No skoro są tacy co czytają to piszę dalej (I tak bym pisała żeby na starość móc tu wrócić )
tony montana napisał(a):... ogólnie: jest GIT!
05.05 sobota
Nadejszła wielkopomna chwila. Nareszcie to, po co przyjechaliśmy, jak mówią moje dzieci. Całodniowy pobyt w "Disnejlendzie" .
Jako, że oczywistym było, że Disneyland odwiedzimy razem, całą rodzinką tj. w dniu, w którym ta atrakcja była przewidziana w wycieczce młodego - chcąc nie chcąc musieliśmy udać się tam w sobotę . Nasze próby zmiany planu czyli Disneyland w tygodniu, a w sobotę Paryż spełzły na niczym. Biuro podróży wymyśliło sobie to tak, że uczestnicy już po śniadaniu wymeldowywali się z hotelu i z bagażami lądowali w parku zabaw żeby wieczorem od razu ruszyć do Polski. Disneyland znajduje się ok. 40 km na wschód od Paryża i kierowca miał krótszą trasę do przejechania. A fakt, ze w weekend w takich miejscach jest zazwyczaj więcej ludzi organizatorom "nie wadził". Dzast frontem do klienta normalnie . No ale darowanemu koniowi ...Córka pocieszała nas, że Francuzi (mali) podobno w sobotę chodzą normalnie do szkoły, a w środę uczą się do 12. Nie wiem czy tak jest w rzeczywistości ale faktycznie języka francuskiego jakoś za dużo w parku nie słyszeliśmy.
Od początku.
Park w tym dniu miał być czynny od 10 do 22. Wyjazd zaplanowałam na 9 żeby nie tracić cennych minut . Kontrolny poranny rzut oka przez okno - nie jest źle, nie pada. Przypominam, że pogoda mówiła o ciągłych opadach deszczu. Najwyraźniej ichniejsze prognozy pogody sprawdzają się podobnie jak u nas bo do wieczora mimo krążących chmur nie spadła ani kropla deszczu. Dopiero gdy wychodziliśmy z parku lunęło tak, że hej ! Ale wtedy miałam to już w .... głębokim poważaniu. Mogło se padać ile chciało .
Obierając kierunek na Metz po niecałej godzinie lądujemy na parkingu.
Jest parę minut przed 10. Czekamy na autokar z wycieczką. O ile panowie mieli bilety w cenie my z córą niestety musiałyśmy je sobie kupić. Żeby zaoszczędzić sobie stania w kolejce i trochę zaoszczędzić kaski poprosiliśmy panią przewodnik, żeby kupiła o 2 bilety więcej. Grupy zorganizowane miały jakieś zniżki. Z tymi cenami biletów to są jakieś cyrki. W zależności od dnia w którym wchodziłam na stronę parku ceny były inne. Dziś np. bilet na 1 dzień do 1 parku kosztuje dla dorosłych - 61 euro dla dzieci do 11 lat - 55 euro. Od razu mówię, że kupowanie biletów na 1 dzień do dwóch parków mija się z celem. Nie jest możliwym "obskoczenie" wszystkich atrakcji obydwu parków w ciągu jednego dnia. Co tam wszystkich - my nie zaliczyliśmy wszystkich w jednym parku ...
Tak czy siak płacimy: ja - 46 euro, córa 28 euro.
Nasze bilety ...
A bo oczywiście zapomniałam napisać, że park składa się z dwóch części. Takiej jakby główniejszej gdzie wali 90 % ludu - DISNEYLAND PARK i mniejszej - WALT DISNEY STUDIOS PARK.
Ilość narodu jaki kieruje się w stronę wejścia jest przerażający. Jestem przekonana, że nic nie zobaczymy, z niczego nie skorzystamy, a cały dzień spędzimy w kolejkach. Naczytałam się wcześniej na różnych forach, że do niektórych atrakcji można stać nawet 3 godziny . Nic to, zobaczymy (podobno to moje ulubione słowo . Zawsze tak mówię, gdy syn pyta czy po odrobieniu lekcji będzie mógł zagrać na kompie, albo gdy córa pyta czy może iść na koncert ). Tłum porywa nas i kieruje w stronę pierwszej kontroli. Każda torba przechodzi prześwietlenie na taśmie, niektórzy są "obmacywani" . Tutaj nikt jeszcze nie żąda biletów. Zresztą i później nikt nie żąda. Bilet wkłada się w dziurkę, bramka się otwiera i ... wchodzimy w bajkowy świat. Córka przytomnie bierze mapkę . Mapki są w kilku językach - po polsku nie znaleźliśmy.
Połowa mapki przedstawiająca ten główny park czyli DISNEYLAND PARK wygląda tak ...
Na drugiej połowie jest WALT DISNEY STUDIOS PARK. Ale, że tam nie chodziliśmy zdjęcia nie zamieszczam żeby nie mieszać. Generalnie cieszy się ona dużo mniejszą popularnością ...
Park podzielony jest na 5 części:
Adventureland;
Frontierland,
Main Street U.S.A.
Fantasyland;
i Discoveryland.
W każdej krainie każda atrakcja opisana jest numerem i kolorem oznaczającym poziom strachu (moje własne określenie ). Kolor niebieski to np. placyki zabaw, zamek księżniczki; kolor różowy - wioski indiańskie, koniki, kolejka szynowa zwiedzająca i kolor pomarańczowy - to przede wszystkim roller-coastery. Uznane za najciekawsze atrakcje oznaczone są "ptaszkami". Przy bardziej niebezpiecznych atrakcjach są ograniczenia wzrostowe - np. min 1.40 m. Są one rygorystycznie przestrzegane. Byłam świadkiem kiedy obsługa jeździła po głowie biednego dzieciaka takim kątownikiem w kształcie litery L, a ten stawał na palcach byle się tylko załapać. Nie było zmiłuj. Jestem pewna, że zabrakło mu ze 2 mm...
Przy niektórych atrakcjach są znaczki FP - Fast Pass. Fastpassy bardzo ułatwiają życie . Umożliwiają skrócenie czasu oczekiwania do najbardziej popularnych atrakcji. Aby skorzystać z tej usługi należy bilet wstępu umieścić w specjalnej maszynie znajdującej przed daną atrakcją i pobrać bilet Fast Pass. Na bilecie znajduje się informacja w jakim przedziale czasowym możemy z tej atrakcji atrakcji skorzystać (np. 12.15-12.45). Niby jest tak, że w danym czasie można posiadać tylko jeden FastPass, a kolejny można uzyskać dopiero gdy poprzedni wygaśnie - nam jednak kilka razy udało się nazbierać nawet po 3 FastPassy. Nie wiem czy coś im się zepsuło czy jak ?.
Oznaczenia na mapie ...
Ale taka mądra to ja jestem teraz. Wtedy wzięliśmy mapę do ręki ... popatrzyliśmy .... i nie bardzo wiedzieliśmy co ze sobą zrobić. Wiedzieliśmy, że są atrakcje bardziej oblegane ... jakieś bilety przyspieszające ... ale jak to się je - to już nie za bardzo ...
Postanowiliśmy na początek znaleźć sobie jakąś polecaną atrakcję, a później się zobaczy.
Ale najpierw wchodzimy. Zdania co do wyglądu parku pewnie mogą być podzielone. Nam podobał się bardzo . Wszystko bajecznie kolorowe, zadbane, dopracowane w najdrobniejszych szczegółach ...
Po krótkim namyśle postanawiamy, że pierwszą odwiedzoną przez nas atrakcją będzie roller-coaster Indiana Jones w Adventurelandzie .
Aha, jeszcze jedno. Jadąc do Disneylandu zastanawialiśmy się co my starzy będziemy tam robić. Jesteśmy już przecież nieco za duzi na jakieś tam karuzele ... Kupimy se jakąś kawkę, siądziemy na ławce i pogadamy czekając aż młodzi się wyszaleją ... Jakże się myliliśmy .
Póki co idziemy w stronę pierwszego roller-coastera zachwycając się otaczającym krajobrazem, który co chwila przenosi nas w inną część świata ...
Wszystko wydaje się tak strasznie realne ...
Z oddali wyłania się nasz cel. Wygląda nader "zachęcająco" ...
Klimatyczne szczególiki ...
Ja oczywiście zastrzegam się, że nigdy w życiu NEVER ja na nich poczekam ... Przekonuje mnie jeden argument: Mamo, jak nie spróbujesz to nie będziesz wiedziała czy się boisz ... Powiedzmy, że to mnie przekonuje . Tak czy siak posłusznie staję w kolejce ... Nie jest zbyt długa. Po 10 minutach widzimy miejsce wsiadania ...
Obsługa przy każdej atrakcji ubrana jest w odpowiednie stroje ...
Przez głowę przemyka mi ostatnia myśl ... Przecież mogę przejść na drugą stronę wózka udając, że ja już wysiadam . Nic z tego. Miejsce po lewej zajmuje młody skutecznie blokując drogę ucieczki ... Uśmiecham się widząc przerażenie w oczach siedzącego przede mną męża ...
Ruszamy ...
cdn.