No cóż ... Paryż to nie Chorwacja
, ale swój klimat ma
.
03.05 czwartekPogoda od rana nie zapowiadała się za ciekawie ...
. Jak się jednak później okazało nie było tak źle
.
Tego dnia w naszej rodzinie nastąpił rozwód. Podzieliliśmy się dziećmi. Ja zdecydowałam się na córkę, pan M. wziął to co zostało, czyli młodego.
A poważnie, to dziś zaczynała się planowo ta wygrana wycieczka młodego. Po całonocnej jeździe autokarem niedoszli współtowarzysze podróży zameldowali się na wyspie la Cite pod katedrą Notre Dame. Tam też o 8.00 młody wraz z opiekunem miał dołączyć ... Po jakże sprawiedliwym losowaniu okazało się, że szczęśliwym wybrańcem - opiekunem będzie pan M.
. My z córką miałyśmy za to CZAS WOLNY do popołudnia. Prawie jak na koloniach. Dostałyśmy nawet kieszonkowe
. Ponieważ plan chłopaków zawierał dużo miejsc, które już widzieliśmy plus dodatkowo Sorbonę, Panteon, Ogrody Luksemburskie i Luwr - postanowiłyśmy, że spotkamy się z nimi dopiero w Luwrze. Mieliśmy nadzieję, że uda nam się skorzystać z wiedzy pani przewodnik i obejrzeć Luwr w jakiś sensowny sposób. Nadzieje nasze okazały się jednakże bardzo płonne gdyż pani przewodnik ograniczyła się do kilku zdań wprowadzenia, rozdała mapki i tyle ją widzieliśmy ... Ale to na końcu. Zacznijmy od początku ...
Panowie sobie pojechali pod katedrę, a my cóż ... Trzeba by wreszcie zachować się po kobiecemu i odwiedzić parę sklepików
. Ale na początek spacerek pod wieżyczkę (bo wczoraj wieczorem ją zaniedbaliśmy
) ...
Pogoda jak widać nie wróżyła niczego dobrego ...
Wsiadamy w ...
Potem spacerek z Pól Elizejskich w kierunku mostu Aleksandra III. Po lewej mijamy Petit Palais gdzie podobno mieści się piękna kolekcja sztuki ...
Wchodzimy na most Aleksandra III...
W głębi widać kompleks Les Invalides ...
Jako, że nie mamy w planach zwiedzania Muzeum Armii o czym świadczy mina mojej dziewuchy mówiąca: "Chyba nie chcesz tam wejść ?"...
... ograniczamy się tylko do zrobienia zdjęcia "na tle" ....
Obchodzimy kompleks z lewej strony i kierujemy się w stronę widocznej wcześniej złocistej kopuły Eglise du Dione gdzie pochowany jest Napoleon. Mamy nadzieję, że wejście tam będzie bezpłatne.
Niestety okazuje się, że akurat przybyła jakaś wycieczka i trzeba by postać długo w kolejce. Darujemy sobie mając nadzieję, że chłopcy, którzy mają dziś w planie odwiedzenie tego miejsca cykną parę fotek (nadzieja oczywiście okazała się płonna
).
Kolejne miejsce, które postanowiłam dziś odwiedzić to drugi kraniec Drogi Triumfalnej, która biegnie od Luwru Polami Elizejskimi, przez Plac Zgody, Łuk Triumfalny i kończy się w dzielnicy La Defense na Wielkim Łuku czyli Grande Arche.
La Defense to awangardowa dzielnica biznesu - jak mówi przewodnik i podobno odzwierciedla zamiłowanie Francuzów do wielkich, nowoczesnych przedsięwzięć. Kilkanaście minut metrem (wciąż jestem pod wrażeniem łatwości podróżowania tym środkiem lokomocji
) i wysiadamy na końcowej stacji żółtej linii metra nr 1. Metro kilka razy wynurza się na powierzchnię i mamy okazję obserwować jak zmienia się krajobraz - z klimatycznego na coraz bardziej nowoczesny, a może lepiej powiedzieć współczesny. Stacja La Defense. Wyjeżdżamy schodami ruchomymi na powierzchnię i ..... oceńcie sami. Jak dla mnie - PASKUDZTWO !!!
Pełno szkła, metali, wysokości ... Nie podoba mi się WCALE !
Pierwsze kroki oczywiście pod Grande Arche - Wielki Łuk ...
Te okienka po obydwu stronach łuku to podobno biura. Mnie przypominały więzienie ... Przygnębiające.
Łuk jest olbrzymi ... Tam w środku na schodach siedzi moje dziecię ...
Odwracamy się w stronę Drogi Triumfalnej ... Tam niewyraźnie pośrodku widać Łuk Triumfalny ...
Zupełnie nie mam ochoty wchodzić pomiędzy te szklano-metalowe ściany. Ale skoro już tu jesteśmy postanawiamy nie wracać od razu do metra tylko jeden przystanek przejść pieszo ... No to idziemy ...
Kilka razy odwracamy się żeby popatrzeć na to krzywe "cudo
" architektury. Wielki Łuk ustawiony jest pod pewnym kątem do Drogi Triumfalnej z powodu trudności natury budowlanej jakie napotkano podczas układania fundamentów ...
Jedyne co nam się podoba to słoneczko, które nieśmiało zaczyna wyglądać zza chmurek ...
Ja wiem, że na sztuce za bardzo się nie znam ... Ale niech ktoś mi powie jak takie coś ma do mnie przemówić ...
Po drodze mijamy panów, którzy umilają sobie życie grą, która chyba podobna jest do tej chorwackiej ... Jesteśmy już nieco "schodzone" przysiadamy więc na dłuższą chwilę przyglądając się grającym.
...
ten pan na obcasach wygrał Teraz przyszedł czas na to co większość kobiet lubi najbardziej (jestem niechlubnym wyjątkiem
) czyli zakupy.
Jedziemy do dzielnicy Montmartre - córa coś tam sobie upatrzyła
. Jestem zmęczona i głodna - ale co tam, zakupy ważniejsze. Ceny w sklepach skutecznie orzeźwiają przed większymi szaleństwami. Kończy się na podkoszulce i żółtej bluzie (kupiła większą więc i ja skorzystam
). Jest około 14. Jesteśmy zdrowo złażone. Postanawiamy coś zjeść i wracać do domku. Tymczasem nasi panowie dzwonią, że za pół godziny będą pod Luwrem i mamy się stawić. Nasze prośby, że nie damy rady ... jesteśmy zmęczone itd. itp. idą w próżnię. Dodatkowo, dobrze żeby córa wzięła coś z datą urodzenia bo zwiedzanie do 18 lat jest bezpłatne. No pięknie. Pomijając fakt, że żadnego ważnego dokumentu dziewczyna nie ma (jedynie stary nieważny paszport) to nie mamy go przy sobie. Świńskim pędem lecimy do metra, potem do mieszkanka, potem do Luwru. Zmęczone, spocone prawie się nie spóźniamy.
Pani przewodnik jak już wcześniej pisałam rzekła kilka zdań i się ulotniła, więc uzbrojeni w mapkę ...
... i mój bilet (reszta była za darmo) ruszamy "na Luwr"
Mapka jest bardzo przejrzysta. Na każdym z 4 poziomów różnymi kolorami oznaczone są poszczególne części Luwru, których w zależności od czasu (remonty, wypożyczenia dzieł itp.) jest ok. 10. Dodatkowo na każdym poziomie umieszczone są zdjęcia "najważniejszych" dzieł i literami oznaczone miejsca w których się znajdują ...
Ruszamy to za dużo powiedziane. Żeby zobaczyć większość wystawionych dzieł całego dnia by zabrakło. My dodatkowo ledwie powłóczymy nogami. Postanawiamy odwiedzić kilka "punktów obowiązkowych" resztę zostawiając na kiedy indziej ...
Wejście oczywiście pod piramidą ...
Wenus z Milo
Dzieciak ukręcający szyję łabędziowi
Hermes
Apollo
Malarstwo (
moje dzieci w tych salach większość czasu przesiedziały na kanapach stojących na środku)
Duże te mazidła ...
"Mamo, znalazłem wyjście !!!"
Jakieś dzieło ...
Vinci ...
No i oczywiście pkt obowiązkowy ... Mona Lisa
Nie wiem czemu kręci się przy niej taki tłum ... Mnie inne obrazy podobały się bardziej
Nike z Samotraki
Nieco większe zainteresowanie dzieciaki przejawiały w podziemiach i części egipskiej ...
Widoczki z okien Luwru też były fajne (po lewej miniatura Łuku Triumfalnego)
Wielu rzeczy, które chcieliśmy nie udało nam się zobaczyć chociaż byliśmy aż do zamknięcia ...
To był naprawdę dłuuugi dzień. Żeby podratować humor całego towarzystwa proponuję kolację w dzielnicy łacińskiej i lody. I tutaj obserwuję zjawisko "nagłego przypływu sił i umiejętności"
. A podobno nie mogli już zrobić ani kroku ...
Lody co prawda nie umywają się do chorwackich kugli
, ale za to mają ciekawe formy - np. kwiatków ...
Wracamy koło gargulców na katedrze...
"Nasza" stacja metra. Młodzież cieszy się, że na dziś koniec zwiedzania ...
Jeszcze tylko parę kroczków ...
Po herbatce wymieniamy się z panami wrażeniami i oglądamy tą/tę niesamowitą (
) ilość zdjęć, które udało im się zrobić komórką w miejscach gdzie nie byłyśmy ...
Podobno Ogrody Luksemburskie (nie są pewni
)
Sorbona ...
Grób noblistów Curie (Pantheon)
Zdjęcia luźne
Wahadło Foucault'a (Pantheon)
Wahadło ma możliwość wahań w dowolnej płaszczyźnie pionowej i dowodzi m.in., że ziemia kręci się wokół własnej osi (szkoda, że nie widziałam tego na własne oczy
)
Narobili tych zdjęć, nieprawdaż
?
cdn.