Dzień 2 - Buenos dias Menorca!
Odcinek 1 - Pralka czyli chyba najmniejsza plaża świata
Budzę się wcześnie, tzn. budzi mnie dziwny dźwięk, coś strasznie chlupocze, dokładnie tak jakby w pralce przewracało się pranie. Jaka pralka? Gdzie? Przecież my nie mamy pralki! Ale dźwięk jest ciągły... chlup...chlup chlup...chlup.
Wstaję, wychodzę na taras, hotel jeszcze mocno śpi, wieje zimny wiatr, brrr chłodno.
Wracam do sypialni, pralka nadal "pierze". Podchodzę do okna. Aaaa mam cię! To woda w wąskim "fiordziku" tak chlupczy. , ale fajnie.
Wschodzące słońce barwi skały na pomarańczowo
Jest siódma rano, cała okolica śpi, jest bardzo cicho tylko to chlupotanie słychać.
Pod hotel zajeżdża pracownik restauracji, parkuje koło nas, a droga zachęca do natychmiastowego wyjścia z domu. Później okaże się, że służy ona miejscowym i turystom do porannego joggingu, spacerów z psami, romantycznych spotkań na klifach.
Budzę męża, nie ma spania, szkoda dnia. Ustaliliśmy zgodnie, że będziemy wstawać wcześnie, szkoda czasu na spanie .
Idziemy odwiedzić "pralkę", zobaczyć jej koniec i najbliższą okolicę hotelu. Na placyku obok drogi ktos skzoli psa, piękny długowłosy owczarek niemiecki wyraźnie cieszy się z tresury. Nie będzie dnia, żeby punktualnie o 7 rano nie było godzinnej zabawy pana z psem pod naszym oknem, bądź na drodze. Oni i "pralka" - codzienny rytuał.
Wąska ścieżka prowadzi w dół
Gdy dochodzimy na sam dół okazuje się, że nasza hałasująca zatoczka ma bardzo niepozorny koniec. Ogarnia nas śmiech, plaża.... dwuosobowa? W każdym bądź razie do wody prosimy parami... no może nawet gęsiego, proszę się nie pchać...
Tyle hałasu.... o nic
W każdym bądź razie woda czyściutka, a na plaży kilka osób się zmieści, tylko słońce musi najpierw tu dotrzeć.
Ruszamy dalej, nasz hotel z tej strony prezentuje się zupełnie inaczej niż od frontu:
Nadal jest bardzo cicho, spotykamy tylko osoby spacerujące z psami, wszyscy witają nas szeleszczącym Dias!, które brzmi raczej jak /dijasz/, miło, jezu, przecież my w ogóle nie znamy hiszpańskiego, a co dopiero mówić o minorkańskim wcieleniu katalońskiego
Dias! ok, niech będzie.
Mamy kolejną "plażę"
Ta ma nawet nazwę i jest oznaczona nr 1 na planie otrzymanym od rezydentki. Cales Piques , Cales to chyba liczba mnoga, więc może ta nazwa odnosi się do obu zatoczek.
Dwaj młodzi mężczyźni zbierają śmieci, schodząc na plaże czujemy, że powinniśmy sie przywitać:
- Buenos Dias!
- Dias!
Pojechali, mamy plażę dla siebie.
Szwędamy się chwilę, po czym wracamy do hotelu
Słońce jest coraz wyżej, chłodek zniknął i zaczęło się robić coraz cieplej.
Hotel nadal śpi, chociaż restauracja już jest gotowa do wydawania śniadania, baseny są czyszczone.. tylko wczasowicze nadal śpią