Ja już wspominałem wcześniej, w Veronie nieźle grzało słońce ale to podczas tego wyjazdu było już standardem...pośpiesznie szliśmy więc w stronę parkingu aby ruszyć w dalszą drogę ale zanim to zrobiliśmy - przez dłuższą chwilę staliśmy na tym podziemnym parkinu bo powiewało tam takim przyjemnym chłodkiem...
Wyjeżdżamy ale co teraz ?
To może gdzieś w stronę południa wzdłuż wybrzeża ?
Fajnie, może być...znajdziemy jakieś ciekawe miejsce i tam zatrzymamy się na noc ale oczywiście już nad włoskim Jadranem
Wbijamy się więc na autostradę i zasuwamy...przecież żadnej koncepcji nie mieliśmy...
Jedziemy ale co chwilę na tabliczkach widać Wenecję...w pewnym momencie informacja mówi nam, że do Wenecji jest 80 km więc rzut beretem...a jeszcze taką drogą...
W Wenecji jeszcze nie byliśmy ale szczerze mówiąc niespecjalnie nas tam ciągnęło...moja żona była nastawiona w ten sposób, że wszędzie będzie na pewno fajnie ale postanowiłem, że jednak zajedziemy tam zobaczyć...
Na temat tego miasta zdania są podzielone...jedni są zachwyceni, inni rozczarowani a mnie ta Wenecja tak interesowała jak zeszłoroczny śnieg...
Ale dobra - jedziemy...na południe pojedziemy po Wenecji
W niespełna godzinę dojechaliśmy do granic Wenecji i jechaliśmy tam gdzie wszyscy...
Jest parking widzę, nawet wysoki i pytam gościa czy można na jakieś 3-4 godziny...a można...
Podana była cena za całą dobę ale kolo w okienku powiedział, aby się tym nie przejmować...mówi - 10 piętro więc biorę papierowy świstek i wspinam się...każde po kolei piętro oznaczone znakiem - zakaz wjazdu bo nie ma miejsc...wjeżdżamy na to 10 piętro i jeżdżę w kółko a miejsc brak...zrobiłem chyba 4 kółka z nadzieją, że będzie wreszcie coś wolnego ale zapomnijcie...widzę we wstecznym lusterku, klnąc na czym świat stoi, że coś wyjeżdża...no to wsteczny i rura...stoję i przyblokowałem gościa, chciałem jechać na około a może się uda ale już widzę, że czai się tam jakiś pepik...nie nie tak to my się bawić nie będziemy...wychodzę, podchodzę do gościa w srebrnej Yeti, że to moje miejsce ale on tylko patrzy na mnie jakby nieobecny...czarno to widzę, więc mówię do żony, że zrobię koło bo ten co wyjeżdża się niecierpliwi a Ty stań tutaj coby się pepin nie wcisnął
Robię koło i szczęśliwie parkuję...
Pierwsze spojrzenie...
Schodzimy z tego parkingu i idziemy tam gdzie wszyscy...
Oczywiście maski na każdym kroku...
...i naturalnie zakaz fotografowania...a jakże by inaczej
Naszym celem jest Plac Św. Marka, więc idziemy...
No i jesteśmy wreszcie...
Nie powiem aby na mnie wrażenia to nie zrobiło ale jakoś szału nie było...myślałem tylko o kawce i o tym aby szybko wrócić do samochodu bo te ludzie z każdej strony szturchały, deptały i sorkały potem...
Ja tylko jednego nie kumam - po jakiego czorta te banery jakiś mundry powiesił skoro to tak szpeci ?
Rozumiem, że siła pieniądza robi swoje ale czy to konieczne na tym akurat placu ? Zreszta - to nie moja broszka...pijemy kawusię..prawdziwa włoską espresso i uciekamy stąd a przynajmniej tak nam się wydawało
Idziemy, idziemy i cały czas miałem wrażenie, że kręcimy się w kółko...no co jest - przecież idziemy w kierunku, znaczy się jak tabliczka pokazuje Piazza di Roma
W pewnym momencie, już trochę wkurzony pytam jakiegoś tam tubylca (chyba) jak dojść do parkingu...
Jakiego parkingu ? - pyta...
No przeca tu jeden tylko...na dodatek taki wielki, 10 pięter...
A tak...Piazza di Roma...
No właśnie...Pizza...
Tam...pokazuje...
Patrze a tam 3 uliczki...
Ale którędy tam ?
Tam i tyle...
Dobra bo zaczęło mnie ponosić...idziemy...patrzę, że jakiś facet spocony w garniturze zasuwa ciągnąc walizkę na kółkach tak, że omal nóg nie pogubił...
No...ten to na pewno w tamtym kierunku...przecież tam samochody, autobusy, pociągi...
Nie myliłem się...doszliśmy do parkingu
Ale jeszcze nie wiedziałem, że za chwilę zniknie radość z mojej koparki i zrobię się purpurowy...