No dobra Walentynka mówi żebym pisał
Jedziemy więc do Dubrownika. Po zjeździe z autostrady, pokonaniu krętej górzystej drogi po której większość pasażerów miała dość, posileniu się ostrygami i minięciu kilku pięknych zatoczek dojeżdżamy do Dubrownika.
Od razu widać że jesteśmy w kurorcie który jest w dużym zainteresowaniu wszelkiej maści turystów. Cumują tutaj nawet największe statki pasażerskie
Żonka od razu stwierdziła, że chciałaby takim kiedyś popłynąć. Moja wizja rejsu chyba znacznie się różni od
jej. Kilkanaście dni w jednym miejscu i w kółko to to samo o nieeeee!!!
Jedziemy dalej zerkamy w lewo a tam piękna zatoczka z mariną. Widać wiele większych i malutkich wysepek cisnących się wokół lądu
jeszcze kilka fotek na moście i wjeżdżamy do centrum miasta. Tutaj bardzo duży ruch, choć muszę zauważyć, że jak byłem w Dubrowniku pierwszy raz, a było to na początku lipca to ruch był znacznie mniejszy. Najpierw próbowałem znaleźć miejsce parkingowe w okolicach murów okalających stare miast bez sukcesu. Ruszyłem więc na parking miejski, który jest bardzo dobrze oznakowany, ale okazało się że mój Sharan z bagażnikiem dachowym nie ma szans żeby się tam zmieścił. Parking miejski to duży płatny parking podziemny, jest wprawdzie obok niego malutki parking dla wysokich samochodów, ale nie ma co liczyć tam na miejsca. Ponownie skierowałem się w stronę starego miasta i tuż przed stacja kolejki linowej znalazłem wreszcie miejsce postojowe. Praktycznie wszędzie w Dubrowniku za postój trzeba płacić kupując bilet w parkomacie na określony czas. Dobrze więc mieć przy sobie trochę bilonu.
Wycieczkę wysadziłem wcześniej, jeszcze jak byłem pierwszy raz przy starym mieście sam poszukiwałem parkingu. Umówiliśmy się że jakoś się zdzwonimy. Po zaparkowaniu zanim ruszyłem za mury najpierw skierowałem swoje kroki w miejsce startu wagonika kolejki linowej. Zaobserwowałem, że bilety kupuje się w kasach które znajdują się w przejściu podziemnym przy parkingu pod samymi murami starego miasta.
Mury obronne prezentują się bardzo okazale, nie dziwi, że podczas oblężenia miasta były nie do sforsowania. Po ostrzale artyleryjskim nie pozostało właściwie żadnego śladu. Tylko wewnątrz w którejś knajpce natrafiliśmy na wystawę fotografii prezentującą wojenne zniszczenia miasta.
Miasto za murami to inny świat, jakbyśmy przenieśli się do innej epoki...