Nazwa kraju Hiszpania wywodzi się od słowa Ispania, które oznacza Ziemię Królików. Język hiszpański wymieniany jest w pierwszej piątce najczęściej używanych języków na świecie. Najdłuższą rzeką Hiszpanii jest rzeka Ebro, licząca sobie 930 kilometrów. Hiszpanie to naród uwielbiający grę na loterii. Zdrapki można kupić na rogu każdej ulicy.
mahadarbi napisał(a):Trochę ten wycinek bieli wyjęty z innej bajki w porównaniu z resztą krajobrazu, taki 'od - do', ale i tak miły przerywnik. Mi brakuje szerokiego kąta
to tylko taki biały kleks w bardziej kolorowym otoczeniu
Hej Elizasz, dziś faktycznie trochę podgoniłam, w sumie to chciałabym skończyć relację przed powrotem do pracy. Wiesz jak to jest, jak się zacznie młyn to... już nie będę miała "nastroju" Chyba zawsze kończyłam jeszcze w wakacje. Zostały mi 2 pełne dni i 2 po kawałku.
Bramki to ja lubię tylko te na Minorce, za ich prostotę i urok, one i minorkańskie sandały... będzie moment, że wystąpią w jednym miejscu.
mahadarbi napisał(a):Trochę ten wycinek bieli wyjęty z innej bajki w porównaniu z resztą krajobrazu, taki 'od - do', ale i tak miły przerywnik. Mi brakuje szerokiego kąta
Przesadzasz.
Nie widać "szerokiego kąta" ... wstaw wyobrażnię i już masz, jak zechcesz to nawet dwa.
To tylko zdjęcia ale dla mnie mówią bardzo dużo. Szczegóły mnie nie interesują ponieważ każdy widzi je inaczej. Mnie interesuje tzw. pierwsze ogólne wrażenie i ....... dla mnie w tym zestawieniu Mykonos wypada gorzej.
Minorka też nie powoduje moich westchnień ale jakby bardziej przyjazna dla ludzkiego oka.
Tak czy siak ..... ani na jedno ani na drugie nie wybieram się. Już byłem wirtualnie i wystarczy.
Odcinek 4: Za mało Maó - miłe chwile w stolicy wyspy
Maó nie było dziś w naszych planach, w sumie to nie bardzo wiedzieliśmy co w ogóle mamy ze stolicą wyspy zrobić, z jednej strony bardzo chcieliśmy to miasto zobaczyć, z drugiej... wiedziałam, że potrzeba na to co najmniej dnia: wielki port, potężna twierdza, stare miasto... . Jak to zrobić gdy czeka tyle innych miejsc, przesuwaliśmy, przesuwaliśmy i omal nie usunęlibyśmy zupełnie, gdyby nie nagła zachcianka przepłynięcia się po porcie katamaranem ze szklanym dnem. Tak, na to dziś starczy czasu.
Z Binibeca Vell do Mao nie jest daleko, całkiem sprawnie udaje nam się dotrzeć i zaparkować blisko centrum. Początkowo próbujemy czytać z przewodnika, odnajdywać na planie miasta mijane miejsca, szybko nas to męczy... odkładamy papiery i po prostu idziemy przed siebie na wyczucie. Niech tam, później sobie poczytamy, a teraz cieszmy się jeszcze nie zatłoczonymi uliczkami i placami, kolorowymi fasadami, okiennicami, balkonami i wykuszami. Podziwiajmy Maó, miasto gdzie ponoć narodził się majonez .
Według jednej z legend majonez przybył do Francji właśnie z Maó, dzięki admirałowi Louisowi Francois Armand du Plessis, księciu de Richelieu. Odbił on wyspę z rąk Brytyjczyków. Pewnej nocy Richelieu przechadzał się uliczkami Maó, zastanawiając się jak tu na zawsze pozbyć się Brytyjczyków z wyspy. Po długim spacerze bardzo zgłodniał. Wszystkie gospody były zamknięte, tylko w jednym miejscu udało mu się znaleźć karczmarza, który zaproponował mu ostatni kawałek mięsa, dość nieciekawie wyglądający. Za to przyrządził z niego całkiem niezłą potrawę polaną smacznym sosem zrobionym z jajek i oliwy, gdyż nic więcej nie miał do dyspozycji. Admirał zadziwił się smakiem sosu, nazwał go majonezem i pod taka nazwą został później wprowadzony we Francji. Ale to oczywiście tylko legenda. Majonez w żaden sposób nie jest "czczony" na wyspie, za to gin Xoriquer, który wytwarza się w Maó od czasów brytyjskich jest jedną z wizytówek wyspy.
Destylarnię można zwiedzać, nie szukaliśmy jej.
Poszliśmy za to na pyszne lody
Szybko stwierdzamy, że miasto jest urocze i kolorowe. No i całkiem spokojne jak na stolicę. Nie zawsze nią zresztą było. Do 1722 roku była nią Ciutadella.
Zbliża się 17-sta, postanawiamy przyspieszyć gdy dochodzimy do wniosku, że może to przecież być godzina odpływania stateczku. Mieliśmy gdzieś reklamową karteczkę wziętą z hotelu, ale zgubiliśmy
Gdy dochodzimy do miejsca skąd wydaje nam się będziemy mogli zejść do portu, okazuje się, że to tylko taras widokowy....
szukamy zejścia na dół, jest.... duże, piękne schody prowadzą do portu, a tam budka z logo "naszej" łodzi. Galopujemy w dół, ja oczywiście robię w locie zdjęcia
Kobieta w budce rozkłada ręce, pokazuje na zegarek i zaraz potem na żółtą plamkę oddalającą się od nas. Odpłynął, ostatni dziś rejs właśnie się rozpoczął, spóźniliśmy się 3 minuty. Cóż, nie koniec świata, przechodzimy przez ulicę na mały placyk u stóp schodów. Kupujemy zimne napoje i rozkładamy się na ławkach...
z głośników leci "Hero" Iglesiasa , po hiszpańsku oczywiście.... zostajemy dłużej, fajnie jest
Maó zasługuje na dłuższą wizytę, nie mówiąc już o twierdzy , muzeum Minorki, zabytkach starego miasta. Trudno, ja mam inny plan, zaledwie kilka km od Maó jest plaża Sa Mesquida. Uprę się, ale muszę się tam znaleźć. Dyskutujemy więc w trójkę na tych ławeczkach co zrobić. Jesteśmy na drugim krańcu wyspy, nie wiadomo, czy się tu jeszcze wybierzemy, jak teraz odpuszczę, to Mesquidy nie zobaczę. Wyciągam asa z rękawa "potem to już blisko do kolejnej latarni" . No i godzą się na latarnię owszem, ale na plażę nie mają ochoty. Ok, może faktycznie mają rację, zanim się na dobre rozłożymy...
Wracamy więc do auta.
Zamiast słuchać Enrique można było na trawce poleżeć
Nata znowu znajduje kota, ten taki miastowy, wypasiony jest, ze stolicy wszak łaskawie daje się pomiziać
woka napisał(a):Nie widać "szerokiego kąta" ... wstaw wyobrażnię i już masz, jak zechcesz to nawet dwa.
Ale ja nie chcę sobie nic wyobrażać, skoro zdjęcia mówią
woka napisał(a):....... dla mnie w tym zestawieniu Mykonos wypada gorzej. Minorka też nie powoduje moich westchnień ale jakby bardziej przyjazna dla ludzkiego oka. Tak czy siak ..... ani na jedno ani na drugie nie wybieram się. Już byłem wirtualnie i wystarczy.
No i o to chodzi. Po to mamy te wirtualne podróże, by mieć szerszy kąt Witaj, woka
Odcinek 5 - Cap de Favaritx - jeszcze jedna latarnia
Ruszamy z Mao w stronę północnego wybrzeża, korzystamy z dobrej drogi Me-7, a następnie odbijamy od niej w Cf-1 w stronę kolejnego przylądka i kolejnej latarni. Droga jest teraz węższa i należy uważac na rowerzystów
Krajobraz wkrótce się zmienia, staje sie bardziej surowy
Mąż zachwyca się autem, a ja ogromną ilością kwiatów, to chyba lilie morskie?
W końcu widać latarnię
Każda widziana dotąd latarnia stoi w innym otoczeniu, ta na czarnych, łupkowych skałach, a woda ma kolor wyjątkowo granatowy.
Miejsca, w których stoją te latarnie są wyjątkowe.
Każdy na swój sposób cieszy się tym "końcem świata"
Ja proponuję przedłużenie wakacji: "Kochanie, może zostaniesz latarnikiem?" i z ciekawością zaglądamy przez szpary w okiennicach do "domku latarnika".
Na czarnych skałach ludzie układają z kolorowych kawałków różne napisy, córa zainspirowana ich twórczością zostawia swój ślad
podczas gdy "starzy" spacerują dokłada tu i tam swoje kamyczki
To już ostatnia latarnia zaznaczona na jaskrawo na naszej mapie, ostatnia z tych wybranych do zobaczenia. Jest ich więcej na wyspie, wybraliśmy te najbardziej popularne, została jeszcze np taka:
Byliśmy blisko niej w pierwszy dzień zwiedzania wyspy, stoi w dość "cywilizowanym" miejscu, dlatego nie trafiła do grona wybranych.
Z żalem opuszczamy "domek latarnika", latarnię i udajemy się w drogę powrotną do hotelu. kolejny długi dzień dobiega końca. Zaczął się na plaży, kiedy to było... teraz znów pojawia się pomysł pojechania do Fornells na zupę i znów upada. Czeka na nas hotelowa kolacja, a trzeba przyznać, że narzekać nie można, była min. jagnięcina, owoce morza w różnych postaciach, królik, ryby. Zupa musi poczekać... za to w drodze powrotnej kupuję avarques, moje pierwsze minorkańskie sandały , najwygodniejsze buty pod słońcem.
Jutro już wtorek, dzień spędzimy w dwóch miejscach: na plaży i w byłej stolicy wyspy Ciutadelli. Czwartek zbliża się nieubłaganie, ogarnia mnie coraz większy żal, bo teraz gdy przestaliśmy się gubić, gdy jak po sznurku poruszamy się po wyspie, jesteśmy już prawie "u siebie", teraz gdy moglibyśmy na dobre zacząć odkrywać naszą Minorkę, a nie tą z przewodnika, czas będzie się niedługo pakować. Pocieszenia nie daje nawet kolejny, piękny zachód słońca.
Binibequer też na kilometr greckością "zajeżdża".... na Cykladach co prawda nie byliśmy, ale Skyros wyglądało bardzo podobnie. Tylko na błękitne okiennice i drzwi na Minorce nie wpadli .
Ładne plaże, ładne miasta, dużo ciekawostek do zwiedzenia.... Minorkę da się polubić . A że duża jest, cóż, w tydzień nie da się zobaczyć wszystkiego
Na szczęście nie widać "typowego" napisu icon_biggrin.gif
Ha, bo to nie ta bramka, przed samą latarnią była druga , ze znajomą tabliczką
Ładne plaże, ładne miasta, dużo ciekawostek do zwiedzenia.... Minorkę da się polubić
Oj da się, da... jest taka różnorodna, plaż do wyboru do koloru dosłownie. A miasteczka, gdybym miała wrócić tam, wybrałabym noclegi w jednym z nich. Powłóczymy się jeszcze po trzech i odwiedzimy dwie plaże, bardzo różne, no dwie i pół