24 lipca (niedziela): Dzień Wielkiej Fali, czyli ostatnie kajakowanie z przytupemWstaje kolejny piękny dzień
Francuzi, jak zwykle, wyruszają skoro świt, a my delektujemy się śniadaniem i widokami, które chyba nigdy mi się nie znudzą.
Od jakichś dwóch dni częściej i dłużej tak stoję i patrzę... Wiem, że muszę się napatrzeć na zapas, bo już niedługo... Ciii, jeszcze nie!
Dzisiejsza wyprawa kajakowa będzie najkrótszą i ostatnią w tym roku
Lubimy kończyć nasze wakacje z przytupem i tym razem też tak będzie, chociaż taaakiej Przygody wcale nie planowaliśmy. (Ale tak to z przygodami bywa, że zdarzają się całkiem niespodziewanie
)
Najpierw popłyniemy do zatoki Šipkova, a później na wyspę Polebrnjak. Jadran spokojny, co nie zdarza się często w Maslinicy:
Do czasu!
Płyniemy w stronę Šipkovej, gdzie znajduje się ponoć piaszczysta plaża:
Tak jak się spodziewaliśmy, w zatoczce jest dużo ludzi:
W końcu niedziela, poza turystami na weekend przypłynęli również splitczanie.
Oglądamy więc sobie Šipkovą i zawracamy:
Nie jesteśmy fanami piaszczystych plaż, więc nie żałujemy. A zobaczyć, zobaczyliśmy, żeby nie było, że nie odwiedziliśmy (prawdopodobnie) jedynej piaszczystej plaży na Šolcie, która zresztą była rzut beretem od naszego apartmana
Teraz możemy popłynąć tam, dokąd naprawdę chcemy, czyli na wysepkę Polebrnjak:
Ostatnie plażowanie na tej wyspie wspominamy bardzo miło. Tym razem postanawiamy spróbować znaleźć jakieś miejsce po wschodniej stronie otoka, żeby mieć nieco inne widoki.
Skałki nie są tutaj, co prawda, szczególnie równe
:
ale jakoś sobie poradzimy
:
Widoki piękne i urozmaicone. Z jednej strony na największą wyspę w archipelagu - otok Stipanska:
a z drugiej - na koniuszek Šolty:
Siedzimy sobie (bo o wygodnym leżeniu w tym miejscu możemy zapomnieć
) i oglądamy przepływające fishpicniki:
Karmimy kraba-koleżkę winogronami (zjadał, aż miło
):
i snurkujemy:
Po jakimś czasie wiatr się wzmaga, a Jadran zaczyna coraz bardziej falować:
Fajnie skakałoby się przez te fale, ale trzeba by mieć się od czego odbić. Krótko mówiąc, przydałoby się dno pod nogami
Lubię wodę i nigdy w niej nie panikuję, ale tutaj, na tych falach, już robiło się niefajnie, a pływanie przestawało być przyjemnością:
Kiedy przy wychodzeniu na brzeg, fala prawie rzuca mnie na ostre skały, orientujemy się, że już przegapiliśmy ten moment, kiedy należało wracać...
Teraz najrozsądniej byłoby posiedzieć i przeczekać. Ale to prawdopodobnie oznaczałoby konieczność zostania na wyspie do wieczora, kiedy zwykle wiatr ustawał. Problem jest taki, że zjedliśmy już całe nasze zapasy prowiantu i jestem już baaardzo głodna, a jak jestem głodna, robię się zła
Jadran szaleje, a my zastanawiamy się, co tu robić.
Jesteśmy tak blisko "domu", a jednak tak daleko..., "uwięzieni" na wyspie.
I wtedy wymyślamy, że najmocniej wieje właśnie po tej (wschodniej) stronie wyspy, na której jesteśmy. Tutaj nawet nie bylibyśmy w stanie bezpiecznie wejść do kajaka i odpłynąć. Postanawiamy przespacerować się trochę brzegiem w kierunku Maslinicy. Rzeczywiście, bliżej Šolty wieje jakby mniej, co jest całkiem naturalne.
Przenosimy kajak i wodujemy go mniej więcej w tym miejscu:
Mój mąż, nie zważając na to, że trochę go rzuca na skały i ma już lekko pokrwawione łydki
, dzielnie trzyma Plavca, żebym mogła do niego wskoczyć. I to jest ten najbardziej stresujący moment... Przez kilka sekund siedzę w kajaku bez wiosła. Gdyby mój mąż przypadkowo puścił Plavca, popłynęłabym sobie sama, dokąd by mnie poniósł wiatr (i fale!), chociaż pewnie niedaleko, bo zaraz by mnie przewróciło. Ale małżonek ogarnia temat bez problemu, szybko podaje mi wiosło i zaraz też wskakuje do środka.
Jak już siedzimy w kajaku, to damy radę, co by się nie działo!
Dwa machnięcia wiosłem, a potem aż do brzegu już nic nie musimy robić
Wiatr pcha nas idealnie w tę stronę, w którą chcemy płynąć, czyli w kierunku beach baru Punta.
To był rejs z największą prędkością ever!
Na takiej byczej fali
:
Powyższa fotka w miarę oddaje sytuację
Niesamowite uczucie! Ale już na spokojnie, bo panowaliśmy nad sytuacją. Najgorszy, tak jak pisałam, był moment wejścia do kajaka...
Bezpiecznie lądujemy na plaży w Maslinicy
:
Nasz dzisiejszy powrót z wyspy był chyba najbardziej emocjonującym wydarzeniem podczas tegorocznych wakacji. I chociaż zdaję sobie sprawę, że decyzja, żeby wracać właśnie w tym momencie, nie należała do najmądrzejszych
, teraz wspominam to z uśmiechem, jako świetną przygodę
Teraz, po takich przeżyciach, musimy się napić
Dobrze się składa, że dopłynęliśmy akurat do beach baru:
Po raz ostatni (
) zajadamy się pljeskavicą u lepinji. A później uspokajamy skołatane nerwy, plażując nieopodal:
Jadran oczywiście też się uspokaja:
Jakby nie mógł wcześniej
Dzisiejsze kajakowanie było idealnym zakończeniem kajakowej przygody AD 2016
Dostarczyło nam wielu emocji, które starałam się sobie przypomnieć po 2 miesiącach
Mam nadzieję, że przynajmniej trochę mi się to udało