Nareszcie nadszedł moment wysiadki na
MILOS Aut już sporo wyjechało na poprzednich wyspach, część płynie dalej (za nami stoi pojazd na Folegandros)...
Zjeżdżamy na nabrzeże
Adamas . Zbliża się godzina 23, a życie nocne kwitnie! Z pewnością duży wpływ ma na to marina jachtowa, załogi przecież o tej porze siedzą przy tawernianych stolikach
.
A w sklepikach z pamiątkami sprzedawcy liczą na to, że ktoś się na coś skusi…
A nasz prom zaraz odpłynie…
Na JUŻ pojawia się kwestia
miejsca na nocleg. Wygooglana w domu, niezbyt odległa od portu mała plaża przy pomniku wojennym na cyplu Bombarda, nie jest niestety osiągalna
. Droga oczywiście jest, nawet nie aż tak wąska, natomiast
stan jej nawierzchni… Szczególnie pierwszy odcinek za miejską plażą Lagada jest tak dziurawy (ogromne wyrwy w starym betonie), że nawet auta z wyższym zawieszeniem miałyby tu spory kłopot. Tak więc, misterny plan
runął. Ale z perspektywy czasu wiemy, że dobrze się stało
.
Z braku laku, zatrzymaliśmy się przy zachodnim skraju plaży
Lagada (Langada, Λαγκάδα) , dzięki czemu mieliśmy blisko
do portowego nabrzeża, czyli do pierwszego piwka
na Milosie.
W pełni sezonu zatrzymanie się tu na „bagażnikowy” nocleg z pewnością byłoby kiepskim wyborem, gdyż w pobliżu plaży stoi hotel "Lagada Beach".
Nie byliśmy samotni w wyborze Lagady, gdyż przed nami miejsce pod tamaryszkiem zajęła sobie para młodych Greków (widzieliśmy ich na promie) i rozbiła namiocik
. Rano wyruszyli na zdobywanie wyspy wynajętym skuterem, któregoś dnia gdzieś się nawet z nimi minęliśmy...
Z miejsca, w którym ustawiliśmy sypialnię, do portu było bliziutko. Po krótkim spacerze wzdłuż nabrzeża, ostatecznie przysiedliśmy w tawernie najbliższej Lagady
czyli w "Mariannie”.
Jak się okazało, wybór był trafiony, gdyż szefem kuchni jest tutaj (od lat kilkunastu) nasza rodaczka
– Lidia. Tego wieczora nie było okazji z nią porozmawiać, gdyż zajmowała się sporą polską załogą. Polskie jachty widzieliśmy w Adamasie chyba za każdym razem, gdy tu byliśmy, a „Marianna” jest wśród naszej żeglarskiej braci bardzo popularna. Oczywiście, za sprawą Lidki. No i jej wyśmienitej kuchni
, ale na spróbowanie tych smakowitości wyznaczyliśmy sobie inny termin. Na powitanie wystarczył Mythos, podawany przez jednego z greckich kelnerów, z których rzecz jasna każdy mówić trochę po polsku potrafi.