Wtorek, 01.05 [ dzień 5 ]
Tym razem wstajemy ok. 6:30. Noc bardzo spokojna i bardzo zimna. Nawet przejeżdżający policjanci zbytnio nami się nie interesują. Aby się ogrzać włączamy ogrzewanie i szybko ruszamy dalej. Zatrzymujemy się chyba na ostatniej stacji przed Barceloną, gdy zaczynają nas witać pierwsze promienie słońca i temperatura robi się w końcu dwucyfrowa. Sam wjazd do Barcelony i na parking, który znajduje się blisko centrum bez żadnych kłopotów. W ogóle miasto jakby opustoszało, ale w końcu 1 maja. Wybraliśmy ten parking, bo kosztował najtaniej 17,50 Euro. Inne kosztowały po ponad 30 Euro. Zupełnie nie wiemy dlaczego. Ładny, duży podziemny parking z monitoringiem i z blokadą wejścia dla innych osób.
Samo zwiedzanie zaczynamy dość późno, bo po 9:00 rano. Na początek wybraliśmy Sagrada Familia. Ciekawe od której godziny stali ludzie w kolejce? Kolejka bez mała zatacza krąg wokół całego placu na którym jest kościół. O nie, nam wystarczy widok z zewnątrz. Potem Casa Mila, Casa Batllo oraz Park Güell - czyli początek podróży zaczynamy śladami wybitnego architekta Antoniego Gaudi.
Następny cel podróży to Camp Nou. Fanami piłki nie jesteśmy, ale myślimy, że może warto zobaczyć ten obiekt. Teraz już wiemy, że nie warto
Bilet wstępu kosztuje 22 Euro od osoby. Z podziwem patrzymy na osoby stojące w ogromnej kolejce do czterech kas. No cóż pewnie fani FC Barcelony są w stanie dać każdą cenę. My wolimy zaoszczędzone pieniądze wydać na mecz reprezentacji Polski na dużo ładniejszym stadionie. Starczy na bilet i na szalik. Odchodzimy trochę źli, bo straciliśmy ponad godzinę.
Wysiadamy na Placu Hiszpańskim. Stąd udajemy się na spacer w kierunku Muzeum Sztuki, a potem do Parku Olimpijskiego. Naprawdę warto odwiedzić te miejsca. Park znajduje się tuż za Muzeum. Co ciekawe, na strudzonych turystów często czekają ruchome schody.
Po godzinie 14:00 docieramy w końcu do Port Vell i na miejską plażę. O jak dobrze zmoczyć nogi, napić się piwka lub zjeść loda. Lane piwo w barze 50 metrów od nas kosztuje 4 Euro za 0,25L, a w markecie 100 metrów od nas za puszkę 0,33L płacimy 0,75 Euro. Czujność studenta nie zawodzi
I tak całe popołudnie spędzamy sobie patrząc na śmiałków wchodzących do wody i na ludzi, którzy co 15 sekund oferują nam: masaż, drinka, zimne napoje, przekąski, chusty, okulary itp. Wyobraźcie sobie 20 osób chodzący w tą i z powrotem na odcinku dosłownie 100 metrów.
Przed 20:00 wybieramy się do restauracji w porcie. Zamawiamy sobie typowe hiszpańskie danie Paella. Kasia zamawia z owocami morza, a Kuba z mięsem. Każdy ma tam jakieś swoje smaki, nam jednak obiad tak średnio smakuje.
Ale cieszymy się, bo przed nami najlepsze czyli wieczorny pokaz Fontanny Montjuic. Kręci się pełno ludzi, ale nic się nie dzieje. W końcu dowiadujemy się, że fontanna działa od 1 maja, ale od czwartku do niedzieli. No cóż zostawimy to bez komentarza, a turystów pełno, bo w końcu dzisiaj święto.
Potwornie zmęczeni docieramy do auta i ujeżdżając autostradą zaledwie kilka km od Barcelony kładziemy się spać na pierwszym dużym parkingu ze stacją benzynową. Tego dnia pokonaliśmy dystans około 60 km.