30.04 poniedziałek.Jak zwykle wstaję pierwsza i kręcę się robiąc specjalnie hałas. Że niby niechcący ich budzę
. Pierwsze kroki do okna ... Jest ok. Nie pada. Chmury są ale na razie nie wygląda to źle. Lecę przez całe mieszkanie (mamy takie przelotowe
) po drugiej stronie też nie jest źle.
Śpią. Zaczynam więc robić śniadanie. Paróweczki, pomidorki, serek, jajeczniczka, kawka, herbatka ... Dobrze mają ze mną ...
Łaskawie wstają i zasiadają do stołu. Oczywiście ich popędzam. Bo przecież już późno ... (ok. 8
), pogoda może się zepsuć ... Musimy najpierw ustalić plan .... Zorientować się gdzie jest jakiś sklep ... Przystanek komunikacji ... itp. Wczoraj przed snem postanowiłam, że dziś zaczniemy od bazyliki Sacre Coeur, potem Place du Tertre, Moulin Rouge, plac Pigalle (najlepsze jesienne kasztany Zuzanny
), a potem się zobaczy ...
Uzbrojeni w plan miasta aparat fotograficzny wyruszamy ...
Zgodnie z dobrymi radami opiekuna mieszkania samochód pozostawiamy w garażu, a po mieście zamierzamy poruszać się metrem. Tym bardziej, że kierowcy jeżdżą tam dosyć "frywolnie"
. Nie wiedziałam też, że na rondzie pierwszeństwo mają ci, którzy na nie wjeżdżają.
Idziemy szukać stacji metra żeby tam zaopatrzyć się w jakieś bilety. Wg mapy najbliżej nas znajduje się stacja o nazwie Rue de la Pompe.
Po drobnych przepychankach słownych - pan w okienku mówił tylko po francusku - dowiadujemy się, ze możemy nabyć bilet jednorazowy, na 10 przejazdów lub tygodniowy. Są jeszcze inne, ale te nas interesowały. Postanawiamy nabyć bilety tygodniowe - w końcu zamierzamy poruszać się tylko metrem.
Jako, że większość rodziny francuskiego nauczyła się jedynie z telewizora ("- Merci, że jesteś tuuuuuuu"
) odwracam się do córki:
- No córko, masz szansę się wykazać.
- Ale, że co ?
- Kup dla nas wszystkich bilety tygodniowe. W końcu 3 lata w gimnazjum i 1 rok francuskiego w liceum to nie w kij dmuchał
- Aaaaaale ja francuski miałam na pierwszej lekcji .... i tramwaj często się spóźniał
...
Jakoś w końcu dała radę (stwierdzając oczywiście, że gościu chyba jakoś słabawo zna francuski
) ale okazało się, że do biletów potrzebne są zdjęcia. Gdzie je zrobić .... Pierwsza w lewo, 100 m .... za piekarnią druga w prawo .... a w czwartek w samo południe w lewo
. Zaglądam do swojego portfela. Jako dobra żona i matka wyciągam zza folijki zdjęcia dzieci i nawet męża
... sama jestem zdziwiona, że je mam i wręczam córce.
Następnie patrzę wyczekująco na męża ....
Doskonale odczytuje pytanie zawarte w moim spojrzeniu i gorączkowo przetrząsa swój portfel w poszukiwaniu mojego zdjęcia... Wyciąga lekko nieświeże zdjęcia dzieci - sprzed 5 lat zaledwie i grzebie dalej mamrocząc pod nosem ..."Gdzieś tu musi być ... gdzieś tu musi być ....". Oczywiście nie znajduje ... "Bo wiesz kochanie ... Ja ostatnio zmieniałem portfel ... Musiało w starym zostać ...
".
Na szczęście jest ktoś, kto nie wstydzi się swojej matki - córka wyciąga jakąś z lekka pożółkłą fotografię.
Dostajemy bilety ...
...i mapkę komunikacji miejskiej
...
... i na chwilę siadamy w kącie, żeby zorientować się jak z tego korzystać.
Zdjęcie powyżej przedstawia tylko schemat metra i trolejbusów. Mapka miała jeszcze 2 strony odpowiednio z planem busów i linii RER.
Jak sobie porównałam metro francuskie z warszawskim i wyobraziłam plan naszego to ogarnął mnie dziki napad śmiechu. W Warszawie jest JEDNA linia metra. Jej plan to taki pojedynczy smurgiel na białym tle
.
Po początkowym przerażeniu okazuje się, że mapka jest bardzo przejrzysta i poruszanie się po Paryżu jest dzięki niej bardzo proste.
Ustalamy, że przystanek do którego chcemy dotrzeć to Anvers. Z planu wynika, że musimy pojechać jeden przystanek 9, na Trocadero przesiąść się w 6, po trzech przystankach pod Łukiem wsiąść w niebieską 2 i po dziewięciu przystankach jesteśmy na miejscu
. Brzmi strasznie, ale praktycznie jest to bardzo proste. Nigdzie nie błądzimy. Wszystkie przejścia są świetnie oznaczone. Metro podjeżdża co kilka minut (max czekaliśmy 4 min) i po ok. 0,5 godz. jesteśmy na miejscu. Od razu widać, że jesteśmy w jakimś "turystycznym" miejscu. Dzielnica Montmartre pełna jest wielojęzycznych turystów, sklepów, knajpek, barów ... Z przystanku metra do bazyliki jest kilka kroków.
Bazylika prezentuje się bardzo okazale ... Ponadto jest na wzgórzu, więc widać ją pięknie z każdej strony.
Po schodach udajemy się na górę. Po lewej jest mała kolejka wjazdowa, ale wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że obowiązują tam również nasze bilety. Może to i lepiej bo wejście po schodach jest bardzo urokliwe.
Widok na Paryż ze schodów bazyliki...
Na chwilę wchodzimy do środka, czytamy trochę historii.
Z bazyliki kierujemy swe kroki w stronę Place du Tetre, który wg przewodnika ma być urokliwym miejscem gdzie swe prace przedstawiają francuscy artyści. Mnie jednak to miejsce rozczarowało. Owszem, były obrazy, ale wyglądało to trochę jak na rynku w Warszawie gdzie miejscowi "artyści" przekonują o wyjątkowości swych przedstawiających okoliczne kamieniczki prac.
Gdzieś w dzielnicy Montmartre ...
Idziemy w kierunku wiatraku(a) Renoira...
Niektórzy są już zmęczeni i wołają jeść ...
W końcu docieramy do słynnego wiatraka ...
Teraz głodni jesteśmy już wszyscy. Postanawiamy więc skorzystać z niebywałej okazji i skonsumować specjały francuskiej kuchni w typowo francuskiej restauracji. Przekładając na polski: kupiliśmy sobie po gigantycznej grilowanej kanapce i siedliśmy na murku naprzeciwko Moulin Rouge. Przy okazji cyknęłam parę zdjęć ...
W środku zdjęcia (białe spodnie) razem z córą czekamy w restauracji na dostawę "żabich udek"
.
Na obronę powiem, że kanapki były z dużą ilością
francuskich śmierdziuchów (serów) ...
Nasyceni idziemy w kierunku placu Pigalle. No być w Paryżu i nie odwiedzić tego kultowego miejsca to grzech zaiste
. Tylko, że kultowe to ono jest tylko dla nas bo wygląda tak jakoś zwyczajnie. My koniecznie chcemy mieć pamiątkę i zrobić zdjęcie z napisem "Pigalle" ... Przystanek metra ? Może być ...
Dzieciaki oczywiście zmęczone kilkugodzinnym łażeniem chcą do domu. Z trudem namawiam ich żeby wysiąść po drodze i zobaczyć Arc de Triomphe czyli Łuk Triumfalny ...
Jak widać dzieci są zachwycone ...
Młodego bardziej interesuje wielki cukierek po przeciwnej stronie ...
Sama jestem zmęczona i marzę o wyciągnięciu nóżek... Szybciutko do metra, spacerek od stacji i jesteśmy w domku. Wszyscy odpoczywają ktoś robi obiad
. Niektórzy drzemią, inni łomoczą w laptopa, pozostali czytają książkę. Po południu postanawiamy odwiedzić wieżyczkę ... Stanie się to zresztą naszym rytuałem codziennym. Dobrze, że mamy tam tak blisko ...
Tutaj jak widać wieża jest w centrum zdjęcia
. Ja to umiem je robić (zdjęcia), nieprawdaż
Na dziś koniec ... Pełni wrażeń idziemy spać. Ja of kors już planuję jutrzejszy dzień