FUX napisał(a):Ty wszystkim nie dziękuj, tylko nadrzyj się CISZA i pisz dalej.
Dobrze Panie Kierowniku
W takim razie kontynuujmy...
Samochód zatankowany do pełna, szyby umyte, możemy jechać dalej. Przekraczamy granicę ze Słowacją. Wszystko przebiega całkiem sprawnie, do momentu w którym kilkadziesiąt kilometrów za granicą zatrzymuje Nas policja. Nie pamiętam jaka to była miejscowość, ale gdzieś zaraz na początku Słowacji. Przez jakiś czas wlekłem się za tirem, nie mogąc go wyprzedzić. W końcu była długa prosta i w dodatku z górki. Zacząłem manewr wyprzedzenia, ale niestety tuż po nim, zobaczyłem pana policjanta z lizakiem w ręku, który kazał zjechać na pobocze. Uchylam szybę i słyszę, że popełniłem wykroczenie. Przekroczona prędkość w terenie zabudowanym, a poza tym, z tego co mówił, to wyprzedzałem na skrzyżowaniu. Prawo jazdy, dowód rejestracyjny i zapraszamy do radiowozu. Po chwili słyszę, że będzie mandacik - 150 euro. Chyba najniższy jaki tam mają. I w tym momencie prawie się zapadam pod ziemię. Tak wysoki mandat, de facto oznacza dla Nas koniec wakacji. Zaczynam prowadzić z Nimi rozmowy, mówię jaka jest sytuacja, że jedziemy na wakacje i że są to dla Nas ogromne pieniądze. I czy nie może się skończyć na pouczeniu. Na policjantach nie robi to jednak żadnego wrażenia, są nieugięci. Trzeba zapłacić 150 euro. Oczywiście są tam dwie opcje. Albo płacę na miejscu, albo zabierają prawo jazdy. Ani to, ani to mnie jednak nie satysfakcjonuje. Mówię że nie mam tyle pieniędzy. Z portfela wyciągam ostatnie 30 euro, które mi zostało z wyjazdu w Dolomity. Tłumaczę im, że to wszystko co mam. Ale przecież nie jedzie Pan sam, niech Pan weźmie od kolegów. Ale oni nie mają. Jak to nie mają ? Jedziecie na wakacje tak daleko i nie macie pieniędzy ? Mamy, ale w innej walucie. A koledzy mają prawo jazdy ? No mają ale... No to jak mają, a Pan nie ma pieniędzy na mandat, to w takim razie któryś z nich pojedzie dalej... Oczywiście nie dopuszczam takiej myśli.
Mam jedynie te 30 euro, którymi cały czas macham. I w tym momencie zaczynam ich już praktycznie błagać, prawie ze łzami w oczach. Mówię po raz kolejny, że tak wysoki mandat naprawdę spowoduje, że będziemy musieli wracać do Krakowa. A to dopiero Nasz pierwszy dzień wakacji. Gadają we dwójkę kręcąc przy tym głową i mówią, że mogą zejść na 70 euro i to jest ostateczność. Na to ja znowu mówię, że mam jedynie 30 euro. Zaglądam jeszcze do portfela i pokazuję im, że mam jeszcze parę euro w monetach. I to naprawdę wszystko. Błagam ich po raz kolejny. Znowu gadają ze sobą, zastanawiają się, zastanawiają i...W końcu biorą te 30 euro. Oddają dokumenty. Dziękuję im z całego serca !
Odprowadzają do auta i na odchodne mówią żebym tutaj uważał, bo z taką jazdą, to daleko na Słowacji nie zajadę. Pomimo wszystko życzą udanych wakacji. Po chwili, z ewidentną ulgą odjeżdżamy.
To była naprawdę długa rozmowa, ale na szczęście pozytywnie zakończona. Nie wiem, co to za jakieś fatum z tymi mandatami. Ponad 8 lat mam prawo jazdy, jeżdżę naprawdę dużo i jak nigdy w życiu nie dostałem żadnego mandatu, tak w tym roku, to już mój drugi, eh.
Tak czy tak, 30 euro jeszcze można przeboleć, 150 - to już by był koszmar. Całe szczęście, że tak się skończyło, chociaż i tak przez dłuższą chwilę ten mandat nie dawał mi spokoju. Taki niemiły akcent jak na pierwszy dzień wakacji...
Ta cała sytuacja oczywiście od razu mnie rozbudziła. Dalszą część trasy, aż do granicy z Węgrami, pokonujemy jednak żółwim tempem, dostosowując się do wszystkich znaków jakie mijamy. Przejechanie całej Słowacji zajęło Nam przez to naprawdę sporo czasu.
W końcu upragniona granica. Przekraczamy ją w miejscowość Sahy. Wjeżdżamy na terytorium Węgier. Kolega idzie kupić winietę, ale jest taka kolejka, że dochodzimy do wniosku, że kupimy ją gdzieś dalej na stacji.
Odczuwam zmęczenie po tak krótkim śnie i oddaję kierownicę koledze. Siadam wygodnie z tyłu, zamykam oczy i próbuję się zdrzemnąć...
A tu takie dwa zdjęcia z samej granicy. Za wiele na nich nie ma, ale wrzucę, żeby było bardziej kolorowo...