agata26061 napisał(a):Może w następnych latach
Jeszcze zdążycie
gusia-s napisał(a):Wtedy dokupicie drugi, 2 os. a 3-ka się nie zmarnuje, będzie gdzie bambetle ładować. Jednak takie zakupy muszą być przemyślane czy Was to rzeczywiście kręci.
Dokładnie. Nic na siłę
25 lipca (środa): Soline i czeski campingPo bardzo udanym kajakowaniu i plażowaniu postanawiamy pojechać gdzieś, gdzie nas jeszcze nie było - do miejscowości Soline w północno-zachodniej części Dugiego Otoka.
Po drodze kusi nas kolejny punkt widokowy:
Sądziłam, że będzie stąd widać najsłynniejszą plażę na Long Island, ale aż tak dobrze nie jest:
Za to postawiono tu tablicę, według której Sakarun należy do najpiękniejszych plaż na świecie:
Ciekawe, co jeszcze znalazło się w tym rankingu
Widok na otwarte morze i dwumasztowiec, niestety bez postawionych żagli:
W Soline jeszcze nie byliśmy, a w internecie zainteresowały mnie wysokie oceny tamtejszego beach baru. Ludzie pisali, że bardzo klimatyczny i z pięknym widokiem... Gdyby mieli w tym barze choćby jakieś przekąski, fajnie by było posiedzieć. Bardzo głodni nie jesteśmy, ale coś na ząb by się przydało. Marzą nam się girice, których jeszcze w tym roku nie jedliśmy.
A oto i bar Sol w Soline:
Może i klimatyczny, może i ładny z niego widok - o taki:
ale niczego nie da się tu zjeść. Gdybyśmy natomiast nie mieli naszego Plavca, moglibyśmy wypożyczyć kajak:
Soline metropolią nie jest - trochę domów, bar Sol, sklep spożywczy, przystanek autobusowy i interesujący pomnik upamiętniający zwycięstwo nad faszyzmem:
Gościu przypomina mi szturmowca z "Gwiezdnych wojen"
:
Wiem, że podobieństwo może być dyskusyjne, ale tak mi się skojarzyło
W Soline jest jeszcze kościół św. Jakuba:
(Nie wiem, jak wygląda w środku, bo pan odkurzał i nie chciałam mu przeszkadzać
)
i trawiasta plaża - chorwacki ewenement
:
Robimy się coraz bardziej głodni, więc ruszamy dalej. Tym razem wymyślam, żeby podjechać na pobliski
camping Mandarino położony między Soline a kolejną małą miejscowością - Verunićem. Na campie jest restauracja z niezłymi recenzjami
Trochę też jestem ciekawa tego miejsca...
Parkujemy przed bramą campingową i wchodzimy na teren Mandarino:
Gdy widzę tę tablicę, przypomina mi się, za co lubiłam campingowe życie:
Robi mi się nawet trochę smutno, że ostatnio je porzuciliśmy na rzecz apartmanów, ale myślę, że nie na zawsze
Znajdujemy restaurację położoną na tarasie z widokiem na...
supujących :
Po chwili podchodzi do nas sympatyczna kelnerka widoczna na zdjęciu powyżej. Zaczynamy zamawiać, jak to zwykle mamy w zwyczaju, po chorwacku, ale dziewczyna przerywa nam nieśmiałym: "Sorry, I don't speak Croatian"
Jesteśmy tak zdziwieni, że nie od razu pytamy, skąd jest... Wkrótce jednak ciekawość wygrywa
Kelnerka okazuje się być Czeszką, jak zresztą większość obsługi, bo też cały camp jest własnością Czechów. To już wiemy, dlaczego leją tu najlepsze czeskie piwo
Również moje ulubione (dla niewtajemniczonych - Pilsnera)
:
Zjadamy smaczną pizzę. Byłaby idealna, gdyby nie fakt, że ciasto, jak na mój gust, było trochę niedosolone.
Kelnerka pyta, czy byliśmy kiedyś w Czechach
To tak jakby nas zapytać, czy byliśmy w kinie
Co ja gadam! W Czechach jesteśmy znacznie częściej, chociaż uważam się za kinomaniaczkę
Ucinamy sobie miłą pogawędkę, chwalimy nie tylko piwo, ale również narty w Jesenikach i szlaki w Beskidzie Śląsko-Morawskim
Co dziwne, jakoś nie widać na tym campie czeskich rejestracji. Dominującą nacją są Niemcy i Słoweńcy. Chorwatów też nie ma, choć dużo ich na Dugim Otoku. (Mam na myśli turystów Chorwatów, nie lokalsów.)
Jeszcze byśmy chętnie posiedzieli, ale piwo się skończyło
Zabieramy plażowy majdan z samochodu, po czym... wracamy na camping, bo nabraliśmy znowu ochoty na plażowanie. Wybieramy plażę na samym końcu campu, wąską, ale jesteśmy na niej niemal sami:
Taki mamy widok na uvalę Lučica, w której się znajdujemy i okolice campingowej restauracji:
Dokładnie tu, gdzie wskazuje czerwona strzałka:
Na mapie trochę niedokładnie zaznaczyli położenie campu. Z pewnością nie znajduje się on w zatoczce Garnice.
Popołudniowe plażowanie ma swój urok, ale chyba w pełni doceniłam je dopiero w tym roku. Kiedy zbieramy się z plaży, jest już właściwie wieczór. Tak się zasiedzieliśmy na czeskim campingu
Mandarino oceniam bardzo pozytywnie, choć ogólne wrażenie trochę się zepsuło, kiedy na koniec poszłam skorzystać z toalety (czyściutkiej i ładnej!) i zobaczyłam długą kolejkę do prysznica
Wtedy przypomniało mi się, co mi się nie podobało w campingowym życiu
Ale generalnie camp jak najbardziej na plus - ładnie położony, z fajną restauracją (ceny w miarę rozsądne), pysznym lanym piwem i czystymi, nowymi sanitariatami. Problemem mogą być dość ciasne parcele (są też miejsca nieparcelowane) i wysokie ceny. Prawda jest taka, że w sezonie na tym campingu płacilibyśmy niemal tyle, co za apartman z sypialną, kuchnią, łazienką i wielkim balkonem w drugiej linii od morza (nabrzeża) w Sali
À propos Sali, w indiańskiej wiosce zjawiamy się dopiero późnym wieczorem i idziemy na kolację do naszej ulubionej (i jedynej, którą poznaliśmy w tej miejscowości
) konoby Trapula. O dziwo zdążyłam już zgłodnieć, więc łakomię się na pyszną pljeskavicę:
Jadłam ją w sumie w tej restauracji aż trzy razy i zawsze była genialna
Obserwujemy też poczynania małego kotka, który jest bardzo ruchliwy i trochę się na zdjęciu rozmazał:
W "domu" żegnamy się z Carmen, która jutro wyrusza na pięciodniowy rejs po Kornatach. Jak wróci, nas niestety już nie będzie na Long Island
My też jutro płyniemy na Kornati, na fishpicnic
Szkoda, że tylko na jeden dzień
Wrażeń będzie od groma, ale póki co analizuję, gdzie dokładnie byliśmy dzisiaj - sprawdzam nazwy zatoczek z kajakowej wycieczki i skrzętnie notuję je w CROnice