Długa droga na Vis - cz. 3 - Crospotkanie w Mandalinie Na zjeździe na Šibenik kolejka do punktów opłat. I baaardzo gorąco.
Na poboczu dwa czeskie auta, ich pasażerowie - wyglądają na jedną ekipę - rozmawiają przez komórki nerwowo chodząc po asfalcie, dwie kobiety szlochają, jedną z nich pociesza i obejmuje mężczyzna. Wygląda to bardzo dramatycznie.
Samochody nie noszą oznak uszkodzenia, to nie wypadek, czy stłuczka...Mam nadzieję, że to nie było nic naprawdę złego, że to tylko awaria uniemożliwiająca im dotarcie na czas do raju...
Šibenik przed nami, ale jak dotrzeć do mariny Mandalina
, gdzie zacumowana jest i przygotowana do oddanie wczesnym rankiem Piccola - łódka , na której Kapitańska Baba z Załogą spędzili ostatnie dwa tygodnie.
Proszę Beatę o wskazówki, po chwili otrzymuję bardzo krótki i precyzyjny sms od Kapitana..."Najpierw jakaś serpentyna, stacja benzynowa, centrum handlowe i jesteście na miejscu"
Dziecinnie proste to było - po kilku minutach od zjazdu z autostrady mijamy wspomniane centrum handlowe i wjeżdżamy do dzielnicy miasta zwanej Mandaliną... Fajnie,podoba mi się nazwa
Ale i tak nie wiem, czego się tutaj spodziewać...
Po jednej stronie kea i taki pogled...
Jachtów dużo, ludzi mało, psy i koty panoszą się w pustych uliczkach. Mimo godziny 17 tej skwar doskwiera jak w samo południe.
Przed nami teraz zadanie ... i jak się za chwilę okaże nie lada wyzwanie
Musimy znaleźć nocleg na tę jedną noc, a właściwie kilka godzin, bo większość czasu spodziewamy się spędzić z Beatą i Kapitanem na Piccoli
Jak wspomniałam wcześniej - pierwotnie spotkanie miało się odbyć w Rogoźnicy - gdzie nie trudno raczej o miejscówkę , zwłaszcza, że wymogłam na Małżu obietnicę - ma siedzieć cicho i nie kręcić nosem na kwaterkę na tę jedną, jedyną noc, nawet gdyby była w suterenie, a nad łóżkiem wisiał wielki portret jakiegoś świętego, np jego ulubiony Sv. Antun
Cóż, z powodu niedomówienia co do dat, nasze spotkanie odbędzie się tu...gdzie nie widać za wiele tabliczek z hasłem "Apartman"
Miejsce trochę dziwne - blokowiska Šibenika w perspektywie, a zabudowania i uliczki części rezydenckiej ( bo po obu stronach to gigantyczna marina dla jachtów) są...mało urokliwe, a wręcz są... bardzo dalekie od uroczych
Chociaż...czy ta weranda z kolumnami na zdjęciu powyżej nie jest urocza?
W jednym z ogródków przy domach w pierwszej brzegowej starszy pan pieli trawniczek..Pytamy o apartmany...
"Ima, ima" - serce me raduje się, ale pan dodaje - "Ale moja żona nigdy nie zgodzi się na jedną noc"
Szukamy dalej, o jest granatowa tabliczka...
Zamknięte na cztery spusty...Wychodzi sąsiad i mówi, że właściciele już zamknęli sezon.
Zaczynam się denerwować..Niedługo się ściemni, Beata czeka, a my marzymy, żeby odświeżyć się po podróży i coś wrzucić na żołądek.
Kręcimy się chaotycznie, napotykamy podwórko z "familokami" i ...bunkrem
Nad jedną z klatek schodowych ogłasza się "Apartman"
Z duszą na ramieniu wchodzę do klatki i dzwonię po pierwszego mieszkania z brzegu.. Klimat wewnątrz jeszcze bardziej przypomina komunalną kamienicę robotniczą. Drzwi się otwierają i do drzwi podbiega wielopokoleniowa rodzina - same baby od 4ech do 80 ciu lat
Mówią, że apartman do wynajęcia należy do kogoś na ostatnim piętrze...
Wchodzę po schodach, zastanawiając się , jak ta konstrukcja naprawdę się trzyma
Znowu niewypał, nikt nie otwiera, kobiety na dole nie orientują się, gdzie jest właściciel.
To już nie są żarty. W jednym z innych podwórek namierzam wypożyczalnię rowerów w garażu
Ciekawe kto wypożycza te rowery, bo miejsce wydaje się wymarłe...
Zagajony o apartmany, nadzorujący interesu chłopak zrywa się ze stołka i mówi, że nas zaprowadzi...ufff
Istotnie...zaprowadził nas...do domu starszego pana, którego żona nie zgadza się na ...jedną noc
W tym momencie ciśnie mi się na usta tylko jedno - z góry przepraszam - excuse my language
Nagle przychodzi moment olśnienia
Przecież możemy zapłacić za dwie noce
... skoro pani nie odnajmie nam miejscówki na jedną
I tak nie mamy wyjścia...Tu nie ma więcej apartmanów, poza tymi, które widzieliśmy
Przedkładam propozycję - kobiecina patrzy nieufnie, wyczuwa jakiś podstęp...Wtedy jej mąż pyta skąd jesteśmy, a usłyszawszy odpowiedź oboje rozpromieniają się w uśmiechach...Zaczynają opowiadać o jakimś znajomym Polaku mieszkającym w centrum Šibenika..Gdy zdarzy im się spotkać, panowie piją i jedzą razem przez trzy dni
Starsi państwo są tak rozrzewnieni, że chyba zaraz się rozpłyną, oczywiście drzwi przed nami stoją już teraz otworem
W ekspresowym tempie szykujemy się do wyjścia na spotkanie - prysznic, spakowanie prezentów
, ocena miejsca i widoku z niego...na Katedrę i szybenickie twierdze.
Mieszkanie jest bardzo duże - ma ogromny salon, dwie sypialnie, pomieszczenie gospodarcze z deską do prasowania i pralką, wszelkie możliwe wygody. I kosztuje 40 EUR za noc...Co z tego, skoro jest w miejscu, do którego turyści przybywają tylko na łodziach i nie potrzebują apartmanów
Zabieramy ze sobą spakowane wiktuały, oraz drobiazgi dla Kapitańskich i ich dziewczynek. Beata błagała wcześniej, żeby broń Boże nie przynosić drzewa do lasu ...czyli wina
Ta część mariny, w której cumuje nasza Koleżanka mieści się po drugiej stronie części rezydenckiej - to nie ta strona na którą mamy widok z miejscówki. Jest to całkiem niedaleko, wystarczy minąć kilka pustych zaułków i taki szlaban...
Tu nam się dużo bardziej podoba...Choć ruch i tłok jak na Marszałkowskiej, to przynajmniej blokowisk nie widać żadnych
Beata wybiega nam na spotkanie - abyśmy nie musieli błądzić wśród ogromnej ilości pirsów i masztów - po żywiołowym powitaniu prowadzi nas na Piccolę
Tu witamy się z rodziną Beaty i dwiema załogantkami.
Zaraz, zaraz..orientuję się , że w rejsie, który właśnie się zakończył... był Kapitan i ... 5 bab
Ale facet wygląda dobrze, a nawet bardzo dobrze, więc chyba jakoś to znióśł
Widać profesjonalizm w dystrybucji Cyca
Tu właśnie jest rozlewany przydział białego Muscata dla Kateriny..
...do takiej pięknej...profesjonalnej karafki
To już się stało tradycją - dla mnie jest biały , nie tak wytrawny jak Cyc, Muscat - w karafce ofkors
. Reszta pije klasycznego czerwonego Cyca rodem ze Słowenii. Pod koniec urlopu okaże się, że to jest to samo wino - o nazwie cviček - które produkuje moja rodzina w Słowenii, a winnica, gdzie Kapitańscy dokonują co rok zakupu wina położona jest kilka minut od winnicy założonej przez mojego pradziadka.
Taki zbieg okoliczności, proszęjaWas
Teraz wiadomo, dlaczego nam się tak dobrze razem cyca
Oto i real thing - Cyc
Starsza córka Kapitaństwa - Ewa - szaleje pontonem po basenie mariny wraz ze spotkanymi tu dziećmi innych wodniaków
Jestem pełna podziwu - nie tylko sobie radzi ze sprzętem na wodzie, ale do tego wchodzi w rolę lidera - kapitana i ewidentnie widać,
że rządzi.
Młodsza Ania nie rozstaje się z przyniesionymi przez nas kabanosami... Wiedziałam, że dzieci będą spragnione polskich smaków po rejsie, a zapasy dawno wykończone
Kupić sobie dziecko za paczkę kabanosów...bezcenne
Od tej pory mam przy sobie małego ,słodkiego "kleszcza"
(Nie pomylić z Kapitanem
)
Kapitańska serwuje przyniesione przez nas przekąski, sałatkę z mozarelli i pomidorów doprawioną przez Kapitan ( oby na pewno?
), oraz przepyszny ...dżem ze świni - czyli smalec własnej roboty
Zostajemy obdarowani takim smalcem - podczas pobytu na Visie zniknął cały zapas - małżonek mój zjadł go na kruhu z solonymi kaparami na śniadanie
Żeby nie było, że my tam tylko ośmiorniczki jedliśmy
Dostaliśmy też butelkę Muscata, oraz...mapę z planem, gdzie Kapitańscy ukryli dla nas SKARB na Braču
Czyli na wyspie tej czekają dwa skarby - od Tomka i od Beaty
Jak nastrojowo się zrobiło
Świeca z kotwicą (ledowa) jest naszym podarkiem, który, mamy nadzieję, zabiorą w kolejne rejsy
Po jakiejś chwili opuszczamy z Beatą zacne towarzystwo i przenosimy się z Cycem na dziób łodzi - tak samo jak rok wcześniej w Komiży
Spędzamy tam - w moim mniemaniu wiele godzin - opowieściom nie ma końca.
W trakcie ich snucia Kapitan donosi kolejną karafkę wina, łódką leciutko kołysze, a ja czuję ,że odpływam - po długiej podróży w upale i 4-godzinnym śnie ubiegłej nocy, po nerwowym poszukiwaniu apartmana i emocjach związanych ze spotkaniem. Ok, nie będę udawać, że ilość Muscata nie odegrała roli
Oto ostatnie zdjęcie jakie zrobiłam tamtego wieczoru...Zwróćcie uwagę na naszyjnik Beaty - tu niezbyt dobrze widoczny...Ten szczegół jeszcze się pojawi w dużo dalszej części relacji - z Brača
Nasi gospodarze na Piccoli mają w planie wyruszyć do Polski o 4 rano
Czeka ich niewiele snu...A jeszcze trzeba się spakować i posprzątać po imprezie
Nie wiem nawet , która była godzina, gdy się pożegnaliśmy, ale mam nadzieję, że nie nadwerężyliśmy ich gościnności
Żałujemy, że nie mieli tego komfortu , aby wyspać się na drugi dzień tak jak my.
Ale też z pewnością w lepszym stanie niż my się położyli
Żałuję też, że nie pomyśleliśmy o wspólnym zdjęciu, albo przynajmniej zdjęciu nas dwóch...No, ale tak to jest...Gdzie Cyc się leje - reporter głupieje
Dziękujemy za super spotkanie, które tak ładnie zainaugurowało urlop w Chorwacji, czekamy na kolejne - nie tyko w Cro
W następnym odcinku na pewno dojedziemy już na Vis - ocierając się z przymusu o chorwackie centra handlowe