Napiszę, jak ja to ogólnie widzę. Co o moim "widzeniu" inni pomyślą lub napiszą - wisi mi...
Od dawien-dawna należę do klubu strzeleckiego.
Żeby dostać pozwolenie na broń, trzeba przejść przez kursy i egzaminy.
Co jakiś czas pojawiają się nowe rozporządzenia, z którymi muszę być
na bieżąco.
I to nie one (rozporządzenia) gonią za mną, to ja je mam z własnej inicjatywy wyszukać, poznać i stosować.
Wykroczenia w zależności od ich wagi kończą się różnie. Od wyproszenia ze strzelnicy, do utraty pozwolenia.
Jeśli np. nieprawidłowo odłożysz broń, dostaniesz "żółtą lub czerwoną kartkę".
Nie ma tłumaczenia, że była niezaładowana, że nikomu nic się nie stało...
I teraz najciekawsze: nikt wokół nie stanie w twojej obronie, oprócz "kartki" dostaniesz jeszcze "opeer" od wszystkich i każdego z osobna.
Takie to życie w klubie... sportowym.
Prawo jazdy traktuję jako "legitymację klubu", którego członkowie mogą poruszać się pojazdami po drogach.
Według "klubowych" zasad, zwanych Ustawą "Prawo o ruchu drogowym".
Klub, jak to klub - w głównej mierze powinien opierać się na "
dżentelmeńskim podejściu", najlepiej takim, żeby nie potrzeba było ustaw i regulaminów.
Niestety zdziczenie obyczajów doprowadziło do tego,
że w "klubie drogowym" to ten, który zwraca uwagę na czyjeś wykroczenia poddawany jest krytyce i że się czepia.
Nieładnie, ale przynajmniej wiadomo z kim się ma do czynienia (chodzi o "
obrońców wykroczeń").
I w zależności od medialnej potrzeby przeistaczają się z "obrońców obowiązków" w "obrońców praw".
Jak to napisał "koordynator forum"?
Ale zgodzisz się, że podwójne standardy są jeszcze bardziej obrzydliwe, prawda?
(...)
Możesz również prezentować szpagat logiczny, który jest znakiem rozpoznawczym środowisk lewicowych
Są przypadki, gdzie odnoszę wrażenie, że to nie szpagat, a rozrywanie końmi na średniowiecznym rynku (i nie chodzi mi o środowiska lewicowe).
Kiedyś w jakiejś dyskusji ze znajomymi na temat bezpieczeństwa pieszych na przejściach padały różne pomysły.
Mój pomysł? Wszystkie przejścia przebudować tak, aby ktoś idący z wózkiem (albo jadący na wózku) był cały czas na poziomie... chodnika.
To znaczy: przejścia byłyby dalej chodnikiem
z krawężnikami!.
("znamy się mało, więc na razie to tyle o mnie")Powyższy tekst nie ma nic wspólnego z tytułowym "
ćwokiem"!
Bardziej pasowałby do tematu "Kultura jazdy", ale jakoś tak tu się to deczko rozwinęło.