Po dłuuuuższej przerwie (za którą, leżąc krzyżem, posypuję swą głowę wrzącym popiołem i kamieniami przywiezionymi z Pag) zapraszam do trzeciej, chyba przedostatniej, części (choć może rozwinę jeszcze później jakiś wątek, jeśli zajdzie taka potrzeba) migawek.
Na początek, zgodnie z prośbą kolegów
ajkik75 i
kaeres wrócę jeszcze do kwestii hotelu. Powiem tak, gdybym za hotel miał zapłacić cenę
8839 pesos to prawdopodobnie wybrałbym inny kierunek. Ale od początku.
Jak już mówiłem, tegorocznych ofert wakacyjnych szukałem „za pięć dwunasta”, dlatego też – mimo miłości do Chorwacji - rozważałem też jakąś „szybką Grecję last minute”, bo takich wycieczek było w sieci najwięcej. Coś tam już miałem na oku, ale w pewien wieczór, rozgrzane do temperatury topnienia stali google zaprowadziło mnie na… portal
Groupon, a dokładniej na Grupon Travel. I to właśnie tam znalazłem ofertę z której finalnie skorzystałem. Nigdy wcześniej z Groupona nie korzystałem, więc miałem trochę obaw, ale okazały się one (prawie w całości) bezpodstawne. A jak wyglądała ta oferta? Otóż właśnie tak:
2 osoby – HB – pokój premium double z widokiem na morze
25.04-23.06 i 27.08-31.10.2018, niski sezon
1699 zł zamiast 3695 zł za 7 nocyCzyli całkem nieźle
Z dzieciakami wyszło trochę drożej (najmniejsze bezpłatnie, większe na dostawce), ale i tak było to kwota nad wyraz atrakcyjna. Wiem, że na forum jest zakaz wklejania linków, ale jeśli ktoś jest ciekaw, niech wpiszę w wyszukiwarkę (
„Groupon Travel Liberry Hotel Pag”) i powinna tam się pojawić „moja” archiwalna oferta z wszystkimi szczegółami.
Po skontaktowaniu się z hotelem, zabukowałem konkretny termin, najwcześniejszy możliwy w „niskim sezonie”, czyli początek września. Grouponowa oferta miała pewnie podświadomy wpływ na moją ocenę hotelu, bo wciąż miałem w głowie magiczną zależność „cena / jakość”. Za taką stawkę, nie oczekiwałem cudów i nie zawiodłem się. Gdybym jednak zapłacił cenę „zwykłą” lub bookingową mógłbym być nieco rozczarowany, bo Liberty Hotel jest dość skromny i może nie spełnić wymagań wymagającego klienta. W cenie, prócz noclegu i posiłków HB obiecywano również:
nieograniczony dostęp do basenu zewnętrznego i prywatnej plaży,
wycieczka z przewodnikiem i degustacja win,
wycieczka z przewodnikiem i degustacja sera,
wycieczka z przewodnikiem i degustacja oliwy z oliwek,
pakiet powitalny (woda butelkowana i owoce),
jedna tradycyjna kolacja dalmatyńska z muzyką na żywo.
drink powitalny,
Wi-Fi, parking
Novalja miło mnie zaskoczyła. Miasto nie ma zbyt dobrej prasy, również i na naszym forum. Natrafiłem przed wyjazdem gdzieś w sieci nawet na wpis „Novalja - najbrzydsze miasteczko Chorwacji” i liczyłem się z tym, że może być różnie, ale... było naprawdę nieźle. Może gdybym się spodziewał, że Novalja to drugi Dubrownik to byłbym rozczarowany, ale jako, że oczekiwania miałem umiarkowane, to byłem miło zaskoczony (a trochę już tych chorwackich miasteczek i wiosek widziałem).
Muszę jednak wyraźnie zaznaczyć, że na moje postrzeganie miasta z pewnością spory wpływ miał termin. Czasami miałem wrażenie, że jest już grubo poza sezonem, a nie sam początek września. Straszono mnie, że na Pag nawet po otwarciu lodówki czuć atakujące dźwięki muzyki techno, że młodzi, głośni imprezowicze defekują po nocach w krzakach, ale nic takiego nie miało miejsca.
Novalja z początku września to taki nieco senny, leniwy i przyjemny kurort. Żadnych irytujących tłumów na promenadzie i walki o miejsca w konobach, miła obsługa (jakby doceniająca fakt, że to już końcówka wakacji, a co za tym idzie, widmo coraz mniejszych soczystych napiwków). Jak na typowy kurort przystało Novalja oferuje sporo barów, knajp, sklepów (w tym kilka dużych) i bankomatów. No właśnie, ilość tych ostatnich jest zdumiewająca. Czasami widziałem dwa bankomaty obok siebie. Miałem wrażenie, że Novalja to po prostu „miasto bankomatów”.
Jak wspomniałem Liberty Hotel jest fajnie położony. Widać z niego całkiem ładną „zawijającą” się panoramę miasta, co jest naprawdę urokliwie (zarówno w dzień, jak i wieczorem).
Pierwsze z poniższych zdjęć być może co niektórzy już znają
(zrobione w zasadzie przed hotelem):
Podczas naszego pobytu nie słyszałem żadnej dudniącej muzyki i dźwięków sławetnej „chorwackiej Ibizy”
Panował spokój i cisza. Wyskoczliśmy nawet na popularną plażę Zrce, która zamiast wyglądać tak:
… wygladała tak:
Zagadka rozwiązała się szybko. Jak dowiedziałem się z festiwalowej ulotki, ostatni dźwięk z „dudniącego festiwalu”, który przyciągał owe mityczne tłumy, wybrzmiał kilka dni przed naszym przybyciem. No cóż, nie powiem, abym z tego powodu odczuwał jakiś dyskomfort
Na koniec tych migawek czas jeszcze na dodatek do serialu:
Niestety zawsze gdy spędzam wakacje w hotelu z wyżywieniem (co zdarza się dość rzadko), mimo oczywistych atutów, ciężko nie zauważyć mi także pewnych specyficznych zachowań, w których brylują nasi rodacy (ale "na szczęście" nie tylko oni). Stali bywalcy wszelakich "all-in'ów" są już do tego pewnie przyzwyczajeni, ale mnie każdorazowo to irytuje.
Przykład 1. Obiadokolacja rozpoczyna się o 18:00 i o tej godzinie otwiera się "wrota" stołówki. Co robią niektórzy? Ustawiają się w kolejce przed stołówką już o 17:15, blokując ruch w korytarzu hotelu, niemal pod same schody, "bo dla nich zabraknie".
Przykład 2. W Liberty Hotel był jeden - raczej niewielki - basen. Problemem była oczywiście za mała ilość "miejsc leżakowych" w stosunku do liczby gości. Basen specjalnie nas nie interesował, ale każdego ranka, patrząc z okna obserwowałem ciekawy widok. Kilkanaście minut po godzinie 7, jeden z naszych rodaków - jeszcze na wpół śpiąc - schodził na dół niosąc pół tuzina ręczników. Następnie "zdobywał" basenowe leżaki rzucając na nie ręczniki i zadowolony z siebie wracał do hotelu. Co z tego, że przez 90% dnia w ogóle z tych leżaków nie korzystał (ani on, ani jego rodzina), ważne, że były "zdobyte / zarezerwowane" i traktowane jak swoje, o czym miałem nieprzyjemność przekonać się osobiście, gdy jednego popołudnia zszedłem na dół z książką i zająłem sobie jeden z tych "jego" 6 pustych (a przepraszam, ZAJĘTYCH) leżaków.
Naszą ulubioną plażą stała się Rucica. Zazwyczaj była na niej garstka ludzi i panował względny spokój. W weekend plażowiczów było nieco więcej. W jeden z tych dni, dwie rodziny z naszego kochanego kraju, utkwiły mi (myślę, że nie tylko mi...) szczególnie w pamięci.
Tego dnia naszą sielską, cichą i przyjemną atmosferę przerwały nagłe hałasy i krzyki. Oto z prawej flanki nadchodziła grupka osób z dziećmi. Już od pierwszych minut wesoła ekipa dość wyraźnie „zaznaczała akustycznie” swoją obecność na plaży drąc się w niebogłosy.
„No trudno, są wakacje, trzeba być tolerancyjnym” - pomyślałem. Niestety w miarę jak rosła ilość spożywanego przez nich alkoholu, rosło i zachowanie w stylu – nie boję się tego napisać – trzody chlewnej tudzież innego buraka cukrowego.
Mimo, że dzieliło nas wiele metrów, krzykliwe głosy rozchodziły się po całej plaży. W pewnym momencie jedna z par zaczęła robić sobie nawzajem - jak wynikało z komentarzy - "zdjęcia na fejsa". Na początku "pozowała" szanowna małżonka. Jej dzielny mąż chwycił za aparat i zaczął dopingować wybrankę serca do lepszego pozowania tekstami ("cytat z pamięci"):
- Ku....a! Wciągnij brzuch Ty rozlazła tłusta macioro! Tak się spasłaś, że mi się w aparat nie mieścisz!Następnie za obiektywem stanęła żona, strofując męża tekstem ("cytat z pamięci"):
- Nie ciesz mordy spaślaku i zamknij ryja! Jak się śmiejesz to wszystkie te twoje krzywe zęby w gębie widać i podciągnij gacie, bo du….a ci obwisła! Gruby wieprzu!Co najgorsze, oboje dobrze się przy tym bawili. Ich dzieci również. No cóż, świat nie przestanie mnie zadziwiać.
CDN.... (mam nadzieję