Budzik dzwoni równo o 5. Śpiwory mamy całe mokre od rosy. Jest chłodno, więc szybko się zbieramy i kierujemy w stronę samochodu. Spokój jaki panuje dookoła wskazuje na to, że prawdopodobnie coś się przez noc ruszyło. Nic bardziej mylnego. Po wyjściu na parking, okazuje się, że to tylko złudzenie. Wszystko stoi. Przechodząc pomiędzy zaparkowanymi samochodami, mijamy sporo osób, śpiących dosłownie wszędzie. Wokół aut mają porozkładane koce, karimaty i śpiwory. Stację opuszczamy jako jedni z pierwszych, po czym od razu ustawiamy się w kolejce do granicy. Przez chwilę nawet jakoś się poruszamy. Co prawda w żółwim tempie, ale jest o niebo lepiej niż wczoraj. Ten stan nie trwa jednak zbyt długo...
Nagle, cały ruch na granicy, którą mamy już na wyciągnięcie ręki, zatrzymuje się. Wszystkie auta stoją i nie zapowiada się na to, aby cokolwiek w najbliższym czasie się zmieniło. Zarówno wczoraj, jak i dzisiaj, kręci się tutaj cała masa dzieciaków próbujących sprzedawać przeróżne rzeczy typu okulary przeciwsłoneczne czy zegarki. Wszędzie dookoła jest masa śmieci.
Czas oczekiwania wykorzystujemy na pyszne śniadanko. Póki co bez kawy, ale i na nią przyjdzie odpowiednia chwila...
Na lewo, w furgonie widać grupkę młodych Polaków, którzy coś tam się podśmiewali z tego, że śniadanie robimy na masce samochodu. Jeśli przypadkiem to czytacie - serdecznie Was pozdrawiam
W międzyczasie dowiedzieliśmy się, ze tuż za granicą miał miejsce jakiś wypadek. Co prawda, jak się później okazało, była to lekka, nie groźna kolizja, a auta po prostu zablokowały cały przejazd. Dopiero, jak odstaliśmy już swoje, ruch przekierowano na boczny pas.
Słysząc, że kierowcy odpalają silniki w swoich samochodach, chowamy Nasz cały zestaw śniadaniowy. Zrobione kanapki, wraz z deseczką znalezioną na plaży w Bułgarii, przenosimy do środka...
Przeważnie na granicy mamy takie szczęście, że wybieramy bramkę, przy której samochody odprawiane są najwolniej. W tym przypadku jest podobnie. Do tego jeszcze dochodzi bardzo wnikliwy pan celnik, który zagląda gdzie tylko może. Jego wyraz twarzy wskazuje, że w Naszym przypadku nie będzie inaczej, a może nawet gorzej. Na szczęście, po raz kolejny to tylko złudzenie. Celnik prosi jedynie o paszporty i nie zaglądając nawet do bagażniku pozdrawia życząc spokojnej drogi.
Po długiej przeprawie w końcu jesteśmy na Węgrzech. Jak się trochę ruch rozładuje, planujemy zrobić sobie krótki postój na kawę. Zjeżdżamy w tym celu na stację i tuż za nią rozpalamy grilla. Tym razem woda gotuje się błyskawicznie..
Z pełnym brzuchem i świeżym umysłem wskakujemy do auta i kierujemy się w stronę Naszej ulubionej Słowacji. Granice przekraczamy w miejscowości Sahy i od tego momentu zaczyna się męczarnia. Tym razem już nie ryzykujemy i praktycznie wszędzie dostosowujemy się obowiązujących tam znaków drogowych. Na Słowackich drogach jest praktycznie pusto. Śmiejemy się, że chyba wszyscy mieszkańcy, w obawie przed dostaniem mandatu unikają jazdy samochodem...
W końcu zapala się rezerwa. Do baku wlewamy zatankowane w Bułgarii 20 l z butelek, a także 5 l z kanisterka. Do Polski wjeżdżamy w Chyżnem. W końcu można normalnie jechać. Zatrzymuje Nas niewielki korek na Zakopiance. Najpierw w okolicach Rabki, a później jeszcze raz, kawałek przed Myślenicami. Jest niedziela, ostatni dzień wakacji. Wszyscy wracają. I my także. Jakoś koło godziny 16 meldujemy się w Krakowie. Cali, zdrowi i przede wszystkim zadowoleni z wakacji, które niestety powoli stają się już przeszłością.
Z granicy węgierskiej do Krakowa, dzieliło Nas raptem 561 km. Całą drogę powrotną, mniej więcej obrazuje poniższa mapka...
Podsumowanie:Ilość pokonanych kilometrów: 4681 km
Paliwo zużyte: 276,43 l (mniej więcej, bo i tak po przyjeździe do Krakowa, zanim zapaliła się rezerwa, to jeszcze trochę pojeździłem)
Średnie spalanie: 5,9 l / 100 km
Winiety,wizy:
Węgry: 4780 forintów
Serbia: łącznie 24 euro
Bułgaria: łącznie 20 lewa
Turcja (wiza) - 15 euro /os.
Na paliwo wydaliśmy w przeliczeniu na złotówki: 1700,78 zł
Na winiety, wizy: 408,21 zł
Łącznie daję Nam to kwotę: 2108,99 zł
W przeliczeniu na osobę jest to kwota rzędu: 702, 99 zł
Do tego jak zawsze dochodzą oczywiście koszty wyżywienia. A więc tak:
- w Polsce, tuż przed wyjazdem zrobiliśmy zakupy na kwotę 180 zł
- w Bułgarii wydaliśmy na ten cel około 88,28 lewa czyli 201,27 zł
- w Grecji 26,1 euro (z czego sam olejek do opalania kosztował 12 euro) czyli 110,40 zł
- w Turcji 21,37 lira czyli 42,74 zł
Daje Nam to łączną kwotę: 534,41 zł
Ponadto trzeba w to wszystko wliczyć jeszcze:
- prom w Turcji - 29 lirów czyli 58 zł
- mandat w Słowacji - 30 euro czyli 126,90 zł. Zawsze na Naszych wyjazdach towarzyszy Nam zasada, że jakikolwiek mandat dzielimy między wszystkimi
Co daję Nam dodatkowo: 184,90 zł
Sumując wszystko otrzymujemy kwotę: 2828,30 zł
W przeliczeniu na osobę jest to kwota rzędu: 942,76 zł
Do tego dochodzą już tylko wydatki indywidualne. Jeśli chodzi o mnie to wydałem z własnej kieszeni:
- Grecja - 12,8 euro czyli 54,14 zł
- Turcja - 19,61 lira czyli 39,22 zł
- Bułgaria - około 30 lewa czyli 68,40 zł
Łącznie daje Nam to: 161, 76 zł
I to jest generalnie wszystko. Sumując już definitywnie, to jeśli chodzi o mnie, to na tą część wakacji przeznaczyłem 1104 zł 52 gr.
Połączmy jeszcze ten wyjazd z Dolomitami. Tak jak obiecywałem, wrzucam tutaj zdjęcie licznika zrobione dzień po przyjeździe...
Początkowy stan licznika to 367248, czyli jak łatwo obliczyć, w przeciągu dwu i pół tygodniowych wakacji (14.08 - 01.09), samochód pokonał dystans 6783 km. Oprócz tego, że padł całkowicie akumulator, to poza tym nic kompletnie się nie działo.
Dodajmy jeszcze łączne koszty z obydwu wyjazdów: 261,30 zł (Dolomity) + 1104,52 zł = 1365, 82 zł
I tyle łącznie przeznaczyłem na tak wspaniale spędzone wakacje. Łącząc zarówno aktywność fizyczną, podczas górskich wędrówek w Dolomitach, a także na beztroskim leżakowaniu i kąpieli w trzech różnych akwenach (w morzu Egejskim, Marmara oraz Czarnym). I tylko dla porównanie podam, że kolega w tym roku za tydzień w Turcji (All Inclusive) zapłacił jeśli dobrze pamiętam 1900 zł. Myślicie, że zobaczył tyle co ja ? Wiem, wiem.... Każdy podróżuje po swojemu. I to szanuje.
W tym miejscu, moje, ponad dwumiesięczne prowadzenie tej foto relacji dobiega w zasadzie końca. Na zakończenie chciałbym z całego serca podziękować tym wszystkim, którzy razem ze mną uczestniczyli w tej podróży. W szczególności tym, którzy aktywnie udzielali się w tym wątku i poniekąd motywowali mnie do dalszego pisania. Ale także i tym, którzy po cichutku tutaj zaglądali. A wiem, że takich osób na pewno nie brakowało.
Cóż mogę więcej napisać... Dzięki raz jeszcze i do usłyszenia w kolejnej relacji !
Pozdrawiam,
Paweł.