Pustinja Blaca - cz.2 - czyli... odcinek "na krzywy ryj"
Dlaczego odcinek będzie trochę "na krzywy ryj" - wyjaśnię za chwilę
Najpierw wytłumaczę co znaczyło tajemnicze zaklęcie
mismalamis, które wprawiło nas w lekko czarodziejski nastrój
Były już w relacji u Zdziha próby odgadnięcia - sugerowano, że może to jest po chorwacku...
kici, kici A faktycznie - młodziutka koteczka oczekująca z nami na kustosza i resztę obsługi muzeum wabiła się Miss.
Miss, mala Miss...nawoływał do niej Zoran - nasz przewodnik po Blacy, zanim jeszcze wyłonił się na ścieżce do wejścia
Wchodzimy na dziedziniec pustelni, jednak Zoran prosi o cierpliwość - zanim oprowadzi nas po wnętrzu chciałby się przebrać - jak tłumaczy - jest po żmudnej trasie pod górę do klasztoru.
Wykorzystujemy te kilka minut na obejrzenie i fotografowanie tego co na zewnątrz...
Zdzisław zwraca naszą uwagę na pozostałości kamiennych uli - pszczelarstwo było jedną z głównych gałęzi gospodarczej aktywności mnichów, oraz sposobem na pozyskiwanie środka płatniczego w postaci miodu. Innymi takimi środkami na handel wymienny były płody rolne i wino.
Rozglądamy się i zaglądamy...tu i tam
Zoran zaprasza do środka...
Zdzihu napisał ostatnio w swojej relacji:
Tak sobie myślę, że Katerina słynąca z wielkiej miłości do Chorwacji Pustinję Blaca opisze zwłaszcza zdjęciowo o wiele lepiej, a ja tylko parę słów o niej samej.
Ty mnie Zdzisławie nie denerwuj
Mam tylko jedno
zdjęcie z wnętrza, gdyż przejęłam się zakazem fotografowania, poza tym pochłonęła mnie bez reszty atmosfera w pomieszczeniach i wszelkie starocie - gdy widzę antyki zapominam o praktycznych zadaniach
Natomiast Abakus przemycił wiele zdjęć i wspaniale przedstawił historię przybytku tutaj:
sutivan-dziesiecioma-zmyslami-t54697-375.htmlOpisując "synchronicznie" nasze spotkanie i wyprawę do Blacy do pewnego momentu to ja pisałam odcinki - etapy jako pierwsza... Myślałam ze zgrozą ile pracy czeka mnie przy przedstawianiu informacji uzyskanych podczas zwiedzania od naszego przewodnika
, a tu proszę - Zdzihu "wystrzelił" przed szereg i zrobił to za mnie
Dlatego, trochę bezczelnie
, posłużę się cytatami z relacji Abakusa - sorry Zdzihu
, aby się nie powtarzać .
I z tego pomysłu wziął się pomysł na podtytuł tego odcinka
No, to pierwszy cytat...
Weszliśmy tuż po 9-tej jako pierwsi i to był w zasadzie strzał w dziesiątkę chociażby z tego powodu, że zostaliśmy oprowadzeni przez Zorana od razu i jedyni
...i drugi :
rozpoczęło się jednoosobowe przedstawienie w wykonaniu Zorana. Powiem tak. Gość jest niesamowity. Kiedy usłyszał od nas, że dla całej czwórki lepszy byłby język angielski natychmiast rozpoczął opowieść po angielsku aby po 3 zdaniach przejść na angielsko-chorwacki, po czym płynnie z chorwacko-angielskiego przeszedł na chorwacki i… może ze 4 razy w czasie całego oprowadzania przypominał sobie, że może oni jednak prosili o angielski… Nam z Kateriną to zupełnie nie przeszkadzało a w imieniu innych wypowiadać się nie będę…
Oprowadzono nas po "salonie - kuchni", czyli miejscu z dużym paleniskiem, gdzie skupiali się mnisi na posiadówki przy ogniu i posiłki, po sypialni kolejnych przeorów , czy też Ojców Dyrektorów
klasztoru, pokazano słynny fortepian (wciąż nie wierzę ,że go nie uszkodzili przy targaniu instrumentu po skałach - musiał przejść potem gruntowną renowację
), zobaczyliśmy mnóstwo starych sprzętów, bogaty księgozbiór, oryginały dokumentów itd.
Dowiedzieliśmy się, że mnisi zatroszczyli się o edukację dzieci z okolicznych osad - zapewne były to dzieci osadników sprowadzonych tu przez mnichów do pracy dla klasztoru za możliwość dzierżawienia poletka z chałupą..
Stąd klasa lekcyjna - słuchając opowieści Zorana siedzieliśmy w niziutkich ławeczkach w ciemnej sali - toż te dzieci musiały zepsuć sobie wzrok zanim ukończyły elementarną edukację w pustelni
Nie mogłam się powstrzymać i zrobiłam to jedyne zdjęcie
I ciekawostka - za Zoranem i ... Zdzihem:
Mnisi byli naprawdę niesamowicie sprytni. Dzieci te uczyli właściwie nieodpłatnie. Co to znaczy właściwie. Ano jedyną zapłatą była prośba o to, aby każde dziecko przychodzące do szkoły przynosiło ze sobą przynajmniej jedno polano do palenia…
W taki sposób przez cały rok dzieciarnia zabezpieczała mnichom drewno do paleniska…
Po wiele cennych informacji i zdjęć odsyłam osoby zainteresowane do relacji Abakusa
Ja tylko zrobiłam zdjęcia widoków z okien...
Na tym ostatnim widać połać poletka z uprawami - ponoć kiedyś mnisi mieli w tym miejscu szklarnię dla cytrusów.
Niesamowici byli ci braciszkowie - całkowicie samowystarczalni, ba, więcej - dorobili się ciężką pracą naprawdę sporego majątku.
Przykład: Na pewnym etapie historii cały teren nadany mnichom, wraz z pustelnią, skonfiskowali Wenecjanie, ale ówczesny przeor zdołał za jakiś czas odkupić włości
Kolejne pokolenia mnichów sprawiły, że Blaca była najważniejszym centrum gospodarczo-duchowym tej części wyspy do roku 1963, kiedy zmarł ostatni jej szef- przeor Don Niko Milicević.
Ten był wielkim miłośnikiem i profesorem astronomii, a jego prace naukowe zostały opublikowane w wielu czasopismach światowych. W pustelni założył obserwatorium, zakupił wielki teleskop
I właśnie idziemy za Zoranem obejrzeć teleskop - opuszczamy wnętrza klasztoru.
Teleskop ten jest do dzisiaj trzecim najmocniej ściągającym teleskopem w Chorwacji.
Sprytny przeor - astronom polecił nawet wybudować w pobliżu wygódkę - aby nie przeoczyć jakiegoś meteoru, czy nowej gwiazdy
Kibelki klasztorne...
Przypomniał mi się ten - widziany w zamku w Malborku, w którym liście kapusty odgrywały ważną rolę
Ale, żeby nie zaburzać klimatu niesamowitości miejsca...
Atmosferę tworzoną przez wszystko co widzieliśmy w Blacy trafnie określił mój małżonek. Skojarzenie, które się nasuwa to... Harry Potter
Tajemniczy klimat, czarodziejskie zaklęcia, klasa szkolna jak z filmu, obserwatorium, stare mury - wszystko jak w bajce fantasy
Oglądamy jeszcze wnętrze kościółka Matki Boskiej Wniebowziętej (bez zdjęć)...
... i ruszamy do kasy uiścić 40 Kn od osoby.
Widać stąd Uvalę Blacę, dawniej zwaną Popovą (mnisią, księżą) Luką.(powyżej)
Mnisi trzymali w niej zacumowane trzy zakupione okręty do przywozu i wywozu towarów.
Przy regulowaniu płatności zakupujemy sobie po kubeczku mnisiego wina - tzn. ja i Mariola, gdyż panowie są kierowcami.
Który to już mój drink przed śniadaniem na wakacjach
Rozsiadamy się wygodnie pod taką altaną na dziedzińcu...
Niektórzy przezorni wyciągają kanapki...
I nagle - nie wiadomo skąd pojawia się kilka szerszeni
To chyba pierwsze moje doświadczenie z taką inwazją tych owadów, w dodatku lecą do mojego kubeczka
To co odtańczyłam można by nazwać tańcem derwisza - zważywszy na fakt, że jesteśmy w pustelni
Małż mój, przyzwyczajony do moich histerii owadzich, ani drgnął, ale rycerski Zdzihu przejął się moją paniką i biegał za mną w celu odganiania szarżujących intruzów
Byłam mu bardzo wdzięczna za tę postawę, choć prawdopodobnie pobudziliśmy naszymi nieskoordynowanymi ruchami ich aktywność
Nie jestem w stanie kontemplować chwili przy winku w tych pięknych okolicznościach...Chcę się ewakuować (Małż wściekły, bo jest naprawdę cudownie - słońce oświetla już dziedziniec, jest sennie, magicznie, i nawet cicho - gdyby nie złowrogie dźwięki wydawane przez szerszenie).
Wychodzimy...co za ulga
Szerszenie nie lecą za nami, ale za to błąka się wśród nas duch jakiegoś mnicha
Tak naprawdę - to mój mąż in cognito
( sposób na kamuflowanie tych, którzy chcą anonimowość zachować
)
Oddalamy się od siedliska szerszeni w miejsce skąd widać Blacę w okazałości...
... gdzie można odetchnąć po stresie...
...i nareszcie - w spokoju - napić się wina
Następnie wałęsamy się po starych zabudowaniach gospodarczych - jeden z tych domów w ruinie nosi nazwę
Peasant House po angielsku, czyli - Dom Wieśniaczy (chłopski). Prawdopodobnie mieszkali tu dzierżawcy, rolnicy.
Ale, z kolei te ruiny nieopodal nie wyglądają mi na "wieśniacze" przybytki... Niestety, nie wiem czym były
Uroczy ten cytrynowiec
Jest tu dużo krzaczorów z kłującymi kolcami powodujących liczne zadrapania na moich nogach, a biedna Mariola nabawiła się poważnego skaleczenia - na szczęście jej zapobiegliwy małżonek miał do dyspozycji zawartość plecaka (słynna lista must-take Abakusa
) spośród której wydobył plastry i nożyczki, więc rana została szybko zaopatrzona.
Napotykam pojazd, który złożył się jak domek z kart
Pewnie to jakiś rolniczy traktorek..
Ciekawe jak tu dojechał, skoro dotarcie do Blacy nie jest możliwe za pomocą pojazdów?? Pewnie go wnieśli na plecach, jak fortepian
Blaca od dołu...
... i nieużywane pergole do upraw pnących...
Jesteśmy gotowi do odwrotu, jednak Małż postanawia wrócić do Blacy i zakupić butelkę klasztornego wina , które nam bardzo zasmakowało.
Czekamy - Mariola może "poodpoczywać" zranioną nogę.
OMG - czworogłowy uda mi wywaliło po tej wycieczce
A przed nami jeszcze powrót pod górę
Małż wraca z taką butelczyną (ta po środku).
Wracamy..
... mijając licznych nadchodzących teraz turystów witających się z nami - jak to w górach
"Bonjour" - "Bonjour"
"Bonjour" - "Bonjour"...itd - przeważają Francuzi
Krótkie przerwy na odpoczynek - jest bardzo gorąco...
... w trakcie których Zdzihu bez wytchnienia eksploruje dawno opuszczone osady, np. Dragovode.
Cały czas wyprzedza "peleton", któremu (mimo odniesionych ran) jest bardzo wesoło
( po winie przed śniadaniem tak musi być )
Powoli zbliżamy się do parkingu - pora na pamiątkowe zdjęcie
Na parkingu... tłok
Jak dobrze przyjechać tu o poranku - dzięki Zdzisławie za to, że dane nam było pokonać trasę do pustelni i zwiedzić ją bez "balastu"
W aucie sprawdzam temperaturę powietrza...
A jeszcze nie ma południa
Wycieczka do Blacy
- każdy, kto odwiedza Brač powinien przeżyć tę przygodę
W kolejnym odcinku będzie trochę o kulinariach, jak też o kamieniarskiej tradycji wyspy.
Bok, bok - laku noć