Zgodnie z zapowiedzią poniżej sprawozdanie:
Wyjeżdżamy z Białegostoku ok 21.00 09-08-2012. Do spotkania z naszymi znajomymi mamy około 180km. Podróżujemy z dwójka dzieci (3+5 lat) które zaraz po wyjeździe śpią już sobie z tyłu w fotelikach.
Nasze auto to Citroen Berlingo 1.6 Hdi więc pakowne ale niezbyt szybkie. Całą trasę szczegółowo wpisałem w nawigację z AutoMapą więc żona nie musi ciągle ślęczeć z mapą w ręku. Do punktu spotkania docieramy około północy i razem już ruszamy w kierunku Lublin- Rzeszów-Barwinek. Generalnie podróż w nocy przez Polskę to moim zdaniem najlepsze rozwiązanie. Ruch mały, sporadycznie przejeżdżają z naprzeciwka jakieś auta, zero misiaczków i tym podobnych rozrywek. Droga do Lublina niezła, do Rzeszowa średnia, do granicy słaba. Szczególnie fatalny jest odcinek od Domaradz- Miejsce Piastowe. Chyba ze 3 mijanki na robotach drogowych - pomimo wczesnych godzin porannych tracimy na nich na pewnie ok 30 min. Potem jeszcze tankowanie do pełna na Orlenie za Duklą, mijanka przed Barwinkiem i około 6 rano wjeżdżamy na Słowację.
Ponieważ zapadła wspólna decyzja ze jedziemy autostrada Presov – Koszyce zaraz za granicą stajemy przy punkcie gdzie można kupić winiety – niestety nie przyjmują kartą. Ponieważ postanowiłem możliwie najwięcej wydatków pokrywać karta, jedziemy dalej.
Wiele czytałem o kiepskiej drodze na odcinku Barwinek – Presov jednak nie potwierdzam tej informacji. Droga jest kręta ale w miarę dobrej jakości. Zresztą postanowiłem przejechać Słowację przepisowo więc w miasteczkach twardo 45km/h, poza nimi 80. Muszę przyznać że czułem się na początku niepewnie wlokąc się taka prędkością ale za nami ustawił się sznurek 5-6 aut i nikt nikogo nie wyprzedzał mimo że były możliwości. Na pierwszej stacji benzynowej na Słowacji stajemy i bez problemów płacimy karta 10Euro za winietę na 10 dni. Ponieważ jedziemy na tydzień, starczy nam w 2 strony. A więc naklejka na szybę i posuwamy się żółwim tempem w kierunku na Presov. Kawałek obwodnicy Svidnika (nie wymaga winiety) wykorzystujemy na zwiększenie prędkości średniej i zaraz mamy Presov. Nawigacja bezbłędnie podprowadza nas pod skrzyżowanie autostrady i drogi bezpłatnej 68. Jak wjechałem na ten kawałek autostrady to już się kompletnie załamałem – droga bezpłatna 68 leci tuz obok i jest dobrej jakości. Auta jada po niej wolniej ale płynnie więc muszę przyznać ze nie warto kupować winiety i korzystać z tego słabej jakości odcinka autostradowego. No ale skoro już jesteśmy na nim to wciskamy gaz i z prędokościa ok 120km/h po około 20 minutach docieramy do Koszyc. Potem zwalniamy i nawigacja wiedzie nas bezbłędnie przez miasto trasą 68 w kierunku granicy Węgierskiej do której docieram ok 8.30. Generalnie na Słowacji nikt nas nie niepokoił i nie zatrzymywał choć muszę przyznać że żarówki, bezpieczniki i apteczka (włącznie z 4 agrafkami i folią PCV do opatrunku uszczelniającego) były kompletne i gotowe a kamizelki w kabinie.
Wjeżdżając na Węgry oddychamy z ulgą i zaczynamy szukać winietek na autostradę. Tuż za przejsciem jest sprzedaż jednak jak zwykle nie przyjmuja kart więc jedziemy dalej. Już „normalna” prędkością dojeżdżamy do pierwszej stacji benzynowej po winietę na autostradę. Zakup bez kłopotów – sprzedający rozumie po polsku i nabywamy winietę na 10 dni (starczy w obie strony) podając numery rejestracyjne auta i płacąc kartą 2950 HUF (bank przeliczył to na 45,17 PLN).
Podróż przez Węgry mija miło i spokojnie. Drogi nawet te nieautostradowe są dobrej jakości. No a po wjeździe na autostradę to już bajka. Mkniemy więc szybko w kierunku Budapesztu. Ponieważ jest już po południu postanawiam pojechać dużą obwodnicą autostradową mijając z daleka miasto. Zjeżdżamy więc na autostradę M31, potem M0, potem M5, znowu M0 i po dłuższej chwili wjeżdżamy na M7 w kierunku Balatonu. Po wjeździe na M7 stajemy na parkingu na krótką drzemkę bo oczy nam już kleją się nie na żarty a smak Red Bula już się przejadł.
Muszę tez przyznać że obwodnica Budapesztu to jedno z tych nielicznych miejsc gdzie AutoMapa pogubiła się trochę a raczej to ja poustawiałem punkty Via ale na pasach dla przeciwnego kierunku więc żona z mapą miała trochę roboty. Jednak oznakowanie dojazdów na Balaton łatwo wyłowić z mało zrozumiałych napisów i już po chwili mkniemy M7 w kierunku Zalakaros gdzie mamy w planie odwiedzić z dziećmi basen Granit i znaleźć jakiś nocleg.
Do Zalakaros dojeżdżamy ok 15. Po obfitej lekturze forum od razu kieruje się na ulicę Nyirfa Utca gdzie faktycznie wszystkie domy posiadają pokoje do wynajęcia. Właściciele widząc obce auto sami wychodzą jednak faktycznie wynajęcie pokoju na 1 noc nie jest proste. Każdy kręci głową (potrzebujemy 2 pokoi dla rodzin 2+2) że na jedna noc to nie. Chodząc tak od domku do domku trafiamy w końcu na straszą panią która zgadza się nam wynająć 2 apartamenty (sypialnia, łazienka, kuchnia) z podwójnym łóżkiem za 30 Euro od sztuki. Czas poszukiwania noclegu – 30 min. Nie ma problemu bo dla najmniejszego dziecka mam w aucie składane łóżeczko. Szybko płacimy więc, pakujemy się do apartamentu, bierzemy niezbędne rzeczy basenowe i szybko na basen. Jedziemy autem choć to blisko (250m). I bardzo dobrze bo te baseny są specyficzne – oprócz krytej części z basenem tradycyjnym jest tez otwarta przestrzeń z basenami dla dzieci, falami, ślizgawkami itp. Nie ma natomiast typowej szatni czy czegoś takiego. Jak na plaży. Przebieralnia i nosimy wszystko ze sobą. Więc ja żeby nie nosić wrzuciłem wszystko do auta i po kłopocie.
Basen jest czynny do 19. Koszt wejścia dla 2 osób dorosłych uwzględniając zniżkę (miej niż 3 godziny do zamknięcia a było już po 16) 4700 HUF. Można dogadać sie po angielksku i niemiecku bez problemów, po polsku z gestykulacja. Można płacić karta (po przeliczeniu 72,35 PLN). Dzieci do 6 lat wstęp za darmo.
Generalnie bardzo polecam taki relaks. Po długiej drodze dzieci odżyły. My też. Warunkiem, aby dobrze się zabawić jest dobra pogoda bo najfajniejsze atrakcje są na podwórku. Jest zamek dla dzieci z rożnymi zjeżdżalniami, basen z falami i wiele innych atrakcji. Czas do 19 mija błyskawicznie i muszę przyznać że byłem tylko na 2 basenach – dziecięcym na zewnątrz i jacuzzi w środku. Warto tak planować przyjazd aby być tam nawet 6- 8 godzin jak jest słońce.
Link do basenu:
http://www.furdo-zalakaros.hu/ Po basenie wracamy na kwaterę i ja muszę przyznać że tyle pamiętam bo padam na poduszkę i wstaje dopiero rano. A ranek wita nas kropelkami deszczu więc z tymi basenami to mieliśmy szczęście z pogoda. Zrobiłem tez kilka fotek kontaktów do kwater w Zalakaros dla chętnych. Kontakt raczej po niemiecku ewentualnie po polsku można się trochę dogadać. Mogę fotki wysłać na maila.
Ok 8 ruszamy z Zalakaros w kierunku Chorawacji a że jest to ok 40km to po 30 minutach jesteśmy na granicy. Przejście autostradowe około 9 godz jest już zakorkowane więc ruch już na autostradzie kierowany jest na tzw stare przejście gdzie odprawiamy się bez kolejki i wracamy na chorwacką autostradę mknąć w kierunku Zagrzebia. Cały czas mam na dachu antenę CB i działające CB na kanale 19 do komunikacji pomiedzy autami – nikt się do niczego nie czepia z pogranicznikiem chorwackim włącznie a 1,5m antena rzuca się bądź co bądź w oczy.
Nieodłącznym elementem wjazdu do Chorwacji jest tankowanie. Jeżeli nie lubicie stać w korku na stacji nie róbcie tego na pierwszej stacji za granicą – kolejka niesamowita. Jak w Polsce za komuny gdy dowieźli paliwo. Auta nie mieszczą się na stacji więc korek sięga na autostradę na pas zjazdowy. Tragedia. Mijamy ją, bo następna stacja jest 32km dalej i tam już bez żadnej kolejki napełniamy baki pod korek (10,01 HRK/litr ON płacąc kartą) i pijemy dwie kawy po 10 kun każda.
Ponieważ moje auto nie jeździ zbyt szybko i słuchając wiadomości Chorwackiego auto klubu w radiu (korek w Lucka na wjeździe na autostradę 6km) decydujemy się zjechać w Zagrzebiu z autostrady i pojechać starą trasą przez Plitwickie Jeziora. Zjeżdżamy więc z autostrady (płacąc za przejechany odcinek 41 HKN karta oczywiście ( uwaga!! opłata za autostradę nie wymaga podawania PIN karty, po prostu dajemy kartę , on przeciąga i gotowe) i po 40min przez Lucko dojeżdżamy do Karlowaca skąd kierujemy się na Plitwickie Jeziora trasą nr D1. Tylko pierwszy odcinek koło Zagrzebia jest kiepskiej jakości i zatłoczony. Reszta trasy to jakość porównywalna z naszymi drogami, średnia prędkość do Plitwic 70km/h, jedziemy raczej przepisowo podziwiając widoki. Na trasie pomiędzy Zagrzebiem i Karlowacem warto kupić sobie pyszne pieczywo w „Pekarach” i dużo tańsze owoce (niż w kurortach na wybrzeżu). Niestety my nic nie kupujemy bo nie mamy Kun i wymieniamy dopiero w Karlowacu na stacji Tiffonu. Z Plitwic kierujemy się na Bosiliewo gdzie wjeżdzamy już na autostradę i mkniemy przez mosty i tunele az do zjazdu Sestanovac (koszt 99kun płatne kartą) i tankując paliwo pod korek, aby na miejscu mieć już zapas i nie szukać stacji benzynowej.
Dobrym punktem parkingów autostradowych jest prawie zawsze plac zabaw dla dzieci. Skromny to skromy, ale w czasie gdy my pijemy kawkę, dzieci brykają na ślizgawce. Taki ruch przez 30 min pozwala im wyładować energię i spokojniej mija trasa w aucie.
Dalsza podróż bez kłopotów i bez korków widowiskową trasą. Docieramy do Mimic i około 16 meldujemy się w Apolo 11 gdzie czekają już na nas apartamenty. Tego samego dnia jeszcze Ożujsko na plaży .......
W załączeniu link do trasy jaka jechaliśmy w Googlemaps. Łączna długosc 1710 km czas jazdy ok 27 godzin.
http://maps.google.pl/maps?saddr=Bia%C5 ... 2&t=m&z=10W następnej części opiszę krótko Mimice oraz wrażenia i wnioski z podróży i pobytu.