Posiedzielim, pojedlim, popilim więc czas ruszać na stok, bo wygląda, że wcale nie jest jeszcze "zmęczony" ...
Tym bardziej, że pogoda dobrze się trzyma ...
... a ludków mało ...
W najwyższym punkcie Plose nieźle gwiździło i mimo pięknego słoneczka trzeba się było maskować ...
Tego dnia również wyjeździliśmy się za wszystkie czasy ...
Tutaj w aparacie mam zdjęcie naszej kwaterki - no to wstawiam.
Przy okazji całkowicie zgadzam się z Roxi: kwatery włoskie wyposażone są dokładnie w to co potrzeba i nic ponadto. Ale też nic nie brakuje. Roxi pisała, że trochę brak tu duszy ... Pewnie tak. Ale mnie osobiście bardzo to odpowiada. Sama w domu mam pierdylion różnych drobiazgów, głównie poprzywożonych przez małżowinę i gdy przychodzi czas wycierania z nich kurzu to ...
moje słownictwo znacznie się ubogaca
...
Tego dnia czekała mnie jeszcze jedna miła niespodzianka - kolacja w całości przygotowana przez męża - z tylko i wyłącznie typowo włoskich produktów
. Była pyyyyszna
Następnego dnia była
niedziela. Tradycyjnie już udaliśmy się do przepięknego kościoła św. Jakuba z XIII wieku, tym bardziej, że prognoza pogody na ten dzień była średnia. Szczególnie rano miało być mało słoneczka ....
Po mszy wpadliśmy na chwilkę do położonego duuuużo niżej urokliwego miasteczka Rio di Pusteria. Skorzystaliśmy przy okazji z takiej oto kolejki, na której obowiązywał nasz karnet narciarski ...
Widoki z kolejki zapierają dech w piersiach, jednak stan szyb porysowanych nartami uniemożliwiał zrobienie jakotakiego zdjęcia ...
Jako, że niebo zrobiło się jakieś takie błękitne
, postanowiliśmy pokręcić się jeszcze chwilkę i wrócić na stoczki ...
Wagonik już po nas jedzie ...
Posiedziało by się .... Ale jest już późno, więc plastiki na nogi i w drogę ...
... bo takie słońce, że .... szkoda
nie jeździć
Jak to w niedzielę ... zmiana turnusów ... ludków mało
...