napisał(a) helen » 02.09.2011 19:40
Na czym to stanęliśmy? Aaaaa, zupa. No cóż, może rozczaruję Was, ale do konsumpcji słynnej minorkańskiej zupy nie dojdzie. Od początku nie czuliśmy presji zjedzenia jej, chociaż nie powiem, ciekawość była i to ona głównie nas do Fornells przyciągnęła, tylko czy bardziej ciekawi byliśmy miejsca, czy owego dania? Nie wiem, w każdym bądź razie, gdy zobaczyliśmy te szyldy, te restauracje jedna przy drugiej... jakoś przeszła nam ochota na szukanie stolika, jedzenie ciepłej zupy w tak parny dzień w tłocznej restauracji... no i co najważniejsze, wydanie na tą przyjemność 60 euro zupełnie nam nie odpowiadało. Tyle zupa kosztuje w porcie, gdzie indziej podobno ciut taniej. Bywają dni, gdy stolik "na zupę" trzeba rezerwować wcześniej, bywa, że zupy nie ma, gdyż akurat nie ma jej z czego ugotować. Zgrzeszyliśmy zapewne turystycznie "olewając" przewodnikową potrawę, ale skończyło się na "zaglądaniu" ludziom w talerze. Ledwo zupę zobaczyliśmy...
zdjęcie z netu
naszą uwagę przykuło coś innego,
Niby zwykły stragan z żelkami, ale jednak my z dziecięcą wręcz radością rzuciliśmy się w ten kolorowy żelkowo-cukierkowo-orzechowy świat.
Dokupując co chwilę przeróżnych smakołyków, siedzieliśmy sobie na ławce w porcie ciesząc oczy urodą otoczenia.
Białe domki, palmy i łódki na wodzie tworzyły razem uroczy obrazek.
Chwile takie jak lubię. Usiąść gdzieś i cieszyć się miejscem, otoczeniem. Bez wyrzutów sumienia, że nie zaliczyliśmy kolejnego punktu z przewodnika, nawet jeśli była nim pyszna ponoć zupa. Będzie kiedyś kolejny powód , żeby wrócić. Jeden z wielu.