mały
DODATEK ...
Nienajeżdżeni dosyć wybraliśmy się w któryś weekend do Czarnej Góry
...
Porażka totalna. Stoki przygotowane na 3+ (na zachętę
) ... Ludzi pierdylion ... Brak bombardino
...
Pogoda była całkiem całkiem, ale kiedy w kolejce do wyciągu stoję dłużej (i to kilka razy dłużej !) niż zjeżdżam, to już radochy z jazdy zdecydowanie mniej ... Na dodatek wyprofilowanie podłoża tuż przy bramkach takie, że non stop lądowałam na plecach ludków stojących przede mną
...
Szybciutko obskoczyliśmy wszystkie czynne trasy (czarna czynna nie była) ...
Niemałe zaciekawienie, nie tylko nasze, wzbudził orczyk o nazwie "proca"
... Żeby wyruszyć w drogę trzeba było spaść z takiej niby kladeczki i jeśli się nie wywaliłeś (co było nader częste) dopiero wtedy łapać pałąk. Wyciąg ruszał naprawdę szybko jak na orczyk i nazwa wydawała się całkiem adekwatna ...
Kilka godzin pojeździliśmy, ale bez szału. Pobyt na stoku zakończyliśmy pierogami i przejażdżką takim czymś ...
Po południu był jeszcze czas na spacer po urokliwej okolicy naszego hoteliku ...
Następnego dnia, tj. w niedzielę postanowiliśmy wybrać się do Zieleńca ...
Początkowo spodobała nam się czerwona 7, która szpanowała nową 6-osobową podgrzewaną kanapą. Szybko jednak przybyło tam tyle ludzi, że jeździć się nie dało ...
Pogoda nie była już taka miła ... Nie padało, ale słoneczka też brakowało ...
Szybciutko przenieśliśmy się na prawą stronę ośrodka, gdzie 4-osobowe krzesełko kursowało w miarę płynnie. A, że i trasa była najdłuższa, to jeździliśmy tam do końca ...
Wyciąg ten i jego okolica były baaaardzo patriotyczne. Nawiązywały do naszych dóbr narodowych
...
Żeby zejść z wyciągu należało się mocno wybić z krzesełka (na Małysza) ...
... a żeby móc zjeżdżać lub dotrzeć do sąsiedniego wyciągu trzeba było się przespacerować (na Kowalczyk)
Nawet moja małpka nie chciała robić normalnych zdjęć i sfiksowała ...
PS. Uprzejmie proszę o podpowiedzenie jakowyś sympatycznych modeli aparacików kompaktowych. Takich co to do kieszeni można włożyć, a na stoku czy na plaży zrobić ładne zdjęcie ....Podsumowując: nie wiem czy to my tak spanieliśmy tymi kilkoma wizytami w Alpach, czy rzeczywiście pomiędzy szeroko pojętym przygotowaniem ośrodków narciarskich w Polsce i we Włoszech, Austrii jest tak ogromna przepaść.
Aha. Dodam jeszcze, że nigdzie nie można było płacić kartą
... Po zakupieniu karnetów za gotówkę, na piffffko niewiele nam już zostało
.
A narty po dwóch zaledwie dniach jazdy były dużo bardziej zryte niż po tygodniu we Włoszech ...
Jako, że popołudnia zostało nam jeszcze sporo, wpadliśmy na chwilę do Kłodawy do
kaplicy czaszek ...
Jako, że zdjęć wewnątrz robić nie wolno - nie robiłam ...
Stąd już tylko kilka km było do Czech. Postanowiliśmy wpaść tam na knedliczki . Najbliżej granicy znajdowało się całkiem sympatyczne miasteczko Nachod ...
Ryneczek jest całkiem sympatyczny, chociaż nie wszystkie budynki jakoś do nas przemawiały
...
Knedliczki były pyyyyszne ! Ale zasmażana kapustka, jaką nam do nich podano ......
Zniknęła z talerzy tak szybko, że nawet nie zdążyłam zdjęcia zrobić
.
A jedliśmy o tutaj ... polecam
Napakowani jak żuki postanowiliśmy spalić kilka kalorii wspinając się do górującego nad miasteczkiem zamku ...
To niesprawiedliwe, że schodząc w dół nie spalamy już tyle kalorii
...
Teraz to już naprawdę
KONIEC naszego nartowania w tym roku
.