18 lipca (środa): Przywitanie z Jadranem i indiańską wioskąSzybkie powrzucanie bagaży do apartmana i odświeżenie się po podróży, a potem idziemy przywitać się z morzem
Żegnaliśmy się z nim nie tak dawno, bo na początku maja na Istrii, ale przecież tutaj jest inny Jadran
Spacerujemy 1st Avenue
, podziwiając kwitnące oleandry (to chyba jest oleander?):
i bugenwille:
Generalnie, wyspa jest bardzo zielona, kwitnąca, wszędzie pełno palm, pięknie! Zieleń wydaje się bardzo świeża, może dlatego, że wczoraj tu padało
Idziemy na plażę przy hotelu Sali. Mamy do niej jakieś 7 minut, najpierw pod górkę, później w dół. Tak naprawdę są to betonowe płyty między kamieniami, ale na przywitanie z morzem w zupełności wystarczy.
Cudny kolor Jadranu:
Nasza miejscówka:
Całkiem sympatyczna
:
Jesteśmy w uvali Sašcica i spoglądamy na wysepki Turkošćak i Mrtonjak, w oddali widać Pašman:
Płynie właśnie katamaran Melita, który obsługuje trasę Sali - Zaglav (miejscowość obok indiańskiej wioski) - Zadar:
Nawet mieliśmy się wybrać na wycieczkę do Zadaru w jakiś słabszy pogodowo dzień, ale po pierwsze takich dni nie było
, a po drugie - dobre połączenia tam i z powrotem były tylko w niedzielę, a nam się zachciało płynąć w poniedziałek
W każdym razie statek płynie tylko 55 minut i jest to jakaś odmiana, gdyby komuś nudziło się na wyspie i zatęsknił za dużym miastem albo sposób na spędzenie słabszego pogodowo dnia.
Witamy się z Jadranem:
i jego mieszkańcami:
Na ten wyjazd zainwestowaliśmy w nowy aparat podwodny (Fujifilm FinePix XP120), ale nie do końca jestem zadowolona z efektów jego pracy
Na pewno zdjęcia są lepsze niż z poprzedniej kamerki, ale oczekiwałam czegoś więcej. Będzie trochę zdjęć podwodnych i z kajaka, to się okaże.
Plażuje się beztrosko, choć zmęczenie i upał dają się we znaki. Wczoraj w Polsce było kilkanaście stopni i deszcz, tutaj doznaję lekkiego szoku, który w pełni objawi się w nocy
Zbieramy się w stronę kwatery:
Po drodze obserwuję kotki pijące mleko
:
i uwieczniam Sali widziane z Pierwszej Ulicy
:
W "domu" szybki prysznic i małe
pindrzonko, jak mówi Katerina
I idziemy zobaczyć indiańską wioskę z bliska:
Metalowy Kolo z butelką, czyli miejscowy koloryt
:
Piękne, prawie bliźniacze domy:
Tu też używają nazwy peškarija, a nie ribarnica (specjalnie dla Kolegi Marsallaha
):
Obok jest stragan z warzywami i owocami, dalej dość duży samoobsługowy Tommy, w którym zawsze tworzyły się gigantyczne kolejki, bo otwarta była tylko jedna kasa
Najlepszym rozwiązaniem było przyjście tuż przed zamknięciem, czyli przed 22:00.
W tej knajpce nigdy nie byliśmy, ale szczerze jej nie znosiłam, bo wieczorem dudniło z niej nieznośne "umc-umc":
U nas na balkonie było niestety dobrze słychać, bo niosło się przez wodę z naprzeciwka.
W Sali jest niewielka marina, po obu stronach nabrzeża:
Niewiele mogę o niej powiedzieć poza tym, że gdzieś czytałam, że jest "overpriced"
Zasiadamy w pizzerii Bruc przy samym morzu. Niestety, wolne są tylko stoliki w pełnym słońcu. Siedzimy, czekamy i smażymy się... Zaczyna potwornie boleć mnie głowa
Kelner totalnie nas olewa, więc po jakichś 15 minutach idziemy sobie. Już tu na pewno nie wrócimy!
Zamiast tego wybieramy konobę Trapula położoną w zacienionej uliczce (mają też "ogródek" na nabrzeżu) i jest to strzał w dziesiątkę:
Przy kufelku Staropramena oglądamy foldery wzięte z informacji turystycznej:
Zamawiamy bardzo smaczne čevaby u lepinji. Pyszną mają też pljeskavicę. Konoba Trapula to jedyne miejsce, w którym będziemy się stołować w indiańskiej wiosce, więc nie bardzo mam porównanie
Ale po co szukać czegoś lepszego, kiedy znalazło się fajne miejsce z dobrym jedzeniem, umiarkowanymi cenami i bardzo miłą obsługą
Zresztą z restauracjami w Sali raczej nie jest najlepiej, przynajmniej wg google. W tym roku staraliśmy się czytać opinie w internecie, zanim zasiedliśmy w jakiejś konobie. Ta "nasza", Trapula, ma średnią ocen 4,5, więc przyzwoicie, ale są też takie, które mają ledwo powyżej 3...
Na tym zdjęciu:
już niestety widać po mnie to, co nastąpiło później i nie chodzi mi wyłącznie o czerwoną od słońca twarz, choć ma to związek ze słońcem...
Nagle przestałam mieć ochotę na jakiekolwiek wieczorne spacery, mimo że było dopiero przed 20:00. Potworny ból głowy dawaj się we znaki, ale zwalałam to na zmęczenie i nieprzespaną noc. Zdaję sobie sprawę, że jazda w nocy jest trochę męczarnią dla organizmu, ale nigdy nie mieliśmy z tym większych problemów.
Tym razem chyba słoneczko za bardzo mi przygrzało. Dwie godziny na promie w pełnym słońcu (bo przecież przyjemnie wiało
), plażowanie bez chustki czy kapelusza (bo zapomniałam) i wreszcie oczekiwanie na kelnera w niemiłosiernym skwarze...
To wszystko sprawiło, że owszem zasnęłam, mimo potwornego bólu głowy, ale w nocy obudziłam się z gorączką 39 stopni
Pięknie się te wakacje zaczynają...
Małż dzielnie przynosił mi zimne kompresy na czoło, a ja piłam dużo wody i jakoś udało mi się zasnąć. Na szczęście obudziłam się zupełnie zdrowa
Muszę tu zaznaczyć, że wysoka temperatura, która dla kogoś może być bardzo niepokojąca, dla mnie nie jest aż tak dziwna. Mam trochę dziecięcy organizm
, który na bardzo wiele czynników reaguje znacznym wzrostem temperatury - na stres, ból głowy czy brzucha, nawet na przebywanie w zbyt gorącym pomieszczeniu. Wysoka gorączka nie jest dla mnie niczym dziwnym, ale oczywiście trochę się wystraszyłam. Przecież to początek wakacji...
Od jutra będę grzecznie nosić nakrycie głowy i pić dużo wody
Na szczęście taka sytuacja się już nie powtórzy.