gusia-s napisał(a):Nocny Kotor jest uroczy ale jednak widoczki z trasy szczególnie przy zachodzącym słońcu wymiatają
Tak myślałam
Przejazd tą trasą był magiczny
3 sierpnia (piątek): Podróż do TravnikaWstajemy dość późno, jak na dzień przeprowadzki, ale trudno się dziwić - pożegnanie z Kotorem przeciągnęło się do późnych godzin nocnych
Kiedy otwieramy drzwi, na stoliku stoi, jak zwykle, codzienna porcja warzyw
:
W życiu nie zjemy tylu pomidorków, więc częstujemy się tylko kilkoma i resztę oddajemy. Może następni goście zjedzą. Żegnamy się z naszymi przemiłymi gospodyniami - Ljupką i jej mamą. Dostajemy jeszcze miły prezent - magnes w kształcie czerwonego serca, który powiększa kolekcję na naszej lodówce
:
Opuszczamy uroczy apartman, w którym było nam wspaniale i Kotor - miasto z klimatem, które zdążyliśmy bardzo polubić. Dziś w porcie zacumował Wind Surf:
Udaje nam się wyjechać dopiero koło 11:00, a przed nami jeszcze długa podróż. Zatrzymujemy się na moment na parkingu z widokiem na Bokę:
i ostatni raz spoglądamy na cudną Zatokę w otoczeniu gór:
A potem jedziemy bardzo fotogeniczną drogą:
Pojawiają się krowy
:
Były przy wjeździe do Czarnogóry (przy innej drodze), pojawiają się i teraz, kiedy ją opuszczamy. To są symboliczne krowy
Symbolizują zmianę, początek oraz koniec, który jest początkiem czegoś nowego
Trochę namieszałam
Przez te krowy robię się nostalgiczna, pora więc na krótkie podsumowanie czarnogórskiej części naszych wakacji. Wypadła ona znacznie lepiej niż się spodziewaliśmy
Podjęliśmy pewne ryzyko - pojechaliśmy do kraju, który 11 lat temu nie zrobił na nas najlepszego wrażenia. Jedyne, co mi się wtedy podobało, to Kotor i dlatego wybraliśmy go na bazę wypadową. I był to strzał w dziesiątkę, bo spacery (zwłaszcza wieczorne) po starówce i widok z murów zapamiętam na długo
Generalnie, cała Boka Kotorska jest warta grzechu! Ze szczególnym uwzględnieniem Perastu
Co do reszty Montenegro, najbardziej podobało mi się nad Jeziorem Szkoderskim i tam chętnie wrócę. Przejazd drogą Kotor - Cetinje oraz Park Narodowy Lovćen również godne uwagi.
Natomiast wybrzeże czarnogórskie zdecydowanie nie jest dla nas i o tym w zasadzie wiedzieliśmy
Chociaż absolutnie nie żałuję wizyty w egzotycznym Herceg Novi, zatłoczonej (choć ładnej) Budvie i Petrovcu na Moru, który w maju pewnie jest bardzo sympatyczną mieściną
Nawet plażowanie w Igalo miało swój przewrotny urok - była to dla nas tak absurdalna sytuacja (leżenie na zorganizowanej piaszczystej plaży, wśród tłumu ludzi i gołębi, z widokiem na koszmarne wieżowce z poprzedniej epoki), że aż pokładaliśmy się ze śmiechu i również długo tego nie zapomnimy.
W Czarnogórze raczej nie odpoczęliśmy, ale w ciągu tych pięciu dni na pewno dużo zobaczyliśmy i przeżyliśmy. Cieszę się, że tak właśnie ułożyły się w tym roku nasze plany urlopowe - najpierw odpoczynek w Cro, później - bardziej intensywny czas, czyli zwiedzanie Montenegro
Wróćmy jednak do obecnego etapu podróży... Tym razem granicę (czarnogórsko-bośniacką) przekraczamy w Ilino Brdo. Odprawa odbywa się dość sprawnie, czekamy tylko pół godziny. W porównaniu do 2,5 h w przeciwną stronę wydaje się to chwilą.
Mamy zamiar zatrzymać się w Trebinje na zwiedzanie i jakiś
lanczyk. Niestety, akurat w tym momencie zaczyna lać deszcz
Z żalem odpuszczam tę atrakcję, bo naoglądałam się w sieci zdjęć i miałam wielką ochotę przyjrzeć się temu miastu z bliska. Cóż, następnym razem
Ma to swoje plusy - szybciej przyjedziemy do Travnika, choć i tak podróż zajmie nam cały dzień...
Szaleństwo flagowe:
to znak, że dojechaliśmy do Stolca, a właściwie Stoca, bo tak dziwnie miejscowi odmieniają nazwę Stolac.
Jadąc do Kotoru, zwiedziliśmy Radimlję - cmentarz z zabytkowymi nagrobkami z XV-XVI wieku. Mijamy tylko to miejsce, bez zatrzymywania się. Podobnie jest z Mostarem; przejeżdżamy jego opłotkami, odnotowując, że budują tu nowe zabytki
:
Za Mostarem - tradycyjnie, mnóstwo straganów z owocami i warzywami:
Ostatnio jechaliśmy tą drogą chyba w 2010 roku i praktycznie nic się od tego czasu nie zmieniło
Mostar, jako stolica Hercegowiny, chwali się mundialowymi dokonaniami Chorwatów:
Wjeżdżamy w kanion Neretwy:
Bardzo lubię ten malowniczy odcinek trasy; nic tylko podziwiać i pstrykać
:
Zatrzymujemy się na chwilę przed Jablanicą, żeby rozprostować kości i zjeść bułę z czekoladą z kotorskiej piekarni:
Są tu też restauracje, ale postanawiamy nie tracić czasu i jechać dalej.
Wjeżdżamy w biedniejsze tereny - słaby asfalt, rozpadające się chałupy i chmary bezpańskich psów koczujące na parkingach i żebrzące o coś do jedzenia. Smutne to
Ten z kolei obrazek, uchwycony trochę przez przypadek podczas pstrykania, wydaje mi się bardzo autentyczny i bardzo bałkański:
W następnej miejscowości facet pali śmieci przy drodze
:
Może trudno się dziwić, w końcu to Kopčić, więc trzeba kopcić
:
Z każdym kilometrem obserwujemy coraz więcej wałęsających się psów. Mam nadzieję, że tak nie będzie w Travniku, w końcu to miasto, cywilizacja. Taaa...
Pierwsze wrażenie po wjechaniu do Travnika jest dość upiorne:
Na szczęście dalej jest zdecydowanie lepiej:
O 19:30, czyli 1,5 godziny po umówionym czasie, docieramy do naszej kwaterki, w której spędzimy najbliższe dwie noce. Spóźnienie nie ma większego znaczenia, bo pokój z łazienką, który zarezerwowaliśmy przez Airbnb, znajduje się nad kawiarnią, a ta jest czynna do 23:00. Bardzo sympatyczny barman pomaga nam wnieść bagaże, dziwiąc się, że tyle ich mamy i że mówimy po chorwacku
Okazuje się, że Andriej pracował jakiś czas w Splicie i generalnie często bywa w Chorwacji. Nie pytamy go o narodowość, bo na Bałkanach, zwłaszcza w Bośni i Hercegowinie lepiej tego nie robić...
Ogarniamy się szybko w pokoju, który jest dość mały, ale ma wszystko, co potrzebne przy krótkim pobycie - aneks kuchenny i łazienkę. A potem ruszamy odkrywać Travnik, ale o tym w następnym odcinku