Mijam akurat jakieś kolejne chałupy, kiedy zaczyna jednak padać. Przeczekałbym, ale one pozamykane, a tutejsze dachy poza obręb murów nie wystają. Za to opodal droga przechodzi zagajnikowym tunelem i tam przystaję, rozważając możliwe opcje. Pierwsza faza deszczu - pod drzewami jeszcze sucho. Jeśli dojdzie do drugiej fazy, będę musiał nałożyć pelerynę i kontynuować marsz w deszczu. Mam jednak szczęście, gdyż po dziesięciu minutach szum kropel o liście ustaje, zatem szybko ruszam w dalszą trasę. Jedyne utrudnienie, to śliskie kamienie, nie mogę więc polegać na tarciu podeszwy o podłoże. Za małą przełączką zaczyna się bardziej strome zejście; na szczęście, wiatr błyskawicznie osusza wilgotne głazy i bez niekontrolowanych poślizgów docieram... na cmentarz.