Na wyspie przejechaliśmy łącznie 304 km, średnia prędkość - 22 km/godz. Miloskie spalanie wyniosło nam około 8 l na 100 km (dla porównania średnia z całej podróży to około 5,5 l).
Ostatnie chwile na Milos to kolejka do wjazdu na prom. Sporo aut (małych i wielgaśnych) opuszcza wyspę… Płyniemy „Prevelisem” – tym samym, w którym w maju
chwile grozy (na szczęście nie aż takie, jak pod koniec grudnia na płonącym „Norman Atlantic”) pod przeżyli Małgosia i Paweł.
Anek Lines prom chyba dobrze naprawiło, bo u nas nic złego się nie działo
. Przypłynął na Milos w zasadzie o czasie, zaledwie z kilkuminutowym opóźnieniem. Obsługa robiła wszystko, żeby załadować prom błyskawicznie, aby udało się odpłynąć zgodnie z planem, tj. o godzinie 0:15. Jakiś poślizg był, ale nieznaczny.
Zapewne do przyszłego roku „jesienny” rozkład promów ulegnie zmianom, ale jakby ktoś był ciekawy
, wklejam fotkę z godzinami kursów, jaka wisiała w porcie przy agencjach sprzedających bilety.
Prevelis nie jest wprawdzie kolosem, ale to i tak największy prom, jakim dotąd płynęłam
. Ma długość 142,5 m, szerokość 23,5 m. Może zmieścić 310 samochodów i około 1400 pasażerów...
Został zbudowany w Japonii w 1980 roku, kompletnej renowacji doczekał się w 1995 roku. Co odnawiano i naprawiano od tamtej pory, nie mam pojęcia. Może to i dobrze
, bo gdyby okazało się, że niewiele robiono? A tak, wydawało mi się, że jesteśmy bezpieczni
. No może za wyjątkiem momentu, gdy kazano nam wysiąść z auta i zostawić je na pięć godzin w
takiej oto pozycji… A na morzu hula wiatr, fale wcale niemałe…
Jakoś głupio parkować na tak długo
w takim nachyleniu, z kilkoma pojazdami powyżej. A jak ktoś
niedokładnie zaciągnął hamulec???
Na szczęście wszystko było w należytym porządku
.
Gdy wysiedliśmy z auta i zmierzaliśmy do części pasażerskiej, spotkaliśmy …
„naszego” Greka z Klimy. Grzeczniutki aż miło
, płynął ze swoją mamą do Pireusu na konsultacje kardiologiczne. Nie rozmawialiśmy zbyt długo, bo trzeba było znaleźć jakieś miejsce na rozłożenie śpiworków
. W piątek było do pokonania sporo kilometrów, kierowca musiał się przespać tak długo, jak się da.
Prom miał być w Pireusie o 5:15, więc realnie na spanie było nieco ponad cztery godziny. Nawet gdybyśmy chcieli nieco dłużej (zwłaszcza, że rejs przedłużył się prawie o godzinę – dobiliśmy o 6:10), nie było szans… Co fajniejsze miejsca „pod dachem” były już bowiem zajęte przez tych, co wsiadali wcześniej. Ostatecznie uznaliśmy, że najwygodniej będzie nam tutaj:
Tyle, że to było naprzeciwko damskiej toalety
, więc jak „wybiła” 4:30, zaczął się tam ruch…
A to już tuż przed Pireusem - „braciszek” Prevelisa płynący z Krety. Taki znak dla nas, jaką wyspę mamy wybrać na 2015
.
Zjazd na stały ląd…