Błąkając się po uliczkach Plaki z samego rana, jak tylko dojechaliśmy tutaj z Klimy, upatrzyliśmy sobie na kawkę „Palaios” - jedyne miejsce, w którym coś już się działo
przy stolikach. Przysiadali tam może nie tyle turyści (tych przez cały czas spaceru po stolicy, spotkaliśmy zaledwie kilku), ile miejscowi.
Tradycyjny dom z kafejką mieści się przy głównym placyku Plaki.
Kawka jak kawka –wyśmienita
. Największą atrakcją „Palaios” są jednak słodkości
, ich wybór jest
przeogromny. To właśnie po ciasteczka przybywają tu mieszkańcy Plaki, a zapewne i innych miloskich miejscowości. My jednakże byliśmy twardzi i deseru sobie odmówiliśmy (nie liczę ciasteczka, które było obowiązkowo „przynależne” do kawki).
Chociaż nie złakomiliśmy się na słodycze, to jednak nie poprzestaliśmy wyłącznie na kawce
. Otóż... skusiła nas ladenia
.
O tym, że coś takiego można zjeść na Milosie (być może także na innych Cykladach, ale tego nie wiem) dowiedzieliśmy się odlądając jeden z odcinków „Teorii smaku”, w którym Teo wraz ze swym synem przyrządzali ladenię na nabrzeżu w Pollonii. Nie wiemy, jak smakowała ta autorstwa Teo, ale jesteśmy pewni, że
można trafić różnie. Próbowaliśmy piekarnianych ladenii w Adamasie… no i
gdybyśmy na tym zakończyli doświadczenie, uznalibyśmy że nie warto. Na szczęście już sam widok tego, co zastaliśmy w „Palaios”, skusił nas do spróbowania tutejszego wypieku
. Cóż mogę powiedzieć – niebo w gębie
. Jeśli tylko ktoś będzie miał okazję, to ladenię trzeba zjeść tutaj
obowiązkowo!
Czas spędzony w „Palaios” został wykorzystany także na ułożenie puzzli z kawalątków rozbitej lampy. Przy okazji wyszło, że nie tylko my „trafiliśmy” w tamto miejsce pod Klimą, bo niektóre czerwone fragmenty znalezione pod feralnym kamieniem, okazały się nie nasze
.
Łatanie dziury w aucie zostawiliśmy na inny dzień, ważne żeby zdążyć z tym przed opuszczeniem wyspy. Teraz kontynuacja spaceru po Place.