W Ferreries "wita" nas groźnie wyglądający, czarny kotek. Niby nie jestem przesądna, ale po naszym pechu do np. słowa "święty" w nazwach plaż, lekko się zaniepokoiłam, wszak góra nad miasteczkiem nazywa się Santa Agueda.
Na szczęście nic złego się nie stanie
Serce miasteczka przywitało nas niesamowitym spokojem i zupełnym brakiem jakiegokolwiek turystycznego ruchu. Parkujemy darmowo przy ulicy i idziemy pospacerować.
Głównymi miejscami wartymi odwiedzenia są Centrum przyrody Minorki i kościół Sant Bartomeu. Centrum jest jeszcze nieczynne, a przed kościołem właśnie budowana jest scena. Robimy zdjęcie z zewnątrz, żeby nie przeszkadzać i zamiast tego odwiedzamy sklep - warsztat wyrobu tradycyjnych sandałów avarques. Na ścianie przed sklepem idealnie wykonany, ogromny, prawdziwy sandał
W środku na wszystkich ścianach regały, na ladzie maszyna do ich szycia, druga w kącie sklepu. Za ladą nastolatka, jej tata na zapleczu szyje sandały
, razem z nami do sklepu wchodzi starsza para. Pan w podniszczonych avarques rozpoczyna rozmowę z rzemieślnikiem. Po czym ten bierze miarę z jego stóp. Będą pewnie buty na zamówienie
My podziwiamy w tym czasie asortyment sklepu. Tu sandały są różne, inne trochę niż te z dużych zakładów. Te są bardzo solidnie wykonane, niektóre z nich, sporo droższe, mają porządnie wyprofilowaną podeszwę.
Mi wpadają w oko jednak te:
Niestety to pojedynczy egzemplarz, 2 rozmiary za mały.
Wychodzimy ze sklepu i kierujemy się w kolejną uliczkę, tu znajduje się reklamowany przy wjeździe do miasta hotelik.
Kamieniczka niczym nie różni się od pozostałych, urzekają za to drzwi z firanką i nazwą hotelu:
Z ciekawości znalazłam go w sieci:
http://www.hotelsessucreres.com , sympatycznie wygląda, fajnie byłoby tu właśnie spędzać urlop. Wszędzie blisko, bo miejscowość prawie centralnie na wyspie położona i do tego taka spokojna. Mogłabym oddać widok na morze za poranną kawkę w jednej z miejscowych kawiarenek przy głównym placu. Miejsc noclegowych w miasteczkach nie ma zbyt wiele, raczej skupiają się one w osiedlach apartamentowych na wybrzeżach wyspy.
Mijamy hotelik i schodzimy kolejną uliczką w dół
Toczy się zwykłe życie małego miasteczka, ludzie robią zakupy, a my co chwilę spotykamy pana, który podlewa roślinki w różnego rodzaju pojemnikach znajdujących się w poszczególnych uliczkach, gdy ponownie go spotykamy, uśmiecha się i schodzi na bok, gdy zauważa, że chcemy zrobić sobie zdjęcie.
Jest wcześnie, w kawiarnianych ogródkach dopiero zaczyna się dzień. Siadamy w jednej z nich i zamawiamy kawkę. Przy stoliku obok siedzi grupka osób, głośno rozmawiają. Natalia zachwyca się ich rudym pieskiem, którego oczywiście musi "ofocić" .
Zachyca się również naszym kelnerem, młodym chłopakiem w dredach i chustce na głowie, nie odważa się jednak kierować aparatu w jego stronę
, zajmuje się za to naszymi napojami:
Tak sobie siedzimy, a kawiarniany ogródek staje się coraz gwarniejszy. Do dwóch przyjaciółek siedzących z dziećmi przed nami wciąż dochodzą nowe osoby. Za każdym razem wszyscy wstają i witają się wylewnie. Ktoś przechodzi obok, zauważa znajomych i dosiada się... otacza nas po chwili radosne szczebiotanie w niebyt miłej dla ucha lokalnej wersji języka katalońskiego. Kelner donosi i rozkłada kolejne stoliki. Siedząc tak myślę o naszym hotelu, jakże fajnie jest zamiast w kawiarni przy basenie siedzieć tu... wśród tych ludzi. Widać, że wszyscy się znają, wciąż ktoś pozdrawia przechodzące osoby, nam przyglądają się z uwagą, pewnie zastanawiają się w jakim to dziwnym języku my rozmawiamy
Patrzę na starsze osoby przechodzące po placu, siedzące na ławkach, chyba po raz pierwszy podczas zagranicznych wojaży przychodzi mi do głowy myśl, że w takim miasteczku mogłabym spędzić starość.
Niedaleko nas parkuje samochód dostawczy, kierowca nosi za róg budynku półtusze jagnięce, ryby na tacach, siatki pełne muli, jakieś kartony. Nie omieszkamy zajrzeć gdzie ten towar "znika"
Za rogiem jest sklep
Towar jest właśnie rozpakowywany
W sklepie starsze panie cierpliwie czekają, aż kobieta wszystko porozkłada. Fajnie mają... wypiją kawkę, kupią świeże rybki, pogadają z sąsiadkami. Gdy wychodzimy ze sklepu samochód dostawczy zaopatruje właśnie sąsiedni hotel.
Rzucamy jeszcze raz okiem na nasz placyk z kawiarnią i wracamy do auta.
Gdy ruszamy zaczyna kropić
Wyjeżdżamy na główną drogę, która w tej chwili przecina jeszcze Ferreries, ale wygląda na to, że wkrótce powstanie tu obwodnica, prace trwają. Miasteczko pewnie odetchnie z ulgą.
Teraz kierujemy się ku Es Mercadal, które jak może pamiętacie, leży u stóp wzgórza El Toro.
Tym razem będziemy chcieli i tu spędzić trochę czasu, to tej pory tylko przejeżdżaliśmy.