6.07 Powrót
Wyjechaliśmy z Zatonu o 9.30. Wydawało się, że będzie to leniwy dzień spędzony w aucie. Nasza podróż do domu trwała 24 godziny.
Po drodze zatrzymaliśmy się przy hiper markecie PLODINE. Kupiliśmy świeży kruh, owoce, karlovacko i wyruszyliśmy tą piękną autostradą do domku. Podziwiałam widoki, 2x zatrzymaliśmy na parkingu się na kawę i śniadanko.
I tak koło Zagrzebia zaczęła gotować się nam woda w autku i jednocześnie zesztywniała kierownica. Zjechaliśmy na pobocze, ale Robert już wiedział co jest grane.
Zerwał nam się pasek wielorowkowy.
Szczęście w nieszczęściu, że to się stało w pobliżu bramek zjazdowych z autostrady Zadar Zagreb. Jakimś cudem, bo było z górki dotoczyliśmy się na parking Motel - Plitvice.
Ubezpieczenie mieliśmy w Hestii, a dokładnie Hestia Car Assistance Insurance. Czytając forum przypomniały mi się opinie userów na temat tej firmy. Ale nie, Hestia bardzo dobrze wywiązała się ze swojej roli. Telefonowali do nas co 15 min, zapewniając, że wszytko robią by przyjechała po nas laweta. To właśnie pomoc drogowa w Chorwacji działała leniwie i opieszale. Czekaliśmy 3 godziny, aż się w końcu zjawiła laweta. Chorwat był jakiś zły i od razu stwierdził, że u nich już jest weekend i wszytko pozamykane, a my mamy czekać do poniedziałku!
Maż i ktoś z Hestii uparli się, że może być nawet mały zakładzik, byleby moglibyśmy w końcu wyruszyć w podróż do Polski. To przecież robota na 15 minut założenie takiego paska.. Chorwat nie bardzo był zadowolony z tego powodu. Po wielkich oporach"załadował" nas na lawetę. Kolejny szok przeżyliśmy, jak słabo zabezpieczył nasz samochód, ale szczęśiliwie dotarliśmy do Zagrzebia.
Przywiózł nas do bardzo obskurnego zakładu mechanicznego. Mechanik również nie bardzo kwapił się by nam pomóc, stwierdził, że jest weekend, są hotele, a my możemy poczekać do poniedziałku! No właśnie nie możemy! Obydwaj panowie zaczęli dywagować przez pół godziny. Widać było, że mieli niechęć do nas, bo zaburzyliśmy ich rytm. Hestia cały czas dzwoniła, pytając się czy auto naprawione. W końcu mechanik stwierdził, że da się zrobić
, tylko trzeba paska poszukać i z tym od lawety zniknęli na kolejne pół godziny. W końcu przyszli burcząc coś pod nosem, ale przynieśli oryginalny pasek.
. Jak wspominałam założenie trwało 15 min. a niestety byliśmy 5 godzin do tyłu. Niby taka błahostka, a nigdzie się nie pojedzie.
O 18:30 wyruszyliśmy w dalszą podróż....
Droga nam jakoś mijała. Robert miał w sobie dużo adrenaliny, bo jechał i jechał, ale często się zatrzymywał na spacery, kawę i krótkie drzemki.
Nie mogłam nie zrobić fotki temu"ślicznemu"
w Znojmie.
W domu byliśmy już o 9:00 i prosto do łóżeczek spać, a o 16:00 Dorota w swoją Corsę do Koszalina.
Wakacje dobiegły do końca.
Było bardzo fajnie, spełniłam swoje marzenie. Chciałam pokazać Karolince mały kawałek świata. Zobaczyłam Zadar, Split i Trogir i wypoczęłam, nabrałam sił na kolejne podróże.