No więc marzymy i wspominamy dalej, naleweczka mandarynkowa zapodana (oczywiście z Cro), co by się lepiej wspominało
A jeśli szukasz spokoju i niestraszne Ci wdrapywanie się do kwaterki to jak najbardziej polecam,choć czasami było troszkę tłoczno na plaży, ale miejsce tak czy inaczej zawsze było.
No więc cd
Między dopołudniowym opalaniem i leniowaniem oraz praktycznie codziennymi wypadami - przyznam, najczęściej do Omisa na spacerek wieczorny,lody i jakieś jedzonko-w Omisiu prawie zawsze był to burek-zdarzały sie dni dłuższych wypadów.W Omisiu oczywiście nocne próby zdjęciowe.
Postanowiliśmy wybrać sie do Salony pod Splitem, ponieważ podczas ostatniego naszego tam pobytu ominęlismy to miejsce koncentrując sie na Splicie, a to była tylko opcja dodatkowa (zresztą byliśmy padnięci, mżyło i właściwie nikomu sie nie chciało). W tym roku nie odpuściłam,a żeby nie tak do końca wszystkich wykończyć bieganiem po ruinach, po zwiedzaniu mieliśmy pojechać na Riwierę Kasztelańską,zwiedzić jakieś kasztele, zjeść coś pysznego i oczywiście zarzyć kąpieli.No ale po kolei.Po śniadanku wyruszyliśmy,pogoda paskudna do zwiedzania-upał coraz większy,już się bałam, że się moja familia zbuntuje, ja sama miałam coraz wieksze wątpliwości (przecież nie ostatni raz tu jestem, jeszcze zdążę przy brzydszej pogodzie itp.), ale wkurzało mnie też takie siedzenie na miejscu, a że nie było bardzo daleko dali sie przekonać.
Miejsce i owszem warte odwiedzenia,robi wrażenie, szczególnie jak sie patrzy oczyma wyobraźni-takie budowle u stóp gór,świątynia,akwedukty,amfiteatr...no i mąż sprowadzający mnie na ziemię słowami-prawie, jak na polskiej budowie.
Żar się z nieba leje-istna patelnia,a my niezmordowanie latamy po tych ruinach i wypatrujemy a to szczątków chrzcielnicy a to term, a to fragmentów amfiteatru czy akweduktu...ale niestety koniec końców nadszedł kryzys-dzieci sie zbuntowały, nie chciały iśc dalej,padły i tylko piły i piły...z trudem dowlokły sie do cienia i tam troszkę odżyły.
Po króciutkim odpoczynku, wiedzeni nadzieją na szybką kąpiel na riwierze zapakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy do Kaszteli, a co widzieliśmy i przeżyliśmy zobaczycie w następnej części.