zdecydowanie dłuższą sesję zdjęciową
Widoczność niespecjalna (i późna pora - po 19:00), ale co tam - pokażę Wam parę fotek spod szczytu
:
A tam będziemy jutro
:
Strasznie szkoda, ale musimy jechać... O mały włos nie przejeżdżamy zająca samobójcy, który nagle rzuca się nam pod koła
Na szczęście nic nie jedzie z przeciwka i udaje się ominąć fajne, choć niezbyt rozgarnięte zwierzątko.
Do Sumartina dojeżdżamy 10 minut przed odpłynięciem promu, więc naszych znajomych omija przymusowy nocleg na Braču
Nie wyglądają na rozczarowanych, chociaż mówią, że wyspa (to, co zdążyli zobaczyć) bardzo im się podobała.
Patrzymy na prom i nie wierzymy własnym oczom. Mamy przed sobą Pelješčankę
Tę samą rzężącą, zdezelowaną Pelješčankę, którą dwa razy płynęliśmy na trasie Ploče - Trpanj (teraz pływa tam nowy Vladimir Nazor). A więc tutaj ją "zesłali"... Sądziliśmy, że ten złom zwany promem nie pływa już wcale. A jednak!
To była największa niespodzianka tego dnia
Machamy znajomym na pożegnanie. Mamy nadzieję, że bawili się tak dobrze jak my. To był bardzo udany dzień - głównie ze względów towarzyskich, bo sama wyspa nie stanowi już dla nas takiej atrakcji jak na początku
Cieszymy się z wizyty w Lovrečinie i ze zwiadu Vidovej, na którą wrócimy (a właściwie pojedziemy po raz pierwszy
) następnego dnia