Przy parkingu znajduje się przystanek autobusów kursujących tu ze Skopje. Spotkaliśmy tu dwójkę młodych Polaków
czekających na autobus. Widząc rodzimą rejestrację, mieli nadzieję na załapanie się na szybszy transport do macedońskiej stolicy. No ale nie mogliśmy im nic zaoferować, nawet gdyby łóżeczko było złożone
. Do Skopje tym razem się nie wybieraliśmy (może dotrzemy tam przy kolejnej samochodowej podróży na greckie wyspy?), na dodatek nad Treską
mieliśmy zamiar spędzić trochę czasu, bo było to dogodne miejsce na usmażenie rybek. Autobus przyjechał, zanim się z tym uporaliśmy…
Pierwsza „wersja” przewidywała, że zanocujemy nad rzeką. Ostatecznie jednak uznaliśmy, że
jedziemy dalej. Nad Treską było
brudno (wzdłuż ścieżki spacerowej nad kanionem zresztą też
walało się mnóstwo śmieci – być może byłoby inaczej, gdyby znajdowały się tam jakieś kosze?), z trudem udało nam się znaleźć miejsce "bez dodatków". Wilgotność powietrza była taka, że zrobiło się po prostu zimno
. Właśnie zapadał zmierzch…
Grzesiek uznał, że jeszcze może przejechać trochę kilometrów.
Wyszło na to, że przejechaliśmy
znacznie więcej, niż planowaliśmy… Padał deszcz
, lunęło już na obwodnicy Skopje. Jak to dobrze, że nie zostaliśmy nad Treską!
Po przekroczeniu granicy macedońsko-serbskiej, woli na spanie jeszcze nie było. Gdy minęliśmy Vranje i wjechaliśmy na kręte górskie drogi, taka chęć się pojawiła
. Niestety, były to tereny objazdu budowanej autostrady, po ciemku
nie rzuciło nam się w oczy żadne miejsce dogodne na ustawienie „sypialni”. W rezultacie, dojechaliśmy aż do autostrady, tyle
najbliższy parking na którym dało się zatrzymać na spanie, był dopiero za zajazdem na Niš. Dotarliśmy tam kwadrans przed 22-gą , tego dnia przejechaliśmy około 990 km.