3 06
Obudziłam się w bardzo dobrym nastroju. W końcu jest słonko i w końcu mogę razem z towarzystwem zjeść na tarasie śniadanko!
Bardzo nam tego brakowało! Obiecaliśmy sobie, że cały dzień leżymy plackiem na plaży. Tym bardziej, że wcale to nie był najcieplejszy dzień. Niebo, było okryte mlekiem. Karolinka zakopała się w piasku, a my czytałyśmy książki. Ja "Lato w Toskanii" Elizabeth Adler - przynajmniej mogłam pomarzyć jaką fają pogodę gdzieś ludzie mają, a Dorota "Dobry zabójca" - Dean'a Koontz'a.
Robert poszedł do Ninu zrobić "alkoholowe"zakupy i pofocić Nin. Pechowo zapomniał większej karty do aparatu, a było co fotografować. Przez Nin przejeżdżały
Rolls - Royce. Co za smak! Co za styl! Świetne, kosztowne hobby.
A my się prażyłyśmy nad morzem, bo nie wiadomo jak jutro... Chyba cały camping wyległ na plażę. Już się przyzwyczailiśmy, że mamy pogodę jak nad Bałtykiem. Ale i tak bardzo nam się tutaj podoba, a szczególnie mi.
Do wyboru albo leżenie na plaży albo na basenie. Można poćwiczyć aerobic w wodzie albo pod sceną. Widać, że animatorzy są bardzo zaangażowani. Na obiad zjedliśmy dobrą pizzę. Na terenie ośrodka można już kupić za 39 kun. Robią co prawda bardzo hurtowo, ale i tak jest lepsza niż w nie jednym lokalu w Polsce.
.
Byliśmy tak wygłodniali plaży i słońca, że nie chciało nam się z niej schodzić. Morze w tym roku było zimne, mało się kąpaliśmy, ale Niemcy byli od nas lepsi. Cały czas szaleli w wodzie.
Robert poszedł z Karo do letniego przedszkola, codziennie panie ogłaszają konkursy. Dziś tematem była "głębia". Dzieciaczki chętnie tu przychodzą.
Powoli żal nam, że pobyt dobiega końca. Mogłabym na dłużej zostać, 2 tygodnie to stanowczo za mało !:-)
Wieczorkiem to już standardowo. Poszliśmy na spacer, na mini disco - show i w końcu mieliśmy małe posiedzenie na tarasie i próbowaliśmy domaci - vino.