27 lipca (piątek): Potrójny plażingMamy duże ciśnienie, żeby zanurzyć się w Jadranie, ale jednocześnie chcemy odkryć jakąś nową plażę
Kusi nas uvala Trstenica pomiędzy Zaglavem a Žmanem. Nie byliśmy tam jeszcze, a na naszej mapie jest tam zaznaczona plaża, więc może warto...
Przejeżdżamy przez Zaglav Staro Selo, a potem zjeżdżamy w stronę zatoczki:
podziwiając widoki (na Krknatę, Mali Iž i Ugljan w oddali):
Asfalt wkrótce przechodzi w szuter, a później w ścieżkę. Zostawiamy więc auto w dogodnym miejscu i schodzimy.
Na szczęście spacer nie jest bardzo długi, bo na dole czeka nas małe rozczarowanie. Tak wygląda uvala Trstenica
:
Raczej nie zachęca do plażowania... Nie chce nam się jednak od razu dreptać pod górkę. Może się chociaż zanurzymy, bo robi się coraz goręcej. Postanawiamy przejść kawałek dalej, w stronę Zaglavu i ostatecznie rozkładamy się na całkiem wygodnych skałkach:
Nie jest to może szczyt marzeń, ale chcemy wreszcie się wykąpać.
A oto co wypatrzyłam w wodzie
:
Nie mam pojęcia, czy to był żywy krab albinos
, czy tylko szkielet. Chciałam pokazać to coś Małżowi, ale szybko zniknęło. Albo wlazło między kamienie, albo zostało porwane przez falę...
Plażing nie trwa długo. Wkrótce zbieramy się i drepczemy pod górkę, do Maździaka. Uvali Trstenica raczej nie polecam
Jedziemy dalej w poszukiwaniu plaży nadającej się na miły odpoczynek. Postanawiamy uderzyć na Savar, ale nie zjeżdżać na półwysep z kościółkiem, tylko spróbować dotrzeć mniej więcej naprzeciw tego miejsca.
Zjeżdżamy stromo w dół:
i lądujemy obok samotnego domu, który jest zamknięty na wszystkie spusty. Na dole, między skałkami, znajduje się mikroplaża, którą postanawiamy zająć:
Kwiatu agawy w tym roku jeszcze nie widziałam. Ten był już uschnięty.
Naprzeciw zacumował fishpicnickowy statek:
ale nie przeszkadza nam jakoś szczególnie
Mamy widok na cypelek z kościołem św. Peregryna i cmentarzem, który "zwiedzaliśmy" ponad tydzień temu:
Po raz ostatni w Chorwacji "odpalamy" Dzielnego Flaminga:
Obserwujemy nurkujące ciągle kormorany:
i samoloty gaśnicze:
mając nadzieję, że to tylko ćwiczenia...
Nad Velebitem chmury:
ale u nas piękna pogoda
Między kamieniami wypatruję rozgwiazdę, znowu tę brązową
:
Czas płynie szybko w tak wspaniałych okolicznościach przyrody. Pora opuścić to piękne miejsce:
bo chcemy dzisiaj dotrzeć na zachodni kraniec Dugiego Otoka, do miejscowości Verunić, w której nas jeszcze nie było.
Dla lepszej orientacji, nasza dotychczasowa trasa:
Verunić leży w pobliżu plaży Sakarun, dokładnie naprzeciw wioski Veli Rat, w której jedliśmy pizzę podczas pierwszej objazdówki po wyspie:
Miejscowość tchnie niesamowitym spokojem i urokiem. Czas płynie tu jeszcze wolniej niż w innych mieścinach Dugiego Otoka. Zresztą zobaczcie sami - deptak wzdłuż morza:
Panowie rozplątujący sieci:
Widok na Veli Rat (widać tył budynku, w którym mieści się Pizzeria Galeb) po drugiej stronie zatoki:
Położenie Verunića w bardzo wciętej uvali może być minusem, bo przez to Jadran nie jest tak przejrzysty, jak w innych rejonach. Ale niewątpliwie panuje w tym miejscu niesamowita cisza; tutaj naprawdę można odpocząć...
Postanawiamy przysiąść w lokalu, który zowie się Gorgonia Grill. Zachęcają nas do tego okazałe palmy i pięknie zaaranżowane podwórze:
Niestety, jest za wcześnie, jeszcze zamknięte. Uderzamy więc do kolejnej (w sumie są właśnie dwie) restauracji w Veruniću - konoby Braska położonej w budynku, przed którym dumnie łopocze chorwacka flaga:
Jest 16:00 i lokal właśnie się otwiera. Miła kelnerka przynosi nam kartę:
Hmmm, ceny nawet znośne, jeśli chodzi o rybę I kategorii. My jednak przyzwyczailiśmy się jeść więcej dopiero wieczorem, tak jak to robią miejscowi
Teraz jesteśmy w stanie
wciągnąć tylko coś niewielkiego, np. palačinki, które szczęśliwie są dostępne.
Siedzimy i podziwiamy widok na spokojną zatokę:
Nie, nie teraz
:
A potem, z braku lepszych miejsc do plażowania, idziemy na pomost:
i wskakujemy do wody
Plusem takiego plażingu jest możliwość pływania bez butów - do Jadranu wchodzi się po drabince.
Po chwili na naszej "plaży" pojawiają się dwie sympatyczne Chorwatki, mieszkanki Verunića. Ucinamy sobie z nimi miłą pogawędkę, opowiadamy o naszych wrażeniach z Dugiego Otoka... Pytamy kobiety o możliwość wejścia na latarnię Veli Rat; obie zgodnie twierdzą, że w sezonie, kiedy są tam zakwaterowani turyści, jest to niemożliwe.
Przez moment mieliśmy taki plan, żeby tam jeszcze dzisiaj podjechać, ale w takiej sytuacji to raczej nie ma sensu...
Żegnamy się z miłymi paniami i idziemy na spacer, chłonąc senną atmosferę Verunića (musimy naładować akumulatory; jutro czeka nas szok związany z przyjazdem do pełnego turystów Kotoru
) i podziwiając bardzo zadbane domy:
i piękną roślinność:
A to kościółek Gospe od Karmela:
Opuszczamy uroczy Verunić. Gdyby ktoś szukał miejsca na zupełne wyciszenie, totalny
reset, polecam wybór tej miejscówki