
Tak jak obiecywałem, zabieram się za pisanie relacji z moich tegorocznych wakacji.
Stwierdziłem, że jak już założę temat, to nie będzie odwrotu i jakoś drobnymi krokami postaram się z Wami podzielić moimi przeżyciami.
W tym wątku pojawią się zarówno góry jak i morze, także myślę że każdy znajdzie coś dla siebie.
Chciałbym jedynie nadmienić, że ta relacja, będzie troszkę inna niż ta, która opisywała moją wizytę w Chorwacji. Tamta, jak ktoś napisał była a'la Teleexpress. Ta będzie na pewno bardziej rozbudowana. Pojawi się zdecydowanie więcej fotografii, a także opisów.
W miarę możliwości postaram się pokazać jak wyglądał każdy dzień.
Aczkolwiek z uwagi na ograniczenia czasowe, niekiedy posty w tym wątku mogą pojawiać się z opóźnieniem. Także proszę po prostu o cierpliwość.
Będzie mi niezmiernie miło jeśli zechcecie towarzyszyć mi w tej podróży. W końcu piszę tą relację dla Was.
A jeśli ktoś jest wierny Chorwacji, lub też nie miał okazji przeczytania mojej relacji z podróży do tego kraju to zapraszam tutaj:
https://www.cro.pl/chorwacja-na-dziko-13-08-11-27-08-11-t34509.html
No to zaczynamy...

Rozmowy na temat tegorocznych wakacji trwały od dłuższego czasu.
W przypadku ich pierwszej części, czyli wyjazdu na kilka dni w Dolomity kluczowe było zgranie czasowe. Wybranie takiego terminu, który odpowiadał by każdemu z Naszej piątki. Długo debatowaliśmy na temat daty wyjazdu.
W grę wchodził głównie sierpień albo wrzesień. Jeśli chodzi o warunki pogodowe, sierpień był jednak bardziej przyjazny.
W końcu zdecydowaliśmy, że wyjeżdżamy 14 sierpnia. Tego dnia cześć z Nas oczywiście normalnie jeszcze pracowała, także umówiliśmy się na godzinę 16.
Z uwagi na to, że 15 sierpnia był dniem wolnym od pracy, wystarczyło wziąć jeden dzień wolnego by mieć nieco wydłużony weekend. W sam raz na taki wypad.
Dopiero dzień przed wyjazdem, mieliśmy okazję spotkać się w komplecie, prześledzić mapy i przewodniki i zadecydować gdzie tak naprawdę jedziemy. Który region wybierany. Wcześniej jedynie telefonicznie padały jakieś propozycje.
Podjęliśmy decyzję. Wybieramy grupę Tofany. Pozostaje jeszcze kwestia spakowania się i zakupienia żywności w Krakowie by jak najbardziej zminimalizować koszty wyjazdu.
Warto w tym miejscu nadmienić, że jeśli chodzi o mnie, to chęć wyjazdu w Dolomity w dużej mierze poparta jest relacjami jakie znalazłem na tym forum. W szczególności przyczynił się do tego wątek Wojtka, w którym opisuje masę pięknych przejść via ferratami. Te w końcu są Naszym głównym celem.
Ale także Mariusza, który z kolei wybiera zwykle szlaki turystyczne, ale za to w swoim wątku umieszcza masę przepięknych fotografii, które powodują, że w człowieku rodzą się marzenia i myśli "kurczę, ja też tam chcę być. Chcę to zobaczyć na własne oczy". To marzenie właśnie staje się rzeczywistością.
14 sierpnia, z lekkim 20 minutowym opóźnieniem wyjeżdżamy.
Podróżujemy moim kochanym Passacikiem


Mniej więcej tak wygląda po brzegi wypchany bagażnik. Cały Nasz cenny dorobek

Mniej więcej, bo za każdym razem konfiguracja się zmieniała


Dodaję również zdjęcie licznika zrobione na szybko, tuż przed wyjazdem. Niestety była włączona lampa błyskowa, stąd wyszło trochę zamazane. No ale, to co najważniejsze, czyli cyferki, myślę że widać. Pod koniec relacji dodam dla porównania zdjęcie zrobione tuż po przyjeździe


Wybieramy trasę przez Słowację, Austrię wprost do Cortiny d' Ampezzo we Włoszech. Około 1000 km.
Aby to zobrazować załączam mapkę.

Za wyjątkiem wyjazdu z Krakowa, gdzie trochę postaliśmy w korkach, cała trasę pokonaliśmy dość sprawnie. Zaraz po przekroczeniu granicy ze Słowacją na stacji zakupiliśmy winietę. Wziąłem miesięczną z uwagi na to, że po powrocie z Dolomitów, ponownie będę jechał przez ten kraj. Następnie zakup winiety na granicy z Austrią i jedziemy dalej. Gdzieś koło 2 w nocy, mając za sobą blisko 700 km, oddaje kierownicę koledze. Co prawda dobrze się czuję i mógłbym jechać dalej, ale w końcu mamy w planach, że zaraz po przyjeździe, ruszamy na szlak. Wypadałoby się w takim razie coś zdrzemnąć. Próbuję zasnąć, ale średnio mi to wychodzi. Nie potrafię spać w samochodzie. Może zaliczyłem parę minut drzemki. Nie dłużej.
Po przejechaniu 903 km zapala się rezerwa i zjeżdżamy na stację samoobsługową. Wolimy zatankować w Austrii, gdzie paliwo jest dużo tańsze niż we Włoszech.
Do celu, czyli do miejscowości Cortina d' Ampezzo zostało Nam około 100 km. Jedziemy dalej.
Po przejechaniu długiego, stromego i krętego podjazdu, około godziny 4:30 dojeżdżamy do Passo Falzarego. Jesteśmy na miejscu.

Oczywiście, to zdjęcie zostało zrobione zaraz po zejściu ze szlaku. W momencie w którym przyjechaliśmy, na parkingu nie stało chyba ani jedno auto.
Termometr w samochodzie pokazuje 4 stopnie. Zimno. Musiało upłynąć trochę czasu zanim zdecydowaliśmy się z niego wyjść.
Powoli coś się przejaśnia. Zaczyna wschodzić słońce.
Przebieramy się. Zakładamy wygodne buty, polary i nawet czapki. Przepakowujemy plecaki. Zabieramy niezbędny sprzęt, wodę, jedzenie i ruszamy na Naszą pierwszą wędrówkę po Dolomitach.
Tutaj tak naprawdę zaczyna się dzień pierwszy....
Pozdrawiam,
Paweł.