Re: Między morzem a górami
napisał(a) Franz » 17.10.2012 22:07
Z góry bez trudu udaje mi się nie zgubić szlaku - okazuje się, że nie należało trzymać się nazbyt blisko skał Diabelskiego Szczytu - i wkrótce docieram do rozstajów. Skręt w lewo, krótko przez rzadki las i wychodzę na przeplatane tu i ówdzie krzewami, nierówne skalne pole. Trzeba uważać, gdzie się stawia kroki - łatwo wpaść do jakiejś szczeliny. Nie są głębokie, ale spokojnie by wystarczyły, żeby w nich ugrzęznąć, bądź coś sobie niebacznie połamać. Kiedy trafiam na rozstaja z wymalowaną strzałką, opatrzoną napisem "Sv. Anton", zbaczam w stronę przypuszczalnej kaplicy. Jednak obłe skały kończą się kilkumetrowej wysokości uskokiem, zaś czerwonych kółeczek brak. Rozglądam się uważnie, ale nic z tego - nie wiem, jak trafić do św. Antoniego. Trudno, nie mam czasu w nadmiarze, w końcu najciekawsza, a wciąż niewiadoma część trasy jeszcze przede mną. Wracam więc do szlaku i schodzę w stronę zielonego dna kotliny. Przy drugim odgałęzieniu posyłam tylko w stronę Antoniego spojrzenie, a widząc ustawiony na skale, wręcz niewiarygodnie zbudowany z kamieni krzyż, uwieczniam go jeszcze obiektywem, jednak już nie daję się skusić na zejście z głównej trasy. Wkrótce docieram ponownie do koliby, gdzie rozkładam się z piknikiem, jednocześnie nagrywając pierwszą część wspomnień z tego dnia. Przerywam na widok dochodzących z dołu dwojga Chorwatów, którzy rozglądają się i pytają, czy jestem sam. Śmiejąc się, pokazuję na mptrójkę - to jest kompan, z którym właśnie rozmawiałem.