I teraz właśnie do końca nie pamiętam gdzie było rozwidlenie pozwalające na kontynuowanie trasy ferratą Aglio, która doprowadziłaby Nas na szczyt Tofany di Mezzo. Patrząc na mapę też nie jestem w stanie do tego dojść. Ale powiedzmy, że zanim do niego dotrzemy czeka Nas jeszcze bardzo przyjemny trawers...
I kolejny mocno eksponowany odcinek...
Lastoni di Formin ciągle pięknie się prezentuje...
Dochodzimy do rozwidlenia. Teraz pytanie co robimy dalej. Szymon z Kamilem są zmęczeni i zdecydowanie chcą schodzić w dół. My z kolei chwilę się zastanawiamy. Jesteśmy już tak wysoko i w zasadzie na wyciągnięcie ręki mamy ferratę Aglio. Z tego co pamiętam Tkaczyk ciekawie ją opisał w swoim przewodniku. Nie mam go niestety pod ręką, ale w każdym bądź razie chodziło o to, że ekspozycję z jakimi przyjdzie się Nam zmierzyć na ferracie Aglio, są dużo dużo większe niż te z którymi się zmagaliśmy na Giuseppe Olivieri. I to jest oczywiście czynnik, który ciągnie Nas do góry, ale... No właśnie jest jedno ale. Patrzymy na niebo, i na chmury jakie się zbierają od strony schroniska Giussani. Znowu nie wygląda to za przyjemnie. Jeśli się zdecydujemy na kontynuowanie ferraty, to idąc w miarę sprawnie, przy samochodzie będziemy dopiero wieczorem. A jeśli w trakcie złapie Nas burza, to zrobi się bardzo niebezpiecznie. Już raz dzisiaj zaryzykowaliśmy decydując się na przejście ferratą Giuseppe Olivieri. Nie ma co dalej kusić losu. Podejmujemy decyzję, że schodzimy wszyscy w dół.
Schronisko Giussani co raz bliżej...
Teraz parę stopni w dół i kolejny trawersik...
Obrót w tył...
A skały wokół Nas naprawdę bajeczne...
I tutaj już końcowy odcinek na którym jest poprowadzona asekuracja...
Wychodzimy na piarg i kierujemy się w dół. W zasadzie nim zbiegamy i w momencie znajdujemy się na szlaku, który schodzi ze schroniska Giussani. To ten sam, którym wczoraj wracaliśmy z Tofany di Rozes, dlatego tutaj zdjęcia w zasadzie się kończą. W poprzednim dniu ten szlak został już udokumentowany.
Na początku wejścia do lasu, zrobiliśmy sobie jeszcze jedną przerwę i tam zjedliśmy konkretny posiłek. A dalej to już szybki spacerek i po chwili wyszliśmy na parkingu. Dokładnie na tym, na którym zostawiliśmy rano samochód.
Teraz pora na odpoczynek
Godzina nie jest jakaś późna. Może koło 16. Ale na ten dzień już nic nie planujemy. Na parkingu spędziliśmy trochę czasu odpoczywając. Analizowaliśmy w tym czasie mapę i przewodnik próbując ustalić plan jutrzejszego dnia. Jutro niedziela i to niestety już Nasz ostatni dzień w Dolomitach. Kamil w poniedziałek rano musi być w pracy, więc planujemy wyjechać koło godziny 15. Do tego czasu chcemy zrobić na zakończenie jeszcze jakąś jedną ciekawą ferratę. Chodziła Nam bardzo po głowie ta ferrata Aglio, którą dzisiaj odpuściliśmy. Ale trzeba by wstać naprawdę o tej 4 rano, podjechać na ten górny parking pod schronisko Dibona i w miarę sprawnie zwiększać wysokość. Ale i tak nie sądzę żebyśmy tak szybko tą trasę pokonali. To w końcu wycieczka na cały dzień.
Debatowaliśmy też na temat ferraty Tomaselli. Również Nas kusiła. Żeby nie tracić czasu, trzeba by wyjechać kolejką do schroniska Lagazuoi. Ale ta z kolei dopiero jest otwarta chyba od 8 albo 9 rano. A to za późno.
Pada jeszcze pomysł, żeby troszkę zjechać w dół i wybrać się na ferratę Strobel. Tyle, że to już nie grupa Tofany tylko Pomagagnon. Jest to dość krótka ferrata, także na niedzielną wycieczkę w sam raz.
Kamil jak co wieczór sprawdza pogodę. Ma być ładnie.
Pakujemy się do samochodu, podjeżdżamy kawałek i parkujemy po raz kolejny na zatoczce. Zabieramy śpiwory, karimaty i namioty, po czym udajemy się do lasu. To już Nasza ostatnia noc w Dolomitach. Budziki standardowo nastawiamy na godzinę 4.