19 lipca (czwartek): W roli głównej - FlamingJedziemy na wschodni kraniec Dugiego Otoka, na przylądek Veli Rat, gdzie znajduje się najwyższa latarnia morska na Jadranie. Parkujemy przy campingu Kargita (bardzo fajnie położony w lesie, ale pełny), a tu nagle, ze wszystkich alejek jednocześnie, wychodzą ludzie
:
Prawdziwa inwazja!
Skąd ich się tu tyle wzięło, chyba nie wyszli jednocześnie z campingu
Dochodzimy do wniosku, że właśnie musiał przypłynąć fishpicnickowy statek.
Już wiemy, że nie będziemy tu plażować
Nic nie wyjdzie też ze zdjęcia na huśtawce z latarnią w tle. (Takie sobie wymyśliłam jeszcze w domu, przeglądając zdjęcia Dugiego Otoka
) Huśtawki są dwie, ale błyskawicznie robi się do nich kolejka...
Będzie więc sama latarnia:
Wybudowana w 1849 roku, mierzy 42 metry, co czyni ją najwyższą u wybrzeży Adriatyku. Muszę przyznać, że robi wrażenie. Trzeba wysoko zadzierać głowę:
W latarni są apartmany i ze względu na turystów nie można wejść na górę
Carmen mówiła nam, że oficjalnie tak będzie, ale trzeba wtedy znaleźć latarnika i dać mu 20 kun... Hmmm, niestety, pod latarnią siedzą tylko turyści. Nie chcemy łamać zakazu, a nie ma nawet z kim pogadać, więc odpuszczamy. Zresztą teraz bardziej marzę o tym, żeby w końcu zanurzyć się w Jadranie, a nie pokonywać milion schodów.
Ostatniego dnia na Dugim Otoku będziemy myśleć o tym, żeby tu wrócić i jednak spróbować wejść, ale odwiodą nas od tego dwie spotkane na plaży miejscowe Chorwatki... W każdym razie z latarnią jest tak, że oficjalnie, w sezonie, czytaj: kiedy zakwaterowani są tam turyści, wstępu na górę nie ma. A nieoficjalnie - może i da się coś załatwić, dając komuś "w łapę", tylko trzeba wiedzieć komu i nie zawsze musi się to udać...
Naprzeciw latarni znajduje się kapliczka św. Mikołaja:
Svjetionik Veli Rat sprzed kapliczki:
Widać siedzących pod drzewem turystów - mieszkańców latarni. Na drzwiach prowadzących na schody - wyraźny zakaz wstępu.
Rozglądamy się jeszcze po najbliższej okolicy. Ładnie tu:
ale za dużo ludzi na plaży:
Pod drzewami widoczne są przyczepy na campingu Kargita.
Ostatnie spojrzenie na latarnię, tym razem z brzegu morza:
i jedziemy dalej, poszukać kawałka spokojnej plaży. W tej okolicy nie powinno być z tym problemów, zatoczek tu nie brakuje. W pewnym momencie droga prawie się kończy - na środku robi się "górka", a nie chcemy przytrzeć podwoziem, nie mówiąc już o porysowaniu lakieru krzaczorami (jest coraz bardziej wąsko):
Parkujemy w dogodnym miejscu, udaje się nawet w cieniu
i idziemy na pobliską plażę. Nie jest ona zachwycająca, ale w dużej części pusta. Na zanurzenie się w zupełności wystarczy:
Jesteśmy w uvali Haljina dražica. Nie będziemy tu plażować długo, zaraz znajdziemy ładniejsze miejsce. O właśnie takie
:
To z kolei zatoczka Valačin žal. I zgodnie z nazwą znajdują się tu wspaniałe białe otoczaki:
Pora na mapki, najpierw z google - droga z Savaru na przylądek Veli Rat:
I zdjęcie fragmentu naszej genialnej mapy, na którym zaznaczyłam latarnię i obie zatoczki:
Przyszedł wreszcie czas, żeby przedstawić Wam tytułowego bohatera odcinka - oto Flaming, zwany Dzielnym Flamingiem
:
Skoro mieszkamy w indiańskiej wiosce, Flaming musi mieć indiańskie imię
(Tylko nie pytajcie, jakie ja mam
)
Przydomek Dzielny w pełni zasłużony, bo Flaming odważnie pokonywał jadrańskie fale, transportując złoty trunek, czyli Žatecký Světlý Ležák
:
Z Dzielnym Flamingiem i widokiem na otwarte morze
:
Piwo, którego wcześniej nigdy nie piłam, okazało się absolutnym hitem tego wyjazdu
Smakowało bardzo dobrze, a najlepiej pite... z Flaminga
:
I w ten sposób w relacji pojawiło się zdjęcie z piwem
Nie można jednak powiedzieć, że klasyczne
Wygłupiamy się na tej plaży, chichramy się z Flaminga i z siebie samych
Możemy sobie na to pozwolić, jesteśmy tu całkiem sami. Zresztą, przecież są wakacje!
Plaża nieprzypadkowo jest pusta - bardzo trudno wejść tu do wody. Kamienie są niezwykle śliskie, długo jest płytko, ale stąpa się po ogromnych głazach, a między nimi są dziury, w które z łatwością może wpaść stopa. Dla dzieci ta plaża na pewno się nie nadaje. Dla nas i Flaminga jest za to idealna
Moglibyśmy to jeszcze długo siedzieć, ale zaczynamy się robić głodni. Jedziemy więc do miejscowości Veli Rat:
a tam niespodzianka - właśnie przypłynął statek z wodą:
Przy okazji wypompowywania trochę się jej marnuje
:
Zjadamy pyszną pizzę z pršutem w pizzerii Galeb:
Smakuje lepiej, niż wygląda
Do tego Karlovačko, które jest zdecydowanie najpopularniejszym lanym piwem na Dugim Otoku:
Co dziwne, bardzo mi w tym roku smakowało. Natomiast na Ožujsko, do niedawna tak lubiane, w ogóle nie miałam ochoty. Smaki, również te piwne
, zmieniają się
Przy jedzeniu asystuje nam miły Koleżka, a raczej Koleżanka (kotka tricolorka)
:
Po pysznym obiadku idziemy zobaczyć miejscowość Dugi Rat, ale o tym już w następnym odcinku