elka21No to ja pomogę
Dzięki
Jak zepsuć sobie piękny, wakacyjny dzień - czyli Milna i okolice Zabieram się za ten odcinek jak pies do jeża, a najchętniej w ogóle pominęłabym ten dzień w relacji...
Czytelnicy nie zasięgną przydatnych informacji z tego "reportażu", ale jednak coś wrzucę - bez entuzjazmu
Poranek był baardzo trudny - ze względu na nasz stan po fieście w Sutivanie dnia poprzedniego.
Ale sama byłam sobie winna - tak to jest, jak człowiek (po imprezie
) rzuca się zachłannie na odkopany skarb
,
zamiast go sobie dozować
Pogoda jak drut i niemiłosierny upał - nawet na zacienionym tarasie.
W takich okolicznościach kondycyjno - pogodowych najrozsądniej byłoby doczołgać się do najbliższej zacienionej plaży, zanurzyć w Jadranie i siedzieć w nim, albo w cieniu pinii.
Ja jednak wymyśliłam...zwiedzanie Milny (Milnej), bo jeszcze tam mnie nie było.
Jedziemy przez i okrążamy Ložišćę...
Nieopodal miejsca, z którego robię powyższe zdjęcie jest mały cmentarzyk.
Żywej duszy, oprócz nas tu nie ma, jest niesamowicie cicho, nawet nikt nie przejeżdża w tym czasie asfaltową szosą do Milnej i Bobovišći.
Ale jest też bardzo gorąco i chciałabym być już w tej Milnej, rzucić na nią okiem, a potem rzucić mą powłokę cielesną w fale morskie ( w celu wskrzeszenia jej, oczywiście
)
Droga do Milnej przypomina miejscami łysy Pag, aby po chwili przechodzić w obsadzony cyprysami krajobraz.
Do miasteczka wjeżdżamy o godzinie 12:22:20
, czyli w samo południe
Pustawo tu...
Od razu po wyjściu z samochodu atakuje nas buchający od rozgrzanych kamieni żar.
O ile na cmentarzyku było gorąco i bezwietrznie, to tutaj jest jak w piecu martenowskim
Oczywiście, udaję przed Małżem, że mnie to nie rusza i moim jedynym celem jest zwiedzanie
Ale po jego minie przewiduję nadciągającą burzę i to nie w przyrodzie.
Pierwszym obiektem do sfotografowania jest barokowy kościół Matki Boskiej od Dobrej Nowiny (ciekawostka - po angielsku to brzmi Our Lady of good tidings...a
tidings w tym języku oznacza zarówno nowinę, jak też przypływy i odpływy morza
)
Wyobraźcie sobie, że ten lokals (jestem pewna, że musiał być miejscowy) wszedł mi w kadr i zastygł jak żona Lota na kilka minut
Ponieważ bacznie obserwowałam ekspresję małżonka, gdy musiał czekać, aż zrobię to zdjęcie - zrezygnowałam i mamy kościół z osłupiałym z zachwytu lokalsem
Idziemy długachną rivą powłócząc klapkiem...
To był - śmiało mogę powiedzieć - najgorętszy dzień jakiego w Cro doświadczyłam od lat...
Zazdrościmy tym pod trzcinką w barach
Ciekawy zlepek architektoniczny... Miejsce poświęcone filantropowi Ivanovi Bonačić Šargo, który wyemigrował stąd do Stanów Zjednoczonych w 19 wieku, a po śmierci zostawił społeczności swojego rodzinnego miasteczka spory majątek.
Wdzięczni mieszkańcy postawili mu pomnik, zbudowali też te arkady i małą
piazettę, na której stoi popiersie.
Mimo najszczerszych chęci nie daliśmy rady zwiedzić miasteczka...
Co kilkanaście metrów wpadaliśmy do sklepików spożywczych, by ochłodzić się przy lodówkach
Także...decydujemy się odpuścić na dzisiaj
i poszukać plaży.
Tu muszę się przyznać, że nie odrobiłam forumowych lekcji przed wyprawą w te rejony
i nie miałam pojęcia o plażach i zatoczkach w pobliżu.
Dopadłam informacji turystycznej (klimatyzowanej) i zasięgnęłam języka.
Młoda pracownica dała nam mapkę i zaproponowała ... "super plażę w Resorcie Gava w uvali Osibovej".
Skoro tak zachwala...
Gdy po wszystkim obejrzałam mapę, dowiedziałam się, że do ośrodka wczasowego Gava i w ogóle do Osibovej prowadzą porządne asfaltówki - jak po sznurku...np ta zaznaczona na mapie na czerwono.
Literka O, to oczywiście Osibova, a G to Gava.
Ale my zrządzeniem losu mylimy drogę i wbijamy się w szutrówki tylko dla rowerów...
Na początek lądujemy w wiosce Makarac, do której wiedzie zielona linia
A tam nie ma nic, oprócz trzech chałup i dwóch bardziej wypasionych letnisk - woda majaczy bardzo daleko w dole, nie będziemy szukać tu kąpieliska.
Wracamy przez rowerowe szlaki, które nie są najlepiej oznakowane - ich numeracja nic nie pomaga, poza tym na rozwidleniach nie ma żadnej informacji...
Krążymy tak jak po motocrossie przez 45 minut, wreszcie widzimy to.
Ładujemy się do małej miejscowości, której nazwy nie pamiętam (ale to chyba była Osibova ze słynnym kościółkiem, którego nie odnaleźliśmy), bardzo zdesperowani, aby gdzieś się zanurzyć w wodzie.
Niestety, tu każda droga w kierunku morza prowadzi do...schodów
I nikogo, aby można było spytać o drogę.
W końcu, wściekli i ugotowani, docieramy do Resortu - ogromnego molochu wypoczynkowego w postaci kompleksu małych domków, szeregowców, apartamentowców, kawiarenek, stołówek, basenów, kortów, itd.
Miejsce stanowi wręcz małe miasto
Mają nawet kościółek
W basenie odbywa się właśnie zumba w wodzie do rytmu piosenki Cambio dolor
Osiągamy cel...rekomendowaną plażę...
To ja tyle wycierpiałam w aucie, a potem targając plażowe wyposażenie przez cały ten kombinat wczasowy, żeby trafić w takie miejsce
NFW, zawracamy do parkingu, odechciało mi się, teraz to mam już tylko ochotę na zimne piwo
Ale na pewno nie w tym resorcie !
Wracamy, tym razem już po właściwej szosie, mijamy Milną i jedziemy do Bobovišći na moru.
Fajna, senna wioska, podoba mi się tutaj, ale skwar nie odpuszcza.
Jestem w stanie zaledwie obejrzeć pomnik Vladimira Nazora (powyżej)...i padam na krzesło w zacienionym ogródku jakiejś konoby nad małym kanałem.
Zimne piwo jest jak balsam, ambrozja i manna w jednym (bo byłam też głodna)
I atmosfera cudna - wśród kwiatów i żerujących na nich fruczaków gołąbków.
Po wychyleniu pifffka jedziemy strzałką do Sutivanu, aby jeszcze zdążyć na plażę.
Bez wybrzydzania parkujemy przy Erosie i udaje się złapać ostatnie promienie słońca, jak też wreszcie ochłodzić
To był priorytet, teraz pora coś przekąsić po intensywnym dniu.
Wybieramy bar - konobę Miki, w której nigdy nie jedliśmy, bo kojarzyliśmy ich tylko z ...piciem piwa i wina.
To bar na rogu alei palmowej i rivy, tu siedzieliśmy poprzedniego wieczoru podczas karnawałowej imprezy.
Tu stała scena...
A teraz jest tak...
Jedzenie nas zaskakuje - pozytywnie
Największa ilość hobotnicy w sałatce z hobotnicy (Iza
), z jaką się spotkałam
Plus przepyszne kalmary sa žaru.
Polecam to miejsce - w dodatku jest tam bardzo fajny kelner.
Teraz pozostaje wrócić do domu przez wcale nie chylący się do snu Sutivan...
... pożegnać się z pogledem...do jutra...
... i rzucić, czy też paść na łóżko
I tak zakończył się ten trefny dzień - oczywiście schrzaniłam go sobie na własne życzenie.