26 lipca (czwartek): Fishpicnic - Telašćica i Kornati - część czwarta i ostatniaPrzypominam, że dopłynęliśmy do wyspy Levrnaka i ścieżką przechodzimy z północnej jej części do południowej, w której znajduje się uvala Lojena. W czasie spaceru do zatoczki nawet nie wyciągam aparatu, bo cały czas mijamy się z tłumem turystów, którzy idą w przeciwnym kierunku, na szczęście. Dzięki temu, jak już docieramy do plaży, wygląda ona tak
:
Skałki po bokach:
Jachty zasłaniają widok na pełne morze:
To piękne miejsce jest niewątpliwie popularne wśród pływających po Kornatach. Nieopodal znajduje się konoba i camping, a raczej pole biwakowe:
Można się rozbić w cieniu oliwek; nie ma wygód, ale mieszka się praktycznie na plaży
Mamy tylko 1,5 godziny na plażowanie i kąpiele, więc nie tracimy czasu i dajemy nura pod wodę. W części zatoki dno jest piaszczyste, więc nie można się spodziewać rewelacji, jeśli chodzi o życie podwodne:
Ale przy skałkach robi się ciekawiej:
Małż siedzi długo pod wodą i kręci rybkom filmiki
Zbliża się 16:00 i niestety musimy się ewakuować z uvali Lojena:
Rzut oka za siebie - przepiękny kolor wody i camp za murkiem:
Znowu przychodzimy ostatni, choć jesteśmy idealnie punktualni. Nasza Lavsa stoi po prawej:
Opuszczamy wyspę Levrnaka, obiecując sobie, że kiedyś tu wrócimy, na dłużej, z własnym sprzętem pływającym (nie z kajakiem
)
Piękne to było plażowanie, tylko szkoda, że tak krótkie... Chwila zadumy, bo już trzeba wracać:
Na szczęście wrażeń w drodze powrotnej nie zabraknie, a płynąć będziemy prawie dwie godziny.
Tak pięknie, że brak słów...
Mogłabym mieć tutaj taki domek
:
Ci, którzy wznosili tu charakterystyczne chorwackie murki, musieli się w tym miejscu nieźle nagimnastykować
:
Ten dom w sumie też mógłby być, od biedy
:
Doganiamy i wyprzedzamy statek o wdzięcznej nazwie Veseljuh:
Rozważaliśmy również płynięcie nim, bo jest najmniejszy ze wszystkich wypływających z Sali (zabiera na pokład jedynie 8 osób), a w takich wycieczkach cenimy kameralność, ale ostatecznie stwierdziliśmy, że będzie płynął bardzo wolno. Mieliśmy rację, jest dużo wolniejszy od naszej Lavsy, chociaż... za chwilę nas wyprzedzi:
A wszystko dlatego, że kapitan Sebastian (oprócz innych zalet, jak choćby złowienie rybek na fishpicnickowy obiad i podanie pysznej oliwy własnej roboty) ma dobre serce i zgadza się holować motorówkę, której zabrakło (lub było niebezpieczeństwo,że zabraknie) paliwa. Płyniemy więc jeszcze wolniej niż do tej pory
i ciągniemy za sobą parę uśmiechniętych ludzi w motorówce
Nie holujemy ich jednak do samego Sali, "odczepiają się" w jednej z zatoczek, już w Telašćicy.
Może teraz już wystarczy im paliwa, żeby wrócić do cywilizacji.
Mijamy kajakarzy, którzy dzielnie walczą z wiatrem i z falami:
i przed 18:00 dopływamy do Sali:
Zdjęcie Lavsy, już po opuszczeniu jej pokładu:
To była cudowna wycieczka! Zdecydowanie najlepszy fishpicnic ze wszystkich, na które popłynęliśmy!
I wspaniały dzień, którego nie zapomnimy...
Nadmiar wrażeń powoduje, że wieczór spędzamy spokojnie, na balkonie, ciesząc się świeżymi wspomnieniami i grając w Scrabble