Wydeptany zielony ślad lekkim łukiem prowadzi na jej drugi skraj. Kilka razy odwracam się w tył, gdzie ponad mur zieleni wzbija się Stapina wraz z jej niższą sąsiadką.
Natykam się na mocno zrujnowane kamienne zabudowania, po czym zagłębiam się w las. Po około dziesięciu minutach w prawo odchodzi szlak zawijający się szeroko i pozwalający na powrót do Stapu południowym wariantem. To mnie jednak w tej chwili nie interesuje - zmierzam do najciekawszego miejsca całego tego wyjazdu. Szybkim marszem przemierzam łagodne stoki porośnięte lasem i nie upływa pół godziny, gdy staję na rozstajach. Właściwie, w pierwszym momencie mijam je z rozpędu, dopiero po sekundzie zwracając uwagę na niewyraźny znak, który na szczęście został przez zmysł wzroku zarejestrowany. Cofam się - tak! Odbicie w lewo. Dopiero kilka metrów głębiej informacja, że to właśnie tutaj.