Jest juz koniec marca więc lato i urlop coraz bliżej.
Miejsce już wybrane (oczywiście Cro - Kozino), termin ustalony (sierpień), zaliczka wpłacona. Z tej okazji z nostalgią
przypomnieliśmy sobie zeszłoroczne wakacje, co zaowocowało poniższą fotorelacją. Zapraszamy.
Nareszcie jedziemy. Drogi w Polsce za nami (lepiej bez komentarza), teraz autostrady Słowacji, Austrii i Chorwacji. Po
długim namyśle i 'przekopaniu' forum w tym temacie, zdecydowaliśmy się na wariant winietkowo-autostradowy, czyli
Chrzanów-Leszna Górna-Żylina-Bratysława-Wiedeń-Gratz-Mureck-(jako ekonomiczny przerywnik - boczne drogi w
Słowenii przez Lenart-Ptuj) potem Drumanec-Zagrzeb itd.
Po kilkugodzinnej jeżdzie, wreszcie chwila odpoczynku. Krótka chwila, bo zbyt duszno, więc o pierwszym brzasku
ruszamy dalej.
Już widać Jardan. Wszyscy zachwyceni, wołaja patrz, patrz...a ja patrzę na strasznie stromy, prawie 180 stopniowy zakręt,
poniżej lekki korek (bo rozjazd) i policja kierująca ruchem. Ale... daliśmy radę
Dla takich widoków przejechaliśmy ponad 1000 km. Podczas całego pobytu właśnie Jardanka i widoki z niej robiły na nas
nieustannie duże wrażenie.
Jechaliśmy, jechalismy i dojechaliśmy - i mamy to co widać (z balkonu).
Oprócz balkonu jest też spory apartament z dwoma sypialniami (bez ekstrawagancji), z miłym, uczynnym lecz
nienarzucającym się gospodarzem.(fotka ze strony właściciela)
Rekonesans w Omisiu - lepiej niż sygnalizacja ruchem dyryguje "Pan Władza"
Z tej wieży ponoć wypatrywano statków do złupienia
Oto co wyrosło z pirackiej przystani.
W starej części miasta dominuje kamień
...ale można też znaleść miejsca pełne kwiatów i zieleni
Plaża miejska
Przykład budownictwa naskalnego
Oraz lokalnego graffiti
Pitraszenie w warunkach (dla nas) tropikalnych
Zatoka Błękitnego Pontonu (Marusici, Chorwacja)
Plaża, a raczej skały w Marusi
Like Acapulco
Nie samą plażą (na szczęście) młodzież żyje
Bywało i tak
...a po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój...
Ewa, Ania i Baśka (Voda)
Same piękne obiekty
Ania z drużyną w Baśce
Wyruszamy na wycieczkę do Splitu - AutoMapa bezbłędnie doprowadza nas do free parkingu przy jakimś markecie,
potem kawałek pieszo na południe-przecież tam musi być jakas cywilizacja (czy choćby resztki starożytnej ).
Po drodze polski akcent - jak widać maluchy docierają wszędzie.
Docieramy do pałacu Dioklecjana, który 2000 tysiące lat temu miał wyglądać tak, jak na tej makiecie.
Wejście na szczyt dzwonnicy pałacu Dioklecjana...
...wiedzie długimi, stromymi schodami...
... ale czego się nie robi dla takich widoków.
Dla mnie widok na wieży też ok.
Po zejściu żonę pojmali rzymscy legioniści, ale przyjęli okup, dali się sfotografować i puścili wolno.
Zabytki zabytkami a prać trzeba
W Splicie całkiem nieźle muszą się mieć koty, bo widać ich było dosyć dużo.
Jak zawsze kocięta cieszyły się największym zainteresowaniem.
Promenada...
...była dobrym miejscem na chwilę odpoczynku.
Wycieczka na Hvar i Brać - czyli Fish Picnic po chorwacku
Mewy też miały swój piknik.
Ciasne uliczki Jelsy (Hvar)
Fajnie posiedzieć z kapitanem Miro
..ale jeszcze lepiej na ławce w cieniu.
Wyspa Brać, miejscowość Bol, plaża Zlatni Rat (wieści o jej piaszczystości są mocno przesadzone)
Ale za to fale - jak w reklamie
Młody człowiek i morze
Rafting on Cetina (czyli spływ prawie 'dziką rzeką'). W tym miejscu (jeden z nielicznych 'free' parkingów w Omisiu) zbieramy
się ok. 9 rano, aby autobusem podjechać kilka kilometrów w górę rzeki. Już sama ta jazda była sporym przeżyciem,
gdy na górskich, wąskich zakrętach, mijały się dość duże autokary.
Na miejscu przebieramy się, dzielą nas na max. ośmiooosobowe grupy (do naszej czwórki dołączył pewien Węgier z dwójką
dzieci) i do pontonów. Rzeczy zostają w autobusie, dostarczą nam je na koniec spływu.
Do obowiązkowego punktu programy należy postój przy skale na kąpiel i skoki do wody. Wcześniej przepływaliśmy pod
miniwodospadami - skiper pytał czy na pewno chcemy i wiedział co czyni, gdyż woda w nich była lodowata
W pewnym momencie dobijamy do brzegu. Okazuje się, że musimy kawałek drogi przebyć lądem, bo w tym miejscu
Cetina jest zbyt 'dzika' i skiperzy popłyną sami.
Ponieważ mamy coś, co nie chcemy aby zamokło, żona 'taszczy' wodoszczelny pojemnik.
W zaimprowizowanej przystani ładujemy się z powrotem do pontonów i dalej w drogę.
W małym kajaczku, przed pontonami pływał sobie jeden gość i w odpowiednich miejscach robił wszystkim zdjęcia (to
właśnie te poniżej). Po spływie, za 100 kuna wypalał właściwą płytkę (po prostu full service)