22 lipca (niedziela): Cromaniackie spotkanie, niedoszła rybarska večer i nocna burzaStreszczenie odcinka jest powyżej
Teraz trochę to rozwinę, bo był to bardzo ciekawy, obfitujący w różne wydarzenia, wieczór.
Jak być może pamiętacie
, pogoda zaczynała się psuć. Poza tym, że było nadal gorąco, morze bardziej przypominało Bałtyk niż Jadran, a to, co się działo na niebie - kapryśną polską pogodę.
Ale to ciągle Chorwacja! "Promenadą nadmorską", która prowadzi od naszego campu do centrum Supetaru:
docieramy do starówki. Wchodzimy w wąskie uliczki:
Przechodzimy przez skwer przed kościołem św. Marcina, gdzie parę dni temu słuchaliśmy koncertu klapy Vala:
Gdzieś po drodze obserwujemy dziwnie nastroszonego małego kotka, który najwyraźniej boi się tego drugiego:
Mijamy nabrzeże:
Naszym celem jednak jest teraz znalezienie kafejki internetowej, żeby sprawdzić, co nas czeka w pogodzie. Lepiej być przygotowanym
Niestety kiepskie prognozy się potwierdzają. Następne dwa dni będą słabe, w środę zacznie się poprawiać. Po cichu myślimy już o tym, że jutro zrobimy sobie wycieczkę do Splitu. W kafejce zaglądam też oczywiście na cro.plę
Parę minut po łączeniu z forum spotykamy Cromaniaka - Tony'ego Montanę z Rodziną
Bardzo się cieszymy, bo dwa dni temu widzieliśmy się krótko. Teraz będzie czas, żeby na spokojnie usiąść przy piwie w jednej z knajpek na nabrzeżu i pogadać
Super było się z Wami spotkać!
Zaczyna się ściemniać. Tony z Rodziną wędrują do samochodu, my ich odprowadzamy, ale nasz wieczór się jeszcze nie kończy (ich na pewno też nie
) Chcemy pojechać do Mircy, gdzie właśnie miała zacząć się rybarska večer.
Nigdy jeszcze nie braliśmy udziału w takiej imprezie, a chętnie zjedlibyśmy dobrą rybę w atmosferze dalmatyńskiej festy. Niestety z tym wieczorem jest mały problem. Będąc parę dni temu w Mircy, pytaliśmy o "rybacką noc" kelnera w jedynej konobie nad morzem. Dziwił się i nic na ten temat nie wiedział. My natomiast wiedzieliśmy o imprezie z folderu wziętego z informacji turystycznej w Supetarze. Poszliśmy więc i tam zasięgnąć języka. Jednak pani w informacji była średnio zorientowana i powiedziała, że nie słyszała o tym, ale skoro coś takiego wydrukowali, to pewnie jest, z tym, że w górnej, starej części Mircy.
Pojechaliśmy więc do starej Mircy. Pusto, głucho... A nie, jakieś dwie panie siedzą na placu przy kościele. Pytam je o rybarską večer. Przecząco kiwają głowami. Nie, dzisiaj nic takiego nie ma. Pytam, czy może w "nowej Mircy". Mówią, że nie dzisiaj. My jednak należymy do niedowiarków i jedziemy sprawdzić
Okazuje się, że panie nie wiedziały, co dzieje się w ich miejscowości zaledwie kilometr dalej... Może i słusznie, że się tym nie interesowały, bo "impreza" niby była, ale bardzo skromna. Rybki serwowano tylko w jednym miejscu - w beachbarze, do którego ustawiła się gigantyczna kolejka. Ustawiono tylko kilka stolików. Generalnie tłum ludzi i kiepska organizacja skutecznie nas odstraszyły. A szkoda, bo pachniało pięknie i grała jakaś klapa...
Myślimy, co dalej ze sobą zrobić, bo zrobiliśmy się głodni. Postanawiamy jechać na kolację do Sutivanu. Myślę, że wieczorem jest tam bardzo klimatycznie. Niestety mamy pecha - tuż przed Sutivanem zaczyna padać deszcz
Trochę to psuje moją wizję idealnego wieczoru
Jednak aż tak bardzo się tym deszczem nie przejmujemy i mimo wszystko próbujemy znaleźć jakąś konobę czy pizzerię na nabrzeżu. To, że nam się nie udało, nie znaczy, że jej tam nie ma
Teraz, dzięki Forumowiczom, już to wiem
Ale wtedy jesteśmy bardzo zdziwieni, że w takim ładnym miasteczku nie można zjeść kolacji, patrząc na morze... (Nie wiem, jak my tego szukaliśmy, że nie znaleźliśmy
)
Ostatecznie i tak musimy się schować do wnętrza jakiejś knajpki, bo pada coraz bardziej i obsługa "zwija" stoliki stojące na zewnątrz. Wybór (trochę na ślepo) pada na konobę "Keko", gdzie serwują również pizzę. Niestety pizza ta nie smakuje nam szczególnie - zbyt grube ciasto, jak na nasz gust.
Wieczór, który miał być wspaniały, kończy się małym rozczarowaniem... Ale czasami tak bywa
To jednak jeszcze nie koniec! Mnóstwo emocji dostarcza nam noc pod namiotem. Na szczęście "epicentrum" burzy jest kilka kilometrów dalej - w Splitskiej lub w Postirze, czyli u Myszy albo u Tony'ego... Ale my i tak odczuwamy i przeżywamy silne porywy wiatru oraz grzmoty, które wydają się uderzać całkiem blisko nas... Generalnie burza w namiocie to niezbyt miłe przeżycie, w 2006 roku przeżyliśmy dwie straszne burze i nie chcielibyśmy znowu tego doświadczać. Na szczęście tym razem najgorsze nas ominęło i następnego dnia z ulgą stwierdzamy, że nie ma żadnych strat
Możemy więc wybrać się na planowaną wycieczkę do Splitu. Ale o tym napiszę w następnym odcinku, bo to już kolejny dzień naszych wakacji
Pozdrav