Obszar naszych, zakończonych właśnie, poszukiwań wyglądał tak:
My próbowaliśmy się dostać na plażę z drogi Me-24 , wjeżdżając w sieć wąskich dróżek poplątanych między gospodarstwami. Należało "zaatakować" Son Saurę od góry, od głównej drogi Ciutadella-Maó, tylko trzeba wiedzieć, na którym rondzie zjechać. A nie pałętać się rolnikom między chałupami
. Jak się później okaże, było to całkiem proste.
Tak więc poddajemy się i skręcamy na pierwszą z brzegu "cywilizowaną" plażę. Ja zła, moi zachwyceni, bo chcą do wody.
Dzień 2
Odcinek 3 - Santandrina - plaża "na otarcie łez"
Cala Santandrina, bardzo przypomina nasze zatoczki w pobliżu hotelu, nic dziwnego, to zaledwie kilka km od nich. Plaże na zachodnim wybrzeżu, które jest skaliste i poszarpane, tak właśnie wyglądają.
Parkujemy darmowo prawie przy samej plaży. Miasteczko pozytywnie nas zaskakuje, cisza, spokój, przy plaży mały hotel z restauracyjnym ogródkiem, jakieś apartamenty, bar przy plaży, prysznic, toalety i studnia ze źródlaną, słodką wodą. Można wynająć leżak z parasolem.
My mamy swój, niestety umocowanie go w twardym podłożu, mimo piasku, graniczy z cudem, wiatr wciąż nam go przewraca. Na szczęście zauważamy stojaki do parasoli wypełnione piaskiem stojące tuż obok. Pożyczamy sobie jeden, nikt nie krzyczy... chyba nic się nie stało.
Plażujemy długo i nic poza tym się nie dzieje, nic, oprócz mojej słabnącej pomału złości, że zamiast podziwiać piękno wyspy siedzę w jakiejś Santandrinie
.
Fotki z tego zakątka:
Są właściwie 2 plaże, właściwa, przy barze i hoteliku i druga mniejsza, obok za skałką, rosną na niej 3 duże palmy. tam jest bardzo mało ludzi, ale i u nas jest ok.
Podczas krótkiego spaceru po raz pierwszy odkrywam słupek wyznaczający szlak turystyczno-rekreacyjny Cami de Cavalls.
Pojawiają się też charakterystyczne płotki z drewna oliwkowego
Całkiem tu przyjemnie, zadziwia spokój i cisza na plaży, mimo ludzi. Tylko słońca nie ma.