S - jak Supetar i...serotonina Po poprzednim, trochę zmarnowanym dniu, kolejny wynagrodził mi wszystko z nawiązką
Pogoda - bez zmian
Wypożyczamy rowery w hotelu Lemongarden, którego nie będę pokazywać kolejny raz
, choć pięknie się prezentował w porannym słońcu
Obieramy "kurs" na Supetar, czyli najpierw wygodną asfaltową drogą wzdłuż brzegu morza, która potem przechodzi w szutrówkę. Trochę się kurzy, ale też komfortowa.
Po około 15 minutach jesteśmy w miejscu, gdzie hotel Lemongarden ma swoją prywatną plażę...
Gości hotelowych na ogół dowożą tu meleksy i wtedy naprawdę jest dużo kurzu z szutrówki
, choć zdarzają się też chętni cykliści.
Postanawiamy zakraść się w pobliże tej plaży i podejrzeć co nieco...
Brzydka nie jest
, ale czy ja bym chciała tak przez dwa tygodnie być dowożoną do zamkniętej enklawy??
Jedziemy dalej...droga robi się trudna, gdyż prowadzi przez pełne większych kamieni ścieżki wśród upraw oliwek, potem - już po wjeździe na szosę do Supetaru - raz jest z górki, raz pod...A upał się natęża.
Plan jest taki, aby dojechać do kempingu Waterman Village za miasteczkiem i tam plażować..., ale jest tak gorąco, że po przebyciu dystansu z Sutivanu do Supetaru (około 40 minut) czuję, że muszę się schłodzić i to natychmiast.
O, tam, koło cmentarza...
Przy okazji załapuję się na zdjęcie z pomnikiem bračkiego kamienia
Pokazałam tę plażę koło resortu w poprzedniej relacji, więc tylko mały fragmencik z pieskiem... Dmuchańców nie będę pokazywać w pełnej krasie
A to, że obok są pozostałości rzymskiej
villa rustica... to niektórzy wiedzą, albo pamiętają z licznych relacji
Woda jak zupa, do tego unoszą się w niej liczne śmieci złożone głównie z plastiku
Ale bez tego zanurzenia nie pojechałabym ani metra dalej.
Zostawiam Małża w wodzie i idę osuszyć się po drugiej stronie cmentarza, mijając mauzoleum rodziny Petrinović.
Tu znajduję sobie kącik bez piesków i ludzi, w którym spędzam jakieś pół godziny w ciszy i spokoju
Robię selfie z moim nowym, czadowym naszyjnikiem - skarbem
I wracam do rowerów
Pędzimy dalej, po drodze krótka sesja z fotogenicznym nabrzeżem.
Przejazd po supetarskiej rivie jest wielką przyjemnością, nawierzchnia jak stół, pęd powietrza chłodzi, ludzi (a więc przeszkód) mało, bo dochodzi południe i wszyscy na plaży...
Mijamy port promowy, kawałek pod górkę....i tu muszę się przyznać, że podprowadziłam rower kilka metrów przed rondem i skrętem w lewo na Waterman Camp
Hardcore, nie pogoda
Za to na samym kempingu - po prostu balsam na tę gorączkę
Po błyskawicznym wychyleniu piffka, które sprzedał na pan "kempingowy" z lodówki koło leżaków postanawiam iść na wschód od camp'u, czyli na prawo...
... gdzie nie ma nikogo, więc korzystam...
Jestem tu bardzo "happy"
Nie mija jednak 15 minut, gdy rozkłada się koło mnie centralnie małżeństwo emerytów z Niemiec...
Wracam na kemping i spławiam Tęczowego, który dawno nie miał kontaktu z Jadranem
Bardzo podoba mi się ten kemping...Może za sprawą małej ilości ludzi na nim, ciszy, spokoju, czystości i porządku...
Mogłabym tu spędzić kilka dni - w domkach, albo przyczepie
Wracamy...Widok z ronda. Tym razem z górki
W Supetarze miał być krótki przystanek na kawę
Na ulicy Jobovej
Koło posągu "Mądrości", a potem równie szybki powrót do Sutivanu
Tymczasem, weszłam do środka konoby, aby za kawę zapłacić i zobaczyłam takie rzeczy...
Ja muszę mieć takie donice
- oświadczyłam kelnerowi i Małżowi
Gdzie je kupić?
Obsługa knajpki poleciła spytać na jednym ze straganów na rivie - ostatnim w szeregu
To jedziemy.
Pokazuję zdjęcia z konoby, tłumaczę o co mi chodzi...
Odsyłają nas od Annasza do Kajfasza, a może ten najstarszy
kipar w mieście ma, bo kiedyś robił, itd
Naszukaliśmy się tych kamieniarzy i doniczek, chyba godzinę nam to zajęło - dobrze, że na rowerach
Nikt już takich nie robi w Supetarze, w interiorze też można spotkać tylko te oszlifowane i gładkie
Na drodze wyjazdowej z miasteczka napotykam moje kolejne marzenie...
Nieruchomość - konobę z pensjonatem do odnajęcia lub zakupu o wdzięcznym imieniu "Alberto"
Może kiedyś
Droga powrotna - w rozgrzanym popołudniowym słońcem powietrzu - niemal nie do przebycia
Są odcinki pod górkę, gdzie wydaje mi się, że wyzionę ducha
Zaczynam czuć się jakoś dziwnie, ostatni kilometr to droga przez mękę, chociaż już po płaskiej i równej drodze...
A to jeszcze nie koniec tego pięknego dnia