Po wyjściu z Cmentarza postanowiliśmy wrócić tramwajem…wiedziałem, że to ma być tramwaj numer 7, ale wolałem się upewnić. Miła Pani potwierdziła mi to…powiedziała gdzie wysiąść, ile bilet kosztuje i że muszę kupić u motorniczej...
Gdy podjeżdżał tramwaj ku naszemu zdziwieniu podjechała po tę Panią taksówka…ona jak gdyby nigdy nic zaproponowała, że jedzie niedaleko Rynku, więc może nas podwieźć i żebyśmy się nie bali bo nie musimy płacić…podziękowaliśmy bo chciałem się przewieźć tramwajem…ale był to szok dla nas…
Wysiedliśmy przy targu książek. W tym dniu było tam bardzo dużo ludzi…zarówno kupujących, jak i sprzedających. Dużo było też różnych pamiątek wojskowych zarówno ukraińskich, jak i cccp.
Była niedziela, więc postanowiliśmy zobaczyć kościoły, które były zamknięte lub nie w pełni dostępne w poprzednie dni. Na początek Cerkiew Uspieńska. Niestety pojawił się kolejny „problem” – nabożeństwa… W związku z czym nie chcieliśmy zakłócać nabożeństw i zrezygnowaliśmy ze zwiedzania…Co ciekawe inne wycieczki w tym polska, bez żadnych skrupułów przelewały się przez ww. Cerkiew…
Na tyłach przepięknej Cerkwi takie oto podwórko
Pokręciliśmy się zatem po uliczkach odchodzących od rynku, pooglądaliśmy niesamowite sklepy z czekoladą i cukierkami i skierowaliśmy nasze kroki do Kopalni Kawy…Nieziemskie miejsce, w którym podobno od podstaw obrabiana jest kawa. Zapach jaki się tam unosił, był niepowtarzalny. Żałować można, że pomimo takiej techniki jak mamy teraz nie można przenosić zapachu…
Miejsce to jest palarnią kawy, muzeum kawy, kawiarnią, sklepem… punktem obowiązkowym dla każdego miłośnika tego boskiego wyrobu…
Oczywiście zasiedliśmy…dla mnie przepyszne espresso, torcik kawowy i kieliszek koniaku proszę…dla żonki latte z likierem kawowym i serniko-makowiec poproszę…
Oczywiście nie muszę mówić, że było bosko…
Po konsumpcji zeszliśmy do rzeczonej kopalni… w podziemiach stylizowanych na korytarze kopalniane unosił się zapach kawy… ściany zamiast węgla wypełnione były kawą…a wokoło w pośpiechu fedrowali górnicy… dostaliśmy nawet karbidówkę, żeby można było wszystko podziwiać…
A tu jeszcze jedna sala po wyjściu z kopalni
Oczywiście do domu przyjechała kawa i stylowa filiżanka do espresso…
Na koniec postanowiliśmy dokładniej zobaczyć Rynek (chociaż już kilkanaście razy przez niego przechodziliśmy)… Za każdym jednak razem można było zobaczyć coś nowego, jakiś nowy szczegół, jakąś nową architektoniczną perełkę…
Na przykład dokładnie obejrzana Czarna Kamienica
Brama z polskimi napisami wplecionymi w nowy tynk
Wycieczki dosyć osobliwym rowerem
Piękne Lwowianki
Jeszcze wizyta w Katedrze pw. Wniebowzięcia NMP, gdzie właśnie odbywało się nabożeństwo po polsku…
Jeszcze wizyta w piwnym tramwaju
I gryz kulebiaka w fenomenalnym barze pod numerem 14 na Rynku, gdzie na naszych oczach powstawały arcydzieła na słodko lub na ostro…
Po takich przeżyciach przyszła pora na „drzemkę”, bo późnym wieczorem niestety będziemy musieli się żegnać ze Lwowem…