natomiast małżonka moja pilnowała, cobyśmy za dużo czasu, dla odmiany, na każdy kwiatek,
krówkę, kościółek nie poświęcali (wszak mieliśmy przed sobą już tylko niecałe dwa dni)
szybko minęliśmy Chorzele, Opaleniec i wkroczyliśmy w przyjazne progi
ościennego województwa.
Na drodze stanął nam Wielbark, następnie Szymany ... Tak, TE Szymany,
wsławione ... czymś tam ...
Zrobiło się gorąco, w związku z czym zaczęliśmy rozglądać się za jakimś przyjemnym miejscem,
w którym moglibyśmy ugasić męczące nas pragnienie:
Czyli Szczytno.
Kiedyś, dawno temu, pod Szczytnem spędziliśmy fajne wakacje.
Kaśka uczyła się tu na rowerze jeździć, psa sobie znaleźliśmy.
Taki przybłęda. Został z nami przez jakieś osiem lat ...
Coś tam pamiętaliśmy z dawnych czasów, trochę z sentymentem,
z ciekawością zmian, zatrzymaliśmy się w mieście na dłużej ...
Nie ukrywam, że mnie tu również pewna prywata przyciągnęła, ale o tym,
na razie, mówić nie będę, pozostawiając was w pewnej niepewności ...
Zdradzę tylko, iż ma to pewien związek z moim hobby ...