napisał(a) ziemniak » 14.03.2012 19:24
Dzień 14 - Słoneczna Wenecja
Wstajemy i ruszamy jeszcze pod osłoną nocy. Tym razem korzystamy z promu. Cena za prom bez komentarza (czyt. bardzo drogi). Kierujemy się drogą nr 8 w kierunku Rijeka. Powoli wstaje dzień. Na A7 tuż przed granicą tankujemy do pełna. Na granicy tracimy ok. 15 minut w korku. Droga przez Słowenię trochę się ślimaczy, ale za to jest położona w pięknej scenerii. Po kolejnej granicy zostają się tylko budki. We Włoszech szybko wjeżdżamy na autostradę i mkniemy w kierunku Wenecji. Ruch na autostradzie duży, ale wszyscy jadą płynnie. Przyznam, że początkowo trochę obawialiśmy się cen za przejazd autostradą. Jednak byliśmy bardzo mile rozczarowani. Poza pewnym Włochem, który trąbiąc poganiał nas na bramce - ehh ci cudzoziemcy
. Czytając o wielkich korkach przy wjeździe do Wenecji decydujemy się na trochę inny wariant. Z autostrady zjeżdżamy na zjeździe San Dona-Noventa i kierujemy się do miejscowości Punta Sabbioni, skąd odpływają tramwaje wodne do Wenecji.
Na miejsce docieramy ok. godziny 11:00. Tramwaj wysadza nas tuż obok Placu Św. Marka. Zwiedzanie uprzykrza nam upał i tłumy czekające na zwiedzanie atrakcji od środka. Także wszystkie najważniejsze atrakcje oglądamy tylko z zewnątrz, co trochę kryjąc się w cieniu. Na obiad szukamy knajpki w cieniu drzew i krzewów. Gdy w końcu udaje nam się takową znaleźć siadamy przy piwku i czekamy cierpliwie na jedzonko. Duża pizza kosztuje od 6 do 8E. Najdroższy okazuje się litrowy kufel piwa 13E. Dziewczyny miały z nas kupę śmiechu. No ale w takim upale to i tak piwo było dla nas bezcenne. Po obiedzie trochę błądząc trafiamy do naszego tramwaju na którym każdy z nas ucina sobie drzemkę.
Do samochodu wsiadamy i szybko pędzimy w kierunku autostrady, by jeszcze przed zmrokiem podziwiać piękno Alp. Droga spokojna. Dość szybko docieramy do granicy włosko-austriackiej. Kupujemy winietkę i pędzimy dalej. Na pierwszy postój decydujemy się dopiero gdy zaczyna zapadać zmierzch. Zjeżdżamy na MOP-a i jesteśmy w szoku. Tablice informujące o regionie, w którym jesteśmy i jakie możemy spotkać zwierzęta. Budynek z wc, prysznicami aż pachnie i jest wykończony w fajnym stylu.
Do Częstochowy docieramy ok. 02:00 w nocy. Wypoczęci i szczęśliwi, a zarazem potwornie zmęczeni i trochę nie dowierzając, że nasze wakacje dobiegły już końca. Mamy nadzieje, że jeszcze do Chorwacji wrócimy. I teraz już po upływie czasu możemy dumnie zakomunikować, że raczej powrócimy. Wyjazd planujemy na 6-17 czerwca. Tym razem jedziemy na wyspę Krk, a przy okazji Cres, Istria i Słowenia.
KONIEC