Od momentu w którym przekroczyliśmy granicę z Węgrami, Nasza podróż przebiega naprawdę sprawnie. Na pierwszej lepszej stacji zakupiliśmy miesięczną winietę. Kosztowała 4780 forintów czyli około 70 zł.
Na autostradzie jedziemy średnio 130-140 km/h, zatem dość szybko pokonujemy kolejne odcinki drogi. Pogoda do jazdy bardzo dobra. Oczywiście moje drzemanie jak zwykle bardzo średnio mi wychodzi. Na początku coś tam jeszcze próbowałem spać, ale w końcu dałem sobie spokój. Wyśpię się w nocy. Gdzieś po drodze, zatrzymujemy się jeszcze na stacji i zamawiamy całkiem dobrą kawę. Chcemy się pozbyć tej reszty forintów, bo i tak już Nam się raczej nie przydadzą.
W końcu wjeżdżamy do Serbii. Od granicy do miejscowości Subotnica, odcinek autostrady nie jest płatny. Natomiast kolejne już tak. Wygodą jest to, że można płacić w euro. Ale to jak to ? Mamy jeszcze euro ? Przecież policjantowi mówiłem, że 30 euro, to wszystko czym dysponujemy
Autostrady w Serbii jak widać na zdjęciu pozostawiają wiele do życzenia. Generalnie szału nie ma, aczkolwiek wydaje mi się, że jak wracaliśmy do Polski, to druga strona była w dużo lepszym stanie.
Dojeżdżamy do pierwszych bramek. 100 kilometrowy odcinek z miejscowości Subotnica do Novi Sad kosztuje 3 euro.
Zaczyna się ściemniać. Staszek, nie za bardzo lubi jeździć po zmroku, dlatego ponownie się zamieniamy i ja wskakuje za kierownicę.
Mijamy kolejne bramki. Przejazd autostradą na odcinku Novi Sad-Belgrad to koszt 2,5 euro.
Trzeci odcinek za który się płaci, prowadzi z Belgradu do miejscowości Niś. Jest najdłuższy (około 240 km), to też przejazd Nim jest droższy. Płacimy tutaj 6,5 euro. Oczywiście nie jest tak, że zaraz na granicy wjeżdża się na autostradę i cały czas sobie pięknie nią podróżujemy. Miejscami prowadzi normalna droga, miejscami są zwężenia, roboty drogowe, a co za tym idzie ograniczenia prędkości. Pomimo wszystko i tak nie było najgorzej.
Jest już koło 23:00. Wyjeżdżamy z autostrady i zaczyna się normalna krajowa droga. Najwyższa pora szukać jakiegoś znośnego miejsca do spania. Dojeżdżamy do miejscowości Sicevo. Odbijamy w boczną dróżkę w prawo, mijamy tory kolejowe. Po chwili jesteśmy w miejscu, gdzie droga nie jest w ogóle oświetlona, a tuż obok niej jest ładnie wykoszona, nie ogrodzona mała działka. Decyzja była całkiem szybka - tutaj nocujemy. Na zegarku jest godzina 23:30. Na liczniku, w dniu dzisiejszym mamy przejechane 1044 km. Jazdy na dzisiaj wystarczy. Pora zgasić silnik. Miejscówka jest naprawdę fajna i pomimo tego, że nie wiele widać, to i tak mamy uśmiechy na twarzy. Lepiej trafić nie mogliśmy. Tuż obok znajdują się jakieś silosy, także nawet na satelicie można łatwo odnaleźć to miejsce.
Jak widać na zdjęciu jesteśmy zmęczeni dzisiejszym dniem...
Otwieramy sobie tutaj piwko przywiezione z Polski. Po takim dniu smakuje naprawdę dobrze. Jeszcze rano byliśmy w Krakowie, a teraz jesteśmy ponad 1000 km dalej. A miejsce do spania wydaje się być idealne.
Rozkładamy się za samochodem tak, żeby Nas nie było widać.
Budziki nastawiamy chyba na godzinę 5:00. Kładziemy się spać. Po chwili, tuż nad Naszymi głowami przejeżdża pociąg. No tak, w końcu parę metrów dalej przebiegają tory kolejowe. Ale na szczęście to chyba był ostatni kurs. Przez całą noc, nic już więcej Nas nie budziło.