Spanie na parkingu to
zło konieczne, czasem jednak nie jest to złe rozwiązanie
. „
Nasz” parking przy stacji paliw MOL był OK, zarówno w drodze „do”, jak „z”. Alternatywą był wielgachny parking przy autostradowym przejściu granicznym, no ale taki wybór to już chyba tylko
w przypływie desperacji…
Parking w pobliżu MOL znajduje się wprawdzie w pobliżu drogi („umiejscowienie” pokazałam na początku relacji), ale jest od niej na tyle daleko, że odgłosów nie słychać
. Zresztą, o tej porze roku ruch jest tam znikomy…
Bliskoś c całodobowej stacji paliw to plus, ze względu na dostęp do WC. Wchodzi się tam nie przez sklepik, lecz od tyłu budynku, więc jest to wygodne zarówno dla obsługi stacji, jak i dla nas
.
W drodze powrotnej dodatkowym plusem była bliskość restauracji, bo przecież już mocno głodni byliśmy
. Ustawiliśmy więc auto tak, żeby nie trzeba go było przestawiać przed pójściem spać, no i poszliśmy na obiadokolację.
Tulipános Csárda to nowa restauracja, otwarto ją wiosną 2014. Wnętrze spore, nastawione zapewne na wieloosobowe imprezki. Teraz też była tam jakaś autokarowa grupa Słowaków, zajęli jednak zaledwie skrawek wielkiego pomieszczenia. Sporo stolików wciąż było pustych, albo stały się takimi w międzyczasie, gdyż niektórzy goście akurat kończyli to, co my dopiero mieliśmy zacząć
Zaczęliśmy oczywiście od wyśmienitego węgierskiego czerwonego wina. Przy dźwiękach lokalnej kapeli (grającej jednak
nie węgierskie czardasze, lecz przeboje światowe), smak wina był jeszcze bardziej wyrazisty
. Co do jedzenia… Poprawne, aczkolwiek bez polotu. Gulaszową zupę wielokrotnie jadłam o niebo lepszą.
Grzesiek „wylosował” gulasz z galuszkami. Tyle, że do „wyboru” była jedynie opcja drobiowa, a konkretnie
kogucia. Z jakiej jednakże części ptaka, nie byliśmy w stanie dociec z zapisków w menu. Wprawdzie było ono w kilku wersjach językowych (lecz nie polska), niemniej jednak zapisane słowa
niewiele nam mówiły. Tego typu loteria
to jednak dla nas nie nowina, więc koguci gulasz wkrótce pojawił się na stole. Kształt kilku delikatnych kęsków w zasadzie nie budził wątpliwości
, ale i tak postanowiliśmy zapytać kelnera, gdzie kogut „to” ma
?
Żadnego koguta pod ręką nie było, więc kelner w zastępstwie wskazał na analogiczną część
swego własnego ciała.
Żeby uzbierała się porcyjka na Kakashere pörkölt, trzeba było pozbawić jąderek kilku kogutów!
Gdyby nie to, ze jednak byliśmy zmęczeni całodzienną jazdą, niewykluczone że zostalibyśmy na tańcach
. Poradzilibyśmy sobie, skoro nie były to czardasze ani cykladzka ludowa muzyka
.
Poszliśmy jednak „ do domu” i dość szybko zasnęliśmy. Żadne z nas nie zauważyło, kiedy
zniknęły stojące obok nas auta tych, którzy na tańcach zostali…